
- Strona główna
- Forum
- związki i relacje
- Zostałam zdradzona....
Zostałam zdradzona. Postanowiłam spróbować wybaczyć, ale boję się, że źle zrobiłam
Asia
Eva Wosnitza
Przepracować sytuację. Zgłosić się na konsultację psychologiczną. Każdy ma wybór wybaczyć czy nie.
Zmienić myślenie czy popracować nad lękiem? Myślę, że każdy jest ekspertem od własnego życia, jednak czasem wsparcie osoby z zewnątrz może pokazać to, co głęboko ukryliśmy nawet przed sobą.
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Joanna Rzepka
Dzień dobry,
Zmiana myślenia nie będzie łatwa, ale być może dobrze przyjrzeć się, skąd takie, a nie inne przekonania dotyczące zdrady, co się za nimi kryje, czym mogła być podyktowana decyzja o tym, aby wybaczyć, jakie znaczenie jest temu nadawane. Ciekawy temat do eksploracji, aby dowiedzieć się czegoś więcej o sobie.
Serdeczności,
JR.
Alina Wiśniewska
Przykra i bolesna sprawa, ale proponuję przyjąć trochę inną perspektywę. Warto zacząć wspólnie z partnerem myśleć w jakiej roli, funkcji pojawiała się ta zdrada. Prawdopodobnie w rozwoju związku potrzebny był ruch, który został wykonany w takiej nieprzyjemnej formie. Najważniejsze są intencje i uczucia. Wiem, to stawia zwyczajowe podejście do zdrady jakby na głowie, ale uruchamia refleksje. Polecam w tym wypadku terapię par. Powodzenia.
Justyna Czerniawska (Karkus)
Dzień dobry,
obawa przed ponownym zaufaniem i wejściem w relacje po zdradzie jest całkowicie normalna. Myślę, że warto odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego postanowiła Pani spróbować wybaczyć i być w tej relacji? Co zmotywowało do takiej decyzji? Proszę pamiętać, że zmiana myślenia to wymagający i długi proces. Może warto rozważyć konsultacje u psychologa lub psychoterapeuty?
Pozdrawiam,
Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta

Zobacz podobne
Witam. Mam problem z komunikacją w związku ze strony faceta. Jesteśmy ze sobą już 13 lat, wychowujemy córkę (14-latka z poprzedniego Związku) oraz naszego syna 11-latka. Problemy bywały różne, mieliśmy inne podejście do podziału obowiązku, odpowiedzialności i funkcjonowania w rodzinie. Między nami jest różnica 12 lat (mój narzeczony jest starszy). Pokonaliśmy wiele różnic i wypracowaliśmy normalny system rodzinny. Codziennie praca, dom i dzieci. Od pewnego czasu dzieci jeżdżą na weekendy do dziadków i mamy wtedy czas dla siebie i wspólnych znajomych, z którymi spotykamy się co jakiś czas. Od dłuższego czasu mój facet miewa zachwiania humoru, gdy coś mu się nie podoba, to w sposób bardzo dosadny o tym mówi. Często słyszę, że to moja wina, bo mam inne zdanie. Gdy zwraca uwagę bezpodstawnie dzieciom i one komunikują, że coś nie jest zgodne z prawdą, to słyszą, że nie musi z nimi rozmawiać, żeby nic od niego nie chcieli itp. Gdy przesadza, to rozmawiam z nim i próbuje zażegnać konflikt, wtedy słyszę, że podważam jego autorytet. Od kilku dni obraził się właśnie o wymianę zdań i nieodzywanie też do dzieci. Nie interesuje się czy coś im potrzeba, czy są głodne itp. Wraca z pracy, bierze coś do jedzenia, myje się i siada przed komputer, na którym ogląda różne filmy. Potem się kładzie i tak następny dzień nastaje. Na co dzień oboje pracujemy, ale w domu sprzątam tylko ja, robię zakupy, gotuję, szykuje śniadania, piorę itp. A gdy mówię, że nie jestem służącą i chcę, żeby robił, to ze mną to słyszę, że on pracuje ciężej i nie umie gotować, po co Sprzątać i prać codziennie, a zjeść można na mieście. Czasem wysyłam go z kolegą na działkę na ryby, żeby się zrelaksował i odpoczął od pędu i obowiązków (3/5 dni) ja oczywiście zostaje z dziećmi i żyje jak co dzień. Nigdzie nie chodzę po imprezach i nie wyjeżdżam sama, bo lubię wspólne podróże i wspomnienia. Czasami mam dość, bo to tak jak bym miała trójkę dzieci. Gdy jest ok, to potrafi dużo załatwić i ogarnąć spraw, ale gdy już się obrazi i jak mi dzieci świadkiem o jakiś wymysł to palcem nie ruszy i traktuje nas jak powietrze. Często podkreśla, że mieszkanie jest jego, że on to się dorobił, bo ma swoją firmę, a ja nie mam nic (jestem nauczycielem w przedszkolu) i na nic mnie sama nie stać. Że wychowuje dzieci na niezaradne, bo pozwalam im na telefon czy wyjazdy weekendowe i jedyne co będą w życiu mogli Robić to pracować w biedronce. Często myślę sobie, że nie zasługuje na takie komentarze i nie mam czasu na fochy, bo gdy mam dość i nie chce rozmawiać, to rozmawiam służbowo przez dzień czy dwa, ale dzieci nie odczuwają tego, bo funkcjonuje wtedy normalnie tyle, że w większej ciszy do ich ojca. Kiedyś wspomniałam o terapii, że może warto pójść do psychologa i porozmawiać, bo może oboje coś źle robimy bądź źle widzimy, ale wtedy słyszę „to idz, tobie się przyda psycholog, bo coś jest z tobą nie tak, ja nie mam potrzeby”. Jak mogę pomóc sobie bądź nam, żeby żyło się łatwiej ?
Mam wielu bliższych znajomych, nazywam ich przyjaciółmi, jednak tak naprawdę czuję, że nimi nie są.
Gdy mówię o swoich problemach, nie dostaje takiego wsparcia jakiego czuję, że bym potrzebowała, czasami też potrafią to olać. Zamiast gadać o tym co mnie dręczy, lepiej gada się o chłopakach czy innych tych mniej ważnych rzeczach (dla mnie aktualnie). Bardzo źle się z tym czuję, bo nie czuję oparcia w nich.
Jak powiedzieć im, że takie zachowanie mi nie pomaga, żebym nie wyszła też na atencujeszkę i w ogóle..


