
Kiedy zaczynamy psychoterapię, często towarzyszy nam ulga: mamy wrażenie, że wreszcie ktoś nas usłyszy, pomoże przejść przez chaos, złagodzi ciężar emocji i naświetli upragnioną odpowiedź na pytanie: „jak żyć?”.
Spodziewamy się wskazówek, po których nasze życie odmieni się o 180 stopni. Jednak tworzenie sztucznej granicy: „ja przed terapią i ja po terapii” może prowadzić do iluzji, że po zakończeniu procesu wszystko się ułoży, a problemy znikną. Ten uproszczony obraz często jest wzmacniany przez media społecznościowe. Dlatego, często słusznie, zachęcamy siebie i innych do podjęcia terapii. W dodatku, w świecie perfekcjonistów, gdzie każdy krok ma być "dobrze zrobiony", nawet proces terapeutyczny może stać się kolejnym polem do osiągania i zdobywania punktów. Tymczasem powrót do siebie to nie checklist’a do odhaczenia.
W tym artykule chcę przedstawić oznaki zdrowienia, ale też urealnić obraz procesu terapeutycznego. Jako psycholożka oprócz licznych szkoleń i udzielania wsparcia innym, korzystałam z różnych form pomocy specjalistycznej i na podstawie własnego doświadczenia mogę powiedzieć jedno: gabinet terapeutyczny to ważna i często bardzo wspierająca przestrzeń, ale nie ostateczna. Prędzej czy później przychodzi moment, kiedy zaczynamy rozumieć, że nie da nam on wszystkiego, czego potrzebujemy. I to bardzo dobra wiadomość.
Słowu „zdrowienie” warto poświęcić chwilę uwagi, bo może nieść za sobą pewne mylące skojarzenia. Sugeruje bowiem, że chodzi o proces, który ma swój początek i wyraźny koniec – byłem chory, teraz jestem zdrowy. Tymczasem w przypadku osób, które doświadczyły wielu trudnych wydarzeń, w tym między innymi traumy złożonej trudno mówić o zdrowieniu jako o czymś skończonym czy ostatecznym.
Inaczej sytuacja wygląda w przypadku osób, które zgłaszają się po pomoc w sytuacji kryzysu – np. po utracie pracy – i kończą korzystać z pomocy specjalisty, gdy czują się już względnie zaadaptowane do nowej rzeczywistości, być może nawet znajdują nowe zatrudnienie. W takich przypadkach rzeczywiście można mówić o problemie, który miał swoje konkretne ramy i został rozwiązany. Podobnie bywa, gdy terapia koncentruje się na osiągnięciu jasno określonego celu i zostanie on zrealizowany.
Natomiast w przypadku osób, które zgłaszają się z bardziej złożonymi trudnościami i powtarzającymi się schematami reakcji trudniej powiedzieć o tym, że terapia coś definitywnie zakończy. W ich kontekście pojęcie „zdrowienia” również wymaga pewnej korekty – bo zakłada istnienie choroby czy jakiejś wewnętrznej dysharmonii. Dlatego chętniej zamiast o zdrowieniu mówiłabym o zmianie lub rozwoju. Pozwala to wyjść z narracji kultury terapeutycznej, która często sugeruje, że z nami ciągle jest coś „nie w porządku”. Można powiedzieć, że wzrost po ranach to nie spektakularna transformacja, ale stopniowy proces do odzyskiwania sprawczości.
By opisać oznaki zmiany, posłużę się wiedzą, którą przekazują specjaliści: Pete'e Walker (2024) oraz Sabina Sadecka (2025). Psychoterapeutka wspomina w swoim podcaście, że trauma to swego rodzaju utknięcie, a zdrowienie to otwieranie drzwi do zupełnie nowego życia, bardziej autentycznego, świadomego i wrażliwego na cierpienie swoje i innych. Zaznacza jednocześnie, że nie każda trauma, czy rana skończy się wzrostem postraumatycznym i nie po każdej traumie rozkwitamy.
By czytelniej opisać oznaki zmiany, posłużę się jej spostrzeżeniami. Można je przedstawić w formie dróg „od i do”:
Trauma tworzy iluzję, że jesteśmy wyjątkowi pod względem rany, naznaczeni, odmienni i tym sposobem oddzieleni od innych. Zdrowienie polega na uświadomieniu sobie, że cierpienie, śmiertelność i kruchość są wspólne dla wszystkich, podobnie jak pisze P. Levine: trauma jest faktem życia, ale nie dożywotnim wyrokiem.
Poprzez doświadczenie traumy możemy znaleźć nowy język opisu doświadczeń, ale też uważniej dobierać sobie osoby, z którymi chcemy się dzielić tym, co przeżyliśmy. Dlatego cenne może być wypowiadanie się poprzez twórczość. Staje się ona czynnikiem wzrostu i ujawnia siłę sprawczą twórcy. Umożliwia też zakończenie trudnej historii na poziomie symbolicznym.
Pete Walker wspomina, że nasze zdrowienie dotyka również relacji z innymi: skoro coraz rzadziej karzemy siebie za drobne niedociągnięcia, to patrzymy też łaskawszym okiem na innych, rzadziej rozpamiętujemy drobne błędy. W związku ze wzrostem postraumatycznym częściej doświadczamy relacji wystarczająco dobrych. Coraz lepiej radzimy sobie z balansowaniem między zaspokajaniem własnych potrzeb a kompromisem z potrzebami innych. Mamy też większą zdolność do okazywania autentyczności i wrażliwości w relacjach opartych na zaufaniu.
Trauma z dziś przywołuje przeszłe dramatyczne zdarzenia, ale to może wskazywać miejsca, które wymagają przyjrzenia się i objęcia uwagą. Z tego powodu rana może nas zachęcać do unikania rozwoju, konkretnych miejsc, ludzi, ekspansji, odczuwania konkretnych emocji. Zdrowienie prowadzi jednak do oswajania się z tym, co trudne i do radzenia sobie z trudną przeszłością krok po kroku.
Umysł woli wytłumaczalne od niewytłumaczalnego. Często tworzymy sobie tak zwane absolutyzmy, dzięki którym możemy czuć się komfortowo. Trauma zawiera w sobie potencjał do pokazania nam, że takie przekonania nie opisują rzeczywistości i zaczynamy realnie patrzeć na nasze życie i relacje. Przykłady takich absolutyzmów:
„jeśli będę dobrym człowiekiem, to nic złego mnie w życiu nie spotka”,
„jeśli będę dobrze przygotowana, to nic mi nie grozi”,
„jeśli będę się modlić, Bóg mnie zawsze ochroni”,
„dobro zawsze wraca”,
„ciężka praca zawsze się opłaca”,
„miłość wszystko przezwycięży”,
„prawda zawsze wychodzi na jaw”,
„jeśli nikomu nie szkodzę, to nikt nie skrzywdzi mnie”,
„każdy dostaje to, na co zasłużył”,
„uczciwi ludzie ostatecznie zawsze wygrywają”,
„rodzina nigdy cię nie zawiedzie”.
W procesie rozwoju podejmujemy decyzję o działaniach, które przywracają nas do kontaktu ze sobą i światem. Oznacza to odchodzenie od wewnętrznego rozbicia, które kiedyś umożliwiało nam przetrwanie. Przestajemy zaprzeczać istnieniu naszych ciemnych stron, czyli takich zakamarków, do których kiedyś trudno było nam się przyznać. Uczymy się integrować wszystkie nasze strony, a nowa wewnętrzna jedność może być dobrym krokiem do wyjścia poza dotychczasowe doświadczenia.
Ustalamy co jest dla nas w życiu naprawdę ważne, jakie mamy wartości, co możemy pominąć, jak chcemy być zapamiętani. Zadajemy sobie pytania, co z własnej tożsamości chcemy nieść ze sobą dalej w życie, a co zostawić. Czy nadal chcemy być tą samą osobą?
Pete Walker pisze, że zdrowienie dotyka również naszego postrzegania rzeczywistości: nasz wewnętrzny krytyk zaczyna słabnąć. Zwiększa się nasza zdolność do rozpoznawania i odrzucania perfekcjonistycznego i katastroficznego zachowania. Rzadziej myślimy „wszystko albo nic” (albo jestem zdrowy, albo nie), akceptujemy, że robimy „dwa kroki do przodu i jeden w tył”, oraz ograniczamy niekonstruktywne metody radzenia sobie, np. objadanie się czy korzystanie z substancji psychoaktywnych.
Od mobilizacji do zabrania głosu, od zahamowania do nowej reakcji. Takiej, która umożliwia układowi nerwowemu, doświadczyć bezpiecznego domknięcia nierozładowanego pobudzenia. Metoda pracy z traumą Somatic Experiencing zakłada, że trauma rodzi się tam, gdzie w sytuacji trudnej mobilizacja ciała nie mogła się zakończyć. Szukamy więc bezpiecznych sposobów na domknięcie tamtej reakcji.
Trauma mówi, że świat jest niebezpieczny, że nie warto inicjować nic nowego, oraz że rzeczywistość jest chropowata i nienegocjowana. Dzięki rozwojowi uczymy się, że świat nie jest zagrażający, a do różnych nowych etapów możemy się przygotować, przy wsparciu różnych zasobów. Taka postawa umożliwia nam postęp w osiąganiu celów rozwojowych, które zostały zahamowane. Jak powiedział Bob Dylan w swojej piosence „It's Alright, Ma (I'm Only Bleeding)”: „He not busy being born is busy dying”, co można przetłumaczyć jako: „Kto nie jest zajęty rodzeniem się, jest zajęty umieraniem”.
Stopniowo uczymy się wracać do zmysłów, czucia, korzystać z życia, delektować się nim. Pete Walker dodaje, że wzrasta również nasza zdolność do relaksacji, ale jednocześnie porzucamy fantazję o idealnym wyregulowaniu. Mimo to wydłuża się czas, w którym czujemy się wystarczająco dobrze sami ze sobą.
Rana zabiera nam dostęp do własnej mocy, do przepływu energii, ale wzrost polega na stopniowym odzyskiwaniu sprawczości i swoich zasobów przy jednoczesnej łączności z tym, co trudne.
Gdy wychodzimy z etapu przetrwania do rozwoju, zaczynamy czuć, że rozkwitamy, odczuwamy nadzieję, optymizm, powrót sił witalnych. Ważne: powrót do zdrowia nigdy nie przebiega linearnie! Gorsza chwila nie oznacza, że cały postęp uległ cofnięciu. Zdarzają się również dłuższe „regresje”, które potrzebują naszej „niezachwianej akceptacji” i samoochrony, Zdrowienie to nie egzamin, i nikt nam nie da dwójki za gorsze chwile. Powrót do zdrowia to też znoszenie uczuć takich jak strach, wstyd. Nie ma potrzeby obwiniać się za swój stan emocjonalny (Walker, 2024).
Wielu z nas na początku drogi chce z traumą poradzić sobie szybko i wieloma możliwymi sposobami. Zdrowienie to akceptacja wolnego tempa procesu, ale też jego cykliczności i powtarzalności słabszych epizodów. Próba przyspieszenia bądź zajęcie się wszystkimi obszarami życia naraz ma najczęściej skutek odwrotny. Zdrowienie może nabrać wtedy charakteru obsesyjno-kompulsyjnego.
Pete Walker podkreśla, że zakończenie terapii nie oznacza tego, że nigdy nie doświadczymy tzw. emocjonalnych flashbacków. Możemy jednak zauważyć coraz lepsze radzenie sobie ze stanami pobudzenia i przesadnymi reakcjami. Fashbacki pojawiają się rzadziej, są mniej intensywne i mniej trwałe: „walczysz tylko wtedy gdy jesteś naprawdę atakowany”, „uciekasz tylko wtedy, gdy nie masz żadnych szans”, „zastygasz tylko wtedy, gdy musisz przejść w tryb wnikliwej obserwacji”, „obłaskawiasz tylko wtedy, gdy właściwe jest samopoświęcenie” (Walker, 2024).
Zdrowienie nie ma wyraźnego zakończenia, ale jest to proces, który wciąż się rozwija. Postęp, wbrew pozorom, może obejmować regresje i nawroty, chwilowe utknięcie, ale to też szansa na dostrzeżenie nowych drzwi i życia bardziej autentycznego i świadomego. Poza tym zmiany nie przebiegają liniowo, a momenty „gorszego samopoczucia” nie oznaczają cofania się. Ze swoim stanem emocjonalnym należy się bardziej oswoić i uczyć się go akceptować, niż próbować go zmienić i odrzucić.
Co ciekawe, osoby, które doświadczyły bardzo trudnych sytuacji życiowych, mogą nabyć takich kompetencji emocjonalnych, że przewyższają średnią inteligencji emocjonalnej w społeczeństwie oraz osób, które takich trudności nie doznały. Dlatego bardzo często osoby z „przeszłością” są terapeutami. To często umożliwia wykształcenie większej empatii, a co za tym idzie zrozumienia (Walker, 2024).
Zagrożeniem tak zwanej kultury terapeutycznej może być przekonanie, że każdy ból powinien być przegadany w gabinecie u specjalisty. Jednak nie każdy problem „kwalifikuje się” do takiej interwencji. Wszyscy potrzebujemy optymalnego stresu do wzrostu.
„Normalny ból” można zdefiniować jako ból egzystencjalny od czasu do czasu, na skutek straty, choroby, kłopotów finansowych, presji czasu i tym podobnych. Na niektóre wydarzenie naturalnie reagujemy obniżonym nastrojem i to nieprawda, że ludzie powinni być szczęśliwi przez cały czas.
Jednym z mniej oczywistych cieni kultury terapeutycznej może być rosnąca ekskluzywność pomocy. Pomoc staje się więc nie tyle prawem, ile towarem – dostępnym dla tych, którzy mogą sobie na nią pozwolić. Jednocześnie, w sytuacjach kryzysowych, rozmowa z przyjacielem, bliskość rodziny, bywa bagatelizowane lub traktowane jako „niewystarczające”. Dla wielu właśnie to wsparcie najbliższych może być równie, jeśli nie bardziej, skuteczne od terapii. Obyśmy nie dotarli do punktu, w którym zwykła, „bezpłatna” rozmowa z bliską osobą przestanie być normą, a każda słabsza forma psychiczna automatycznie oznaczać będzie potrzebę profesjonalnej interwencji.
W kulturze terapeutycznej cierpienie psychiczne coraz częściej interpretowane jest w oderwaniu od kontekstu społecznego. Źródłem cierpienia nie muszą być wyłącznie „traumy z dzieciństwa”, ale także czynniki takie jak niestabilna praca czy presja wydajności. Mimo to sprowadza się je do „wewnętrznego problemu do naprawienia”, a co gorsza do nieodpowiedniej wibracji. Sugeruje się, że wystarczy wznieść się na wyższy poziom, aby przyciągać tylko to, co dobre. Tym samym cała odpowiedzialność za własny los zostaje zrzucona na jednostkę, co skutkuje wzmożoną potrzebą korzystania z psychoterapii, często dłużej niż jest to potrzebne.
W tym artykule próbowałam odpowiedzieć na pytanie: w którym momencie można puścić rękę terapeuty i chwycić za własną? Biorąc pod uwagę, że proces zdrowienia i rozwoju przebiega długofalowo, znaczna jego część dokonuje się poza gabinetem terapeutycznym. Nie oznacza to, że psychoterapia jest zbędna – wręcz przeciwnie. To przestrzeń, w której rozpoznaje się potencjały, nazywa zasoby i uczy narzędzi, które później możemy wykorzystywać samodzielnie.
Zakończenie terapii nie jest rezygnacją z troski o siebie, ale jej nową formą – sygnałem, że jesteśmy gotowi dalej iść sami. Nie idealnie, ale wystarczająco dobrze. To wyraz wewnętrznej dojrzałości, zaufania do siebie i odwagi zmierzenia się z codziennością już bez zewnętrznego prowadzenia.
Na koniec chciałabym przytoczyć słowa polskiego filozofa, Tomasza Stawiszyńskiego, który pisze:
„Zamiast traktować ciężkie momenty jako traumy, które upośledzają nasze funkcjonowanie – zobaczyć je jako przeżycia, które kształtują nasz charakter, nadają życiu niepowtarzalny rys. Wtajemniczają nas w takie jego wymiary, których inaczej nigdy nie bylibyśmy świadomi” (Stawiszyński, 2013, s. 25).
Levine, P. A. (2022). Uleczyć traumę. 12-stopniowy program wychodzenia z traumy. Wydawnictwo Czarna Owca.
Rendon, J. (2021). Trauma – punkt zwrotny. Wydawnictwo Czarna Owca.
Sadecka, S. (n.d.). Podkast „Ładnie o traumie”, Jak żyć po traumie i nie utknąć w niej na całe życie? Pobrano 29 kwietnia 2025 z https://sabinasadecka.com/kilka-nowych-odcinkow-podcastu-ladnie-o-traumie/
Stawiszyński, T. (2013). Potyczki z Freudem. Grupa Wydawnicza PWN.
Walker, P. (2024). Złożone PTSD. Od przetrwała do pełni życia. Wydawnictwo Harmonia.




Komentarze (0)