Jak stawiać granice z teściową po narodzinach dziecka i przezwyciężać konflikty rodzinne?
Dzień dobry, muszę się doradzić, bo zaraz oszaleję. Jestem świeżo upieczoną mamą 3-miesięcznego niemowlaka. W pierwszy dzień porodu bardzo marzyłam o tej magicznej chwili spędzeniu w szpitalu zaraz po porodzie z mężem i córką. Niestety w pierwszy dzień porodu zawitała, także teściowa a mąż nie widział tego problemu, bo sam ją zabrał jednym samochodem. Zadra we mnie została i jeszcze od czasu do czasu wraca. Pokłóciłam się o to z mężem, jak już byłam w domu, a on w przypływie złości zadzwonił do swojej mamy i powiedział, że niepotrzebnie przyjechała w pierwszy dzień porodu, bo ja mam o to pretensje. Dostałam przez to telefon, że ona mnie przeprasza i z płaczem a ja się poczułam źle, bo byłam zła na męża, że się wygadał i chce nas skłócić a po drugie czułam wyrzuty sumienia przez to mimo, że nie była proszona w ten dzień i jej nie chciałam. Następnie zgrzyty były i od mojej strony rodziny i od strony męża i musiałam walczyć, by nikt nie całował mojej córki, ponieważ bałam się roznoszenia wirusów, co dla niemowląt jest dość groźne, ale zawsze pojawiała się złość po fakcie dokonanym, gdy nie spodziewałam się, że ją ktoś pocałuje, oczywiście z czasem nauczyłam się stawiać granicę. Nie szanowałam siebie i po cesarskim cięciu przyjmowałam dość szybko gości, chociaż kłóciło się to z teoriami, że powinno się odczekać 2-3 tygodnie od pojawienia się gości. Wtedy chciałam gości, bo mąż miał urlop, a sama nie chciałam przyjmować, ale po czasie tego żałowałam. Temat z teściową od początku po tym incydencie jak przyjechała w dniu porodu mnie drażniła, drażniło mnie to, że przywłaszczała sobie słowami moje dziecko jak np "Moja Gabrysieńka" "Moje słodkie kochanie" czułam się po takich wiadomości (reakcja na zdjęcia, jakie jej przesyłałam), że wchodzi w moje terytorium i próbuje mi umniejszać jako matce, ale próbowałam sobie to tłumaczyć, jako że to hormony i nie będę się odzywać, chociaż czasami subtelnie się odzywałam na te wiadomości i odpowiadałam "Moja :)", zaraz po porodzie żartowała do mnie "a nie bo moja" jakby ona była najważniejsza dla dziecka. Czułam przez to, że nie chce jej wysyłać zdjęć córki, bo zaraz napisze "moja". Przedwczoraj odważyłam się postawić granicę i napisałam do niej "Czuję się niezręcznie, jak ktoś mówi lub pisze o moim dziecku 'moja', ponieważ córka jest nasza-moja i męża. Bardzo proszę to uszanować :)" odpisała mi na to tylko, krótkie "ok". Wczoraj dzwoniłam do niej, bo chciałam ją zaprosić do córki i nie odbiera od wczoraj ode mnie telefonów. Nie wiem, czy ja przesadziłam, aż tak, żeby się na mnie obrazić? W sobotę niestety będzie rodzinne spotkanie (urodziny) i nie wiem, jak mam się zachować w tej sytuacji, bo z jednej strony czuję wyrzuty, że taką wiadomość napisałam, a z drugiej wiem, że na ten moment tak odczuwam, że mnie denerwują takie słowa. Czy ja jestem zazdrosna o dziecko? Proszę o wiadomość, bo czuję, że zwariuje.
Justyna

Justyna Bejmert
Dzień dobry, to bardzo naturalne, że broni Pani swojej roli jako mamy. Ma Pani pełne prawo stawiać granice, gdy coś Panią dotyka. To bardzo ważne, że jasno napisała Pani swoją perspektywę. Teściowa mogła się poczuć dotknięta i być może potrzebuje czasu, a jej cisza nie musi oznaczać zerwania relacji. Jeśli temat wróci na spotkaniu, warto podtrzymać granicę i spokojnie przypomnieć, że taki sposób nazywania córeczki jest dla Pani nie w porządku. Myślę, że warto też porozmawiać z mężem i poprosić go o wsparcie.
Serdecznie pozdrawiam,
Justyna Bejmert
Psycholog

Sylwia Harbacz-Mbengue
Dzień dobry,
myślę, że trudności, które Pani przeżywa, mogą wynikać z poczucia winy, które jest dość częste, kiedy wyraźnie postawimy gdzieś granice. Jest też Pani w nowej i wymagającej roli matki. To, że teściowa milczy, wcale nie musi oznaczać, że jest na panią obrażona na zawsze. Być może potrzebuje po prostu czasu, żeby przetrawić tę informację. Czasem ciężko przyjąć innym, że ktoś stawia granice, wyraża swoje zdania czy potrzeby. Przypuszczam, że działanie teściowej i nazywanie jej "moja" wynikało z dobrych intencji. Pani ma jednak prawo czegoś nie tolerować i nie chcieć.
Na spotkaniu można spróbować zainicjować kontakt z teściową zwykłym " dzień dobry, dobrze Cię widzieć". Dalsza rozmowa może potoczyć się różnie, ale Pani nie ma obowiązku przepraszać, ponieważ nic złego Pani nie zrobiła.
Powodzenia
Sylwia Harbacz-Mbengue
Psycholog

Lucio Pileggi
Pierwsze miesiące to bardzo delikatny moment dla Pani i dla dziecka, szalejące hormony, wielkie zmęczenie itd., więc jest to całkowicie normalne i zrozumiałe, że chce Pani postawić granice i chronić zdrowie dziecka i swój dobrostan. Na pewno nie jest łatwo zachować spokój w takich sytuacjach. Nie jest Pani zazdrosna w złym sensie – to naturalne uczucie, które pojawia się, gdy ktoś ingeruje w relację matka–dziecko.
Widzę, że trudno jest Pani zarządzać relacją z teściową, a jednocześnie z mężem. Mogę zasugerować, aby poszukała Pani momentu, aby porozmawiać z mężem i wyrazić swoje potrzeby w sposób asertywny.
Asertywność nie oznacza ignorowania emocji i pragnień innych ludzi. To umiejętność wyrażania opinii, krytyki, potrzeb i życzeń oraz odmawiania w sposób nieuległy i nieraniący innych. Rozmowa powinna być szczera, ale prowadzona w miejscu i czasie, w których oboje możecie czuć się bezpiecznie, bez wzajemnego wytykania błędów czy obrażania się.
Uważam, że rozmowa powinna obejmować zarówno temat ochrony dziecka, jak i zarządzania relacją z teściową, tak aby było jasne, że chce Pani utrzymać dobrą relację z teściową i ewentualnie innymi gośćmi, ale Pani i mąż powinni być sojusznikami w kwestii ochrony zdrowia dziecka i ustalania pewnych zasad. To powinien być Wasz wspólny priorytet.
W kolejnym kroku może Pani też porozmawiać z teściową i wyjaśnić pewne kwestie, prosząc męża o pomoc, jeśli udało się zbudować wspólny front. Mąż powinien być „mostem” między Panią a jego rodziną, a nie osobą, która wyjawia pretensje żony mamie.
Pani uczucia są zrozumiałe – a wyrzuty sumienia po stawianiu granic są częścią procesu uczenia się asertywności. Relacje potrafią być bardzo skomplikowane, szczególnie w rodzinie. Jeżeli Pani potrzebuje, może Pani sięgnąć po pomoc specjalisty, który pomoże rozwinąć umiejętności komunikacji i asertywności.
Serdecznie pozdrawiam,
Lucio Pileggi, Psycholog

Pamela Górska
Widzę w Twojej wiadomości, że jest tu duże napięcie emocjonalne. Niestety po ciąży hormony są bardzo niestabilne co może prowadzić, do irytacji, wypalenia, zdenerwowania przeplatane z radością, miłością integracją. To, że dbasz o swoje i Gabrysi granice, to bardzo dobrze. Stawianie granic jest bardzo ważne. Narodziny dziecka w rodzinie, to ogromna sprawa, każdy nagle chce być blisko. Dziecko powoduje, że rodzina zwykle się zbliża do siebie na początku. Te emocje z czasem zaczną się wypłaszczać i nie będą już tak intensywne. Najważniejsze, że potrafisz głośno mówić, co czujesz. To w jaki sposób inne osoby odbierają Twoje słowa, to ich interpretacja i ich deficyty. Jeżeli ktoś nie potrafi uszanować Twoich granic i reaguje z ego, powoduje to, że jego/jej reakcje są niestabilne nacechowane "zimnem". Całe szczęście nie jest to Twoja emocja, tylko ich, i to ta osoba ma do przepracowania w sobie pewne rzeczy. Ważnym aspektem w życiu jest to, żebyś podążała za swoją świadomością i nie próbowała sama siebie usilnie racjonalizować. Skoro ktoś nie potrafi uszanować Twoich zasad, warto przyjrzeć się temu, czy ta relacja w ogóle Ci służy? Jeżeli nie, to czas zająć się sobą, Gabrysią, oraz relacją partnerską i nie stresować dodatkowo innymi osobami :) Pamiętaj, że w tak trudnym okresie jakim jest nowa rola, musisz pamiętać o sobie - szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko.
Pozdrowienia dla świeżo upieczonej Mamy
Pamela Górska Psycholog

Michał Jarzębowski
Dzień Dobry Pani Justyno,
To naturalne, że narodziny dziecka powodują wiele emocji tak u mamy jak i u babci.
Niektóre osoby starsze nie rozumieją kwestii granic, tak jak rozumie je obecne pokolenie np. milenialsów. Mogą nie rozumieć kwestii, że słowo "moja" może powodować emocje u mamy.
Ważna może być rozmowa i wspólne ustalenie granic i ram - jaka jest rola babci, a jaka jest rola mamy. Zachowanie męża też może wskazywać na to, że w pewnym sensie nie do końca odseparował się od mamy. Być może jest to wzorzec obecny od pokoleń i np. babcia (mama męża), też miała taki wzorzec funkcjonowania ze swoim rodzicem - bardzo zażyły. Temat granic jest tematem często bardzo abstrakcyjnym i nieświadomym. Wszak całe życie, od małego dziecka ktoś tak a nie inaczej funkcjonował w bliskich relacjach. Trudno to zauważyć, trudno też pokazać osobie, że tak ma.
Co system rodzinny to inne niepisane reguły i zasady - inaczej funkcjonuje rodzina pochodzenia żony, inaczej męża, warto o tym rozmawiać, tak między partnerami, jak między członkami rodziny pochodzenia partnerów.
Pomocne mogą tu być narzędzia proponowane przez filozofię Porozumienia bez Przemocy (też książka o tym samym tytule). Warto też zerknąć w "Stanowczo, łagodnie, bez lęku" i wykorzystać proponowane tam narzędzia komunikacyjnej.
W rozmowie z teściową, warto porozmawiać w 4 oczy, koniecznie twarzą w twarz i bardzo spokojnie, ze zrozumieniem do swoich potrzeb i emocji, ale też z empatią do jej potrzeb, emocji i perspektywy.
Warto też porozmawiać z mężem nt. granic, tzn. pewne informacje powinny nie wychodzić poza wasz system rodziny prokreacji. Jest też pewna złota zasada - warto starać się nigdy nie krytykować rodziny partnera/partnerki.
Jeśli mimo rozmów zachowanie teściowej się nie zmieni, to można pomyśleć, jak Pani może zmienić swoje przekonania i sposób myślenia o tej sytuacji, by słowa "moja" nie generowały złości.
Warto zadać sobie pytania:
1. Z czym kojarzy mi się ta sytuacja.
2. Jakimi myślami, przekonaniami i założeniami się kieruję, że pojawia się we mnie złośc.
3. Jak inaczej mogę myśleć o tej sytuacji, by mieć dystans do słów teściowej.
Cytując pewnego stoika: "Jeżeli cię trapi coś zewnętrznego, to nie to ci dolega, ale twój własny sąd o tym. A ten zmienić - już jest w twej mocy."
Proszę też dać sobie dużo dużo zrozumienia i samowspółczucia - jest Pani w pięknym, acz trudnym i stresującym momencie życia. Ma Pani prawo czasem zareagować emocjonalnie. A i Babcia może być podekscytowana.

Adam Gruźlewski
Pani Justyno,
uważam, że ani Pani nie przesadziła, ani też nie "oszalała". To co Pani odczuwa jest całkowicie naturalne, a Pani obawy i frustracje są zrozumiałe. Jest Pani w okresie połogu, w którym dochodzi do destabilizacji układu hormonalnego, ponadto wchodzi Pani w nową rolę matki, chroniąc przy tym swoje dziecko. To, że postawiła Pani teściowej granicę w tak asertywny sposób postrzegam raczej jako dowód siły, a nie zazdrości. Pani dziecko jest wasze – Pani i męża – i ma Pani pełne prawo, by to podkreślać.
To, że teściowa się uraziła i nie odbiera telefonów wygląda na reakcję na postawienie granic. Nie musi Pani żałować tego, co napisała. To jak inni reagują na postawione granice jest ich indywidualną sprawą. Warto pamiętać, że ma Pani prawo do swoich emocji, wyrażania ich oraz do chronienia swojej rodziny.
Pozdrawiam serdecznie
Adam Gruźlewski
psycholog, psychotraumatolog

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Dzień dobry,
od jakiego czasu chciałam zacząć chodzić do psychologa, ponieważ problemy w rodzinie mnie przytłaczają, ale mam obawy. Mam 17 lat, mój ojczym ma problemy z narkotykami, ale normalnie pracuje, nie wykazuje żadnej agresji itd.
Zdarzają się jednak sytuacje, w których musiałam się nim zajmować, kiedy wracał i był pod wpływem, a ja byłam sama w domu. Mama oczywiście starała się jak najszybciej wracać z pracy i zdejmować ze mnie ten obowiązek, który w ogóle nie powinien mieć miejsca. Mama nie ma żadnego kontaktu z substancjami takimi jak narkotyki, alkohol itd.
Chciałabym porozmawiać o tym z psychologiem, ale boję się, że może uznać przebywanie przy ojczymie w takim stanie za zagrożenie mojego zdrowia i życia, i zgłosić to na policję.
Czy na spokojnie mogę powiedzieć o tym psychologowi, czy on może to zgłosić?
Obawiam się zachowania mojej matki, która zazwyczaj była agresywna i nieprzewidywalna, destrukcyjna. Jestem od rodziców zależna finansowo, Dostałam się na studia do dobrej uczelni w Holandii i muszę już zacząć szukać mieszkania. Obawiam się tego procesu, ponieważ moja matka w przeszłości zachowywała się skandalicznie w sytuacjach, które wymagały robienia w zasadzie czegokolwiek dla mnie, a gdy wiązało się to ze zmianą, to już w ogóle. Wydzierała się jak opętana wielokrotnie. Nieraz mówi mi, jak mam postąpić, a potem się drze, jak zrobiłam, tak jak mówiła. Przykład - poszłam do dentysty, choć mówiłam jej, że podobno to droższa klinika, ale ona nalegała, żebym poszła do tego blisko domu. Potem wydarła się, ze rachunek jest za duży. Gdy wychodziliśmy gdzieś razem, wydzierała sie, że ona nie ma zamiaru siedzieć w samochodzie i jej się nic nie podoba. Gdy uczyłam się jeździć samochodem, wydzierała się, przeklinała, że co ty ku*wa robisz?! Nie wolno mi było nigdy popełniać błędu albo czegoś przeoczyć, gdy wypełniałam formularz jakiś do wyjazdu za granicę kilka lat temu, wydarła się na mnie, bo uważała, że powinno być coś wpisane inaczej. Najgorsze jest to, że jej się nie da zatrzymać, gdy ona wpada w ataki furii - jej wrzaski są skrajnie, powtarzam skrajnie agresywne, jej oczy wyglądają, jakby miała zabić. Gdy mój ojciec nie mógl znaleźc miejsca do parkowania wpadła w furię. Ojciec niestety jest bierny i nieraz zaprzecza, mówi, że matka nie jest agresywna, że czasem jest nerwowa ale że mi też się zdarza. Dramat. On ją kryje jak tylko się da. Zeszły rok poświęciłam na bardzo intensywne poszukiwanie pracy za granicą, bo bardzo się dobrze czuję za granicą po prostu. Jednak nie udało się znaleźć pracy, dlatego idę na studia i cieszyłam się z tej nowiny. Jednak teraz nie umiem się cieszyć bo stresuje mnie to, że jestem uzależniona od rodziców, bo to ojciec ma płacić za studia i mieszkanie. Nie wiem jednak, jak sie zabrać za proces szukania mieszkania, bo chodzi o to, że najpierw powinno się pojechać i je zobaczyć, zanim się zapłaci albo podpisze umowę. Moja matka powiedziała "a po co masz jechać, to nic nie da" przecież nigdy nie wiadomo, jakie są warunki, na zdjęciach nie widać, czy jest pleśń itp. itd. Oczywiście znowu byłoby na mnie, gdybym jej posłuchała - znam ją niestety. Ona potrafi zmienić nagle zdanie o 180 stopni a potem się drze, że zrobiłam, jak mówiła na początku. Potem drze się, że mam czelność jej wypominać, ze zrobiłam, tak jak kazała - a gdybym się nie posłuchała to też by było źle, że się nie posłuchałam. A rzeczywistość jest różna, nie mam wpływu na wszystko, a podczas takich sytuacji jak przeprowadzki itp. zawsze coś może zaskoczyć. Nie wiem już, jak postąpić, żeby wyszło dobrze, skąd mam zawsze wiedzieć, jak postąpić? Skoro i tak i tak mogą być wrzaski.
Jestem z facetem od w sumie roku jako związek, wcześniej spotykaliśmy się bardziej jako przyjaciele może coś więcej, ale każdy miał wolną drogę. Od roku spotykamy się oficjalnie w związku, jednakże mój partner ma dziecko ze swoją ex, do której jeździ na całe dnie, niby bawiąc się przez ten czas tylko i wyłącznie z dzieckiem, ponieważ jak twierdzi, pracuje za granicą i po tak długiej nieobecności chce spędzić czas tylko i wyłącznie z dzieckiem. Problem w tym, że jeśli wchodzę na temat tego, żeby dziecko brał do siebie, to tłumaczy się tym, że dziecko (5lat) doznałaby szoku i nie pójdzie tak z nim, ponieważ go długo nie widziało. Jego ex przez ten cały czas siedzi sobie w domu.
Do tego od jakiegoś czasu zmieniła zachowanie, jak wcześniej zabraniała kontaktów, nie chciała, żeby przyjeżdżał, tak teraz sama pisze, wysyła jakieś memy i nawet przyjeżdża pod jego nieobecność do jego domu. Czy to jest normalne?
Czy normalne jest to, że on nie chce zrobić nic w kierunku, takim żeby dziecko zabrać do siebie do domu?
Co prawda cały czas mnie zapewnia, że go nic nie łączy i jedynie jego jazdy kończą się na kontaktach z dzieckiem, ale jednak cieszy się z tego, że ich relacja się poprawiła, bo razem rozmawiają będąc u niej w domu i jak mówi to chyba dobrze, że córka widzi, że mamy dobry kontakt ze sobą?
Witam, jestem mamą 2,5 l chłopca i aktualnie jestem w 6 miesiącu ciąży. Z synem zaczęliśmy odpieluchowanie, ale niestety nie idzie nam, to jak trzeba, próbujemy drugi tydzień i syn zamiast do nocnika to zrobi siusiu i kupkę w spodnie, a następnie chce siadać na nocnik, jak jest już po fakcie i nie wiem, co mam dalej z tym zrobić czy po prostu przez cały dzień nie naciskać, żeby usiadł wcześniej, tylko poczekać aż sam zrozumie czy jakoś go inaczej zachęcać, już brakuje mi cierpliwości i siły.
Drugie pytanie, jakie mam, to czy nieleczona depresja i stany lękowe wpływają jakoś na dziecko, które noszę pod sercem?
Czy lepiej może uda się po leki do specjalisty?
Dziękuję za odpowiedź pozdrawiam
Dzień dobry, Mąż do córki niespełna 6-letniej, powiedział, że „śmieje się jak głupi do sera”. Powiedział to w sytuacji, gdy śmiała się wg niego w ramach głupawki. Powiedziałam mu później sam na sam, że takie słowa są upokarzające i absolutnie nie powinien tak mówić do swojego dziecka. On się nie zgadza ze mną i twierdzi, że zrobił to z troski, aby w przyszłości inne dzieci się z niej nie śmiały. Uważa, że takie słowa ojca do dziecka są ok. Ja uważam, że dziecko ma prawo śmiać się jak chce, a jeśli chciałby zmodyfikować zachowanie dziecka, to powinien zrobić to w inny sposób.
Czy mogłabym prosić przede wszystkim o opinię, czy takie słowa ojca do dziecka są w porządku oraz ewentualnie o komentarz, czy ma sens w ogóle modyfikowanie śmiechu dziecka, które jest małe i ciągle się zmienia? Dziękuję!
Syn mojej partnerki ma 11 lat. Problemy z jego zachowaniem zaczęły się jakieś 5 lat temu. Drugi rok się zaczął jak został umieszczony w MOS-ie. Przedtem próbowaliśmy wszystkiego. Najpierw w domu rozmów, dopytywania, obserwacji, pracy z jego emocjami, tłumaczeniem itd. Nic nie skutkowało. Zaczęły się wizyty w szkole, praktycznie nie było dnia, żeby nie było skarg, bo się pobił, bo zaczepia, bo przeszkadza na lekcjach. Najpierw wizyty u psychologa i pedagoga szkolnego. Oczywiście w międzyczasie cały czas próby dotarcia do dziecka i powodów jego zachowania. Zajęcia dodatkowe z psychologiem. Potem wizyty u psychologów zewnętrznych, jeden drugi, potem psychoterapeuta, następnie nawet psychiatra. Próbowaliśmy terapii i farmakologii. I nic. Cały czas jest coraz gorzej.
W końcu trafił do ośrodka. Tam oczywiście poza zajęciami, które ma sam i z grupą, my również regularnie jeździliśmy na spotkania z tamtejszym psychologiem i oczywiście z dzieckiem. On w teorii wszystko wie. Książkowo przedstawi wzorce zachowań. Zdąży się odwrócić i teoria idzie w las. Agresja na każdym kroku, wszyscy są winni tylko nie on. Egocentryzm, narcyzm, nadmierna fascynacja agresywnymi i niebezpiecznymi rzeczami. Potrafi przylecieć z podwórka tylko po to, żeby się pochwalić, że "kolega mu pokazał, że jak się zrobi komuś tak i tak to można komuś skręcić kark". Przekleństwa takie, że niejeden "dres spod klatki" by się nie powstydził. Zero szacunku do kogokolwiek czy respektowania podstawowych zasad i norm. Póki coś jest po jego myśli jest ok. Czyli najlepiej dać mu telefon, tv z konsolą i dostęp do karty, żeby mógł się żywić w fast foodach non stop. Palenie papierosów do jakichś 3 lat. Zdarzały się też kradzieże.
W momencie kiedy coś zaczyna być nie po jego myśli, zaczyna być agresywny, krzyczy, pyskuje (delikatnie mówiąc), nie docierają do niego argumenty i próby wyjaśnienia dlaczego postępuje się tak czy inaczej. Kiedy już nie ma pomysłów jak być w centrum zainteresowania, potrafi manipulować własnymi emocjami, żeby grać na czyichś uczuciach. Na zawołanie w ciągu sekundy potrafi się rozpłakać. Kiedy widzę, że to jest na pokaz i wprost mu to komunikuję, w ułamku sekundy jego wzrok zmienia się na "morderczy".
Teraz jest jeszcze za mały, ale nie wiem co będzie za kilka lat. Nie wiem czy nie zacznie wynosić z domu rzeczy, albo czy nie pobije kogoś, żeby otrzymać to czego chce. Póki nie ma go w domu jest względy spokój, kiedy przyjeżdża wszyscy chodzą w nerwach, bo ciągle są awantury. Przez tą nerwową atmosferę cierpi również nasz związek. Raz, że nie możemy się skoncentrować na sobie, bo w kółko na tapecie jest jeden temat. Dwa, że odreagowywanie nerwów przekłada się na nasze sprzeczki o głupoty czasami.
Nie wiem co mam robić. Kocham moją partnerkę, chcę z nią być. Z drugiej strony chciałbym bardziej spokojnego życia. Nie bez problemów, bo zawsze jakieś będą, ale można sobie z nimi poradzić. A tu cały dom jest sterroryzowany przez jedno dziecko. Nasze plany z partnerką zeszły na dalszy plan. Nie mamy głowy i czasu, żeby podyskutować czy zaplanować ślub, nie wspominając o staraniach o wspólne dziecko, którego oboje chcemy.
Tylko ja się boję. Bo nie wiem czy w tych nerwach udałoby jej się urodzić zdrowe dziecko, albo czy w ogóle ciąża by przeszła bez komplikacji. Nie darowałbym sobie ani jemu, gdyby jej albo dziecku coś się stało przez to, że przysparza tylu problemów. I wiecznie robi z siebie ofiarę. W szkole każdy się na niego uwziął, to każdy jego zaczepiał, jego tylko bili. Problem w tym, że nie zawsze tak było, bo niejednokrotnie dochodziły do nas informacje, że to on jest prowodyrem. Na podwórku też oczywiście on jako jedyny niewinny, każdy się na niego uwziął. Teraz w MOS-ie jest dokładnie to samo. To jego zaczepiają, on nic nie robi. Tylko to on dostaje kary dyscyplinujące "za niewinność".
Nie mam pojęcia co robić. Chcę, żeby było dobrze, ale nie mam już cierpliwości. Każda jego wizyta w domu to niekończące się nerwy. Mogę jeszcze dużo wytrzymać. Wiem i znam siebie. Zniosę jeszcze bardzo dużo. Tylko, że co to za życie. Partnerka się męczy, jest zmęczona psychicznie i fizycznie, boli mnie, że nie wiem jak jej pomóc.
Moja relacja z młodym jest aktualnie żadna. Najchętniej w ogóle bym nie miał z nim styczności. Tzn. chciałbym i są momenty, że podejmuję starania, ale zaraz on znowu odwala coś "patologicznego" i mi się odechciewa. Partnerka ma mi za złe czasami, że ja się z nim nie dogaduję. Nie dziwię się jej z jednej strony, bo to jej dziecko i chciałaby, żeby było dobrze, żeby on był inny i żebym miał z nim dobre relacje. Ale nie da się budować żadnej relacji bez obustronnego zaangażowania. A nie będę się przecież kajał przed dzieckiem tylko po to, żeby mógł mną rządzić i wtedy odwalimy teatrzyk "jest super".
Dzień dobry, aktualnie nie mam pracy.
Uczę się niemieckiego od 2,5 roku. Pomyślałam, aby wyjechać do pracy Austria na 2 miesiące. Podszlifuje niemiecki oraz zarobie trochę kasy. Ale męczy mnie to, że muszę zostawić dzieci z tatą. Syn ma 17 lat mieszka w tygodniu w internacie, bo trenuje piłkę a córka 12 lat. Uczęszcza do szkoły podstawowej i dodatkowej muzycznej. Jest bardzo samodzielna. Obawiam się, ze mój wyjazd wpłynie na ich poczucie bezpieczeństwa i odbije się na nich w jakikolwiek sposób. Siostra mieszka obok -zawsze mogę na nią liczyć. Boję się o dzieci, żeby za jakiś czas nie miały do mnie żalu, że je zostawiłam na 2 miesiące. Jak ich uspokoić i czy to dobry pomysł?