
Żona krytykuje i poniża - jak radzić sobie z toksycznym zachowaniem partnerki?
Żona powiedziała, gdy zachorowałem i chwilowo nie zarabiałem, że lepiej, żebym zdechł, bo nie ma już ze mnie pożytku i zawsze wszystko robię źle.
Gdy tylko raz się położę, w dzień, to wyzywa mnie od próżniaków, gdy wypije piwo zimne latem, to jestem alkoholikiem, gdy jestem za długo na zakupach, to wylicza mi czas - u mnie godzina, to u niej 3 godziny.
Często mówi, że rzygać się jej chce, jak na mnie patrzy.
Gdy jadę samochodem to albo za wolno jadę, albo za szybko, gdy coś się zbije, to z buzią na mnie, choć mnie w domu nie było. Jej ojciec ma stwierdzone zaburzenia narcystyczne.
Janosik
Weronika Węgier
Dzień dobry.
To, co Pan opisuje, może wskazywać na przemoc psychiczną w relacji, choć aby potwierdzić to jednoznacznie, potrzebne byłyby dodatkowe informacje i kontekst. Niemniej, opisywane sytuacje – takie jak obrażanie, krytykowanie, poniżanie – są charakterystyczne dla przemocy psychicznej.
Jest to najczęstsza forma przemocy i często trudno ją rozpoznać z tego względu, że czasami w codziennych kontaktach używamy agresywnych słów, aby wpłynąć na naszych bliskich. O przemocy psychicznej mówimy, gdy taki sposób wywierania wpływu jest stosowany wyłącznie lub nieomal wyłącznie, przy jednoczesnym spełnieniu 4 kryteriów:
1. Jest to intencjonalne działanie (lub zaniechanie działania). Działanie jest celowe, choć sprawca może tłumaczyć swoje zachowanie np. emocjami.
2. Nierównowaga sił – Jedna osoba ma przewagę nad drugą (np. psychiczną, materialną, społeczną). W Pana przypadku może to być związane z chwilowym osłabieniem Pana sytuacji z powodu choroby i braku dochodów.
3. Wszyscy mamy takie samo prawo do poszanowania przez innych. W przypadku przemocy ta równowaga jest zachwiana i jedna z osób daje sobie prawo by uderzyć, obrazić, skrytykować, nie liczyć się z życzeniami, protestami i uczuciami drugiej osoby.
4. W wyniku powyższych zdarzeń osoba, wobec której stosowana jest przemoc, doznaje cierpienia i szkód (fizycznych lub psychicznych).
Przemoc psychiczna często karmi się wstydem i milczeniem, a zakorzenione stereotypy („mężczyźni nie mogą być ofiarami przemocy” lub „to tylko słowa”) dodatkowo utrudniają podjęcie działania. Przemoc psychiczna jest też dość "podstępna" bo jej negatywny wpływ może być trudno dostrzegalny lub odroczony w czasie. Na dłuższą metę każda forma przemocy odbiera poczucie kontroli, sprawstwa i chęci do działania.
To, że dzieli się Pan swoimi doświadczeniami, jest więc bardzo ważnym krokiem!
Proponuję rozważyć kilka opcji działania:
Skonsultować się ze specjalistą - rozmowa z psychologiem lub terapeutą pomoże ocenić sytuację, określić, czy mamy tu do czynienia z przemocą, czy np. z konfliktem lub innym problemem w relacji, oraz zaproponować konkretne kroki do podjęcia.
Zachęcam do zapoznania się z materiałami na stronie Niebieskiej Linii (https://niebieskalinia.org/), która oferuje wsparcie osobom doświadczającym przemocy. Można tam znaleźć informacje, zapisać się na konsultacje psychologiczne lub skorzystać z całodobowego telefonu zaufania (800 120 002).
Można na nim porozmawiać ze specjalistą i uzyskać wsparcie lub wskazówki. Telefon jest dość oblegany, ale warto dzwonić do skutku.
W Polsce przemoc (również psychiczna) jest traktowana jako czyn szkodliwy, który może wiązać się z odpowiedzialnością prawną. Warto rozważyć, czy włączenie wsparcia prawnego lub instytucjonalnego nie będzie konieczne.
Gdyby okazało się, że opisywane sytuacje wynikają bardziej z narastających konfliktów, braku komunikacji czy wzajemnego niezrozumienia, wówczas można by rozważyć rozmowę z żoną w obecności mediatora, terapeuty par lub udział w terapii rodzinnej. Jednak w tym przypadku przemoc psychiczna wydaje się dominującym problemem.
Życzę dużo siły i odwagi.
Pozdrawiam serdecznie,
Weronika
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Urszula Jędrzejczyk
Dzień dobry,
a czy próbował Pan zakomunikować żonie, że sposób, w jaki się zwraca, jest niemiły? Zachęcam do zakomunikowania żonie swoich uczuć w związku z powyższymi sytuacjami.
Dodatkowo być może pomocne byłoby zastanowienie się nad celem, czyli np.: co chciałby Pan, żeby się zmieniło w zachowaniu żony? Jakby chciał Pan, aby partnerka się zwracała w takich sytuacjach?
Jeśli wszelka komunikacja zawiodła i rozmowy nie przyniosły efektu, zachęcam do umówienia się do specjalisty w celu omówienia sytuacji na bieżąco.
Pozdrawiam serdecznie
Ula Jędrzejczyk
Jessica Gagola
Jesteś niestety w toksycznej relacji . Skup się na pracy nad sobą i poszukaj wsparcia psychologa. Odpowiedz sobie czy tak powinna wyglądać relacja? Z czasem problem będzie się się nasilał niestety.

Zobacz podobne
Kryzys w związku. Obawiam się zmian nastroju partnera.
Jednego dnia jest wspierający, radosny, gaszący konflikty. Wyręcza mnie w obowiązkach, pomaga w problemach.
Drugiego pojawia się krzyk, rzucanie przedmiotami, obrażanie nawet przy znajomych, mówienie, że jestem np. za wolna, za mało empatyczna, głupia, za wolno myślę. Na moje prośby o większy szacunek odpowiada, że to moja wina.
Reaguje agresją na zachowanie innych ludzi, które mu się nie podoba. Potrafił moim autem uderzyć w inne auto, bo ktoś krzywo jechał, jechać za innym autem bardzo blisko i bardzo szybko, bo ktoś wolno jechał i mówić, że to ja jestem problemem, bo tłumaczę, że się boję, jak tak robi, a on, że go nie wspieram, jak narzeka na innych. Drugim problemem jest codziennie picie alkoholu. Jak sam mówi, pomaga mu to poradzić sobie ze smutnym nastrojem i głównym powodem, dla którego pije, jestem ja, że go nie wspieram, że jestem głupia, że chce uciec od mojego nastroju. Nie ukrywam, że nie zawsze wszystko zrobię, tak jak on tego chce, nie zawsze przewidzę albo zapamiętam, na czym mu konkretnie zależy. Mam obniżony nastrój przez chorobę członka rodziny i konieczność pomocy osobie niepełnosprawnej, ale się staram, na tyle ile mam możliwości. Partner chce, żebym to ja wzięła odpowiedzialność za jego nastrój i jego picie.
A ja nie wiem już co mam robić. Szukam u siebie problemów i wiem, że często mogłabym lepiej coś zrobić, ale nie wiem, czy mój strach przed partnerem jest normalny. Nie wiem, gdzie szukać pomocy.
Witam wszystkich, jestem tutaj nowy. Byłem w burzliwym związku 2 lata, 3 razy się rozchodziliśmy. Ja za każdym razem zabiegałem, starałem się. Czasami angażuję się za bardzo. Brałem wszystko na siebie, robiłem źle. Pomiędzy nami było 9 lat różnicy. Ostatnio usłyszałem, że ja jestem stary, a ona młoda, może się bawić.
Zaczęły się w związku koleżanki, uciekanie od spotkań. Jeśli się pytałem, kiedy się widzimy – „nie wiem”. Wiele pretensji, że mi dużo nie pasuje, że to moja wina, że wiele słów usłyszała z mojej strony i nie potrafi już na mnie patrzeć. Szczerze – nigdy nic głupiego nie powiedziałem, tylko czasami coś żartem czy zgryźliwie, ale to na tyle, mieliśmy dystans.
Ostatnio non stop wychodziła ze znajomymi. Nawet nie widziałem, że ma taką toksyczną koleżankę, która nią kieruje. Słyszałem, że jestem nienormalny, że w żartach jest drugie dno, że wyliczam jej pieniądze na każdym kroku. Nigdy takiego czegoś nie było. Jedynie żartem: „Dzisiaj ty stawiasz?” czy „Policzymy się za paliwo?”. I tak – ona bez problemu zawsze płaciła, bo wiedziała, że to tylko sarkazm.
Starałem się, jak mogłem, zabiegałem. Ona zawsze w stronę znajomych – że mają lepiej, że inaczej ją traktują. Ta znajoma, którą poznała, tak „fajna”, żeruje na niej. Widziałem na relacjach – bawi się na całego, kolacje, imprezy. Z otoczenia wiem, że ta osoba po prostu nie ma znajomych, nikt nie chce z nią utrzymywać kontaktu, bo patrzy tylko na swoje cztery litery.
Wszystko – żarty, starania się, nawet jak coś nie było tak – gdy chciałem porozmawiać, była odpowiedź, że „ze mną się nie da”. Mam jej zniknąć z życia, bo się przy mnie męczy. Znajdzie sobie takiego, co spełni jej każde oczekiwania, a ja mam znaleźć taką, co ich nie ma.
Zawsze byłem prawy, nigdy nic nie chciałem – żadnych pieniędzy, nawet od rodziny za jakieś usługi. Mówiłem szczerze wszystko, ale ona odebrała to tak, jakbym ciągle jej coś wypominał. Usłyszałem nawet, że bronię jej się spotykać z rodziną, ale nigdy tak nie było. Nawet zaczęła mieć o to problem, gdy spytałem się, co po spotkaniu.
Pretensje, że pytam, jak się ubiera, że nie jest wyspana... Po prostu zauważyłem, że na siłę szuka powodu, by mnie rzucić. Nawet jechałem prawie 100 km do restauracji dzień przed zerwaniem. Zażartowałem coś tam i mówiłem, że po drodze jest kilka fajnych restauracji. Ona: „Nie, tam jedziemy”. Mówię: „Okej”. Gadaliśmy o pracy i w ogóle, a ona wszystko brała tak do siebie, że niby ją maltretuję, ubliżam jej na każdym kroku.
Napisała mi w nocy, że to się wypaliło, nie chce tak żyć i mam zniknąć z jej życia. Zostałem zablokowany wszędzie, a ona szuka atencji u facetów.
Może tutaj się wydawać, że jestem aż takim złym człowiekiem, ale każdemu, kto pyta i komu mówię prawdę, odpowiadam – to było szukanie pretekstu, by mnie rzucić. Usłyszałem jeszcze, że gdyby nie ja, to byśmy tam nie pojechali. Nie wiem, co myśleć. Za każdym razem łapie moje słowa, wyciąga coś głupiego, co powiem pod nosem, a ile ja przeszedłem, wspierałem, byłem na każde skinienie palca – nawet o 2 w nocy – tego już nie pamięta. Tylko: „No nikt ci nie kazał”.
I usłyszałem, że rzyga moimi spekulacjami, moimi rozmowami i całą moją osobą. Mam nie próbować z nią nawet pogadać, wyjaśnić, powiedzieć prawdę, bo nigdy nie chciałem jej urazić. Mieliśmy dystans w wiadomościach, a ona nagle, że się wypaliło. Próbujemy od 2 lat i nie wychodzi.
Ale za każdym rozpadem są znajomi. Każdy zauważył, że im mniej się szanują i starają, tym jakoś im wychodzi. Czasami czułem się w tym związku, jakbym był sam.
Nasza historia zaczęła się kilkanaście lat temu jako nastolatkowie. Wzięliśmy ślub, na świecie pojawiło się dziecko, a drugie jest w drodze.
Zawsze mieliśmy problemy w związku/ małżeństwie- alkohol, brak szacunku, brak wzajemnego wsparcia i zrozumienia. Sytuacja eskalowała, kiedy po narodzinach pierwszego dziecka zostałam sama z synem, bo mąż dużo pracował, w weekendy imprezował i w ogóle nie zajmował się nami ani nie czuł obowiązków w stosunku do dziecka. Nadużywa alkoholu, więcej rozmawia z kolegami, niżeli ze mną, przyłapałam go na oglądaniu kamerek live z parami na stronach dla dorosłych- gdy o tym powiedziałam, że wiem, to obarcza mnie winą, że nie ma tego w domu, to ogląda (jestem w 8 msc ciąży, nie dąży do cielesności ze mną).
Ostatnio doszło między nami do kłótni, w której już przeklinaliśmy na siebie, bo pękły każde bariery. Wyszedł z domu, nie odbierał telefonu i wrócił zalany w trzy trupy- nie wiem gdzie się znajdował. Jestem w rozsypce, nie chce być tak traktowana. Nasz syn nie ma z nim wielkiej relacji, ale gdy nie ma go dłużej, to dopytuje i tęskni, a ja najchętniej odeszłabym od niego. Nie chce resztę życia czuć się jak śmieć, a teraz dokładnie tak się czuję.
Jestem niezależna, mam własną firmę, zarabiam więcej pieniędzy niż on na etacie. Nie wymagam od niego nic, tylko opieki i szacunku, resztę mogę zapewnić sobie sama. Męczy mnie sytuacja, że mogłabym żyć spokojnie sama z dziećmi, ale go kocham i zostaje za wszelką cenę. Po ostatniej kłótni rzucił kluczykami do samochodu, który wzięłam na firmę i zarządał połowy pieniędzy, kiedy ja zarządałam połowy pieniędzy za wyprawkę dla naszego dziecka stwierdził, że jak się rozstaniemy to ja zabiorę dzieci, to co on ma mi dawać. Mówi, jakby dla niego nic nie znaczyła rodzina, dzieci i ja. Mam mętlik w głowie i jestem wykończona psychicznie a poród za miesiąc. Zamiast cieszyć sie z narodzin dziecka, ja zastanawiam się czy będę wychowywać dzieci sama czy z nim.
