Jak uwolnić się od wpływu rodziny i odzyskać pewność siebie?
Jestem dorosła, a mam wrażenie, że rodzina od dawna zawładnęła moim życiem. Mam myśli, że ciągle muszę robić to, co oni chcą lub nie mogę robić tego, co oni uważają, że nie powinnam. Matka, cała rodzina udowadnia od wielu lat, że nic nie potrafię, że nie poradzę sobie w życiu, a ja pomału zaczynam w to wierzyć i wątpić w siebie z dnia na dzień coraz bardziej.
Mam strach o swoją przyszłość, zakładanie rodziny, że będę próbowała dostosować się do rodziny, myśleć czy to, co robię jest ok, lub czy to, co zrobię jest dla mojej rodziny do zaakceptowania na 100%. Nie umiem sobie z tym poradzić.
Alicja

Zuzanna Świtała
Dzień dobry :)
Nazywam się Zuza Świtała, jestem psycholożką i psychoterapeutką CBT w trakcie szkolenia.
To, czego Pani doświadcza, jest bardzo obciążające. Jest Pani uwikłana w sytuację, w której rodzina z jednej strony oczekuje od Pani radzenia sobie, natomiast nie pisze Pani, w jaki sposób bliscy pomagają Pani się tego nauczyć. Jednocześnie wspomina Pani o tym, że wpływa to negatywnie na Pani samoocenę czy myślenie o przyszłości. Myślę, że warto będzie rozważyć psychoterapię, po pierwsze w celu zidentyfikowania Pani trudności w całości a po drugie wdrożenia leczenia tak, aby mogła Pani zaopiekować Pani potrzeby.

Urszula Małek
Pani Alicjo,
wydaje się, że rodzina odgrywa znaczącą, wręcz istotną rolę w Pani życiu i ma zauważalny wpływ na kształtowanie się Pani poczucia własnej wartości. Warto zastanowić się nad kilkoma swoimi potrzebami i pragnieniami, abstrahując od znacznej części oczekiwań innych osób. Pierwszym krokiem może być, przyglądniecie się temu, jakie emocje towarzyszą Pani, podczas rozważania perspektywy podejmowania decyzji, kierując się wyłącznie własnymi przekonaniami i potrzebami?
Trzymam kciuki i życzę powodzenia.
Pozdrawiam,
Urszula Małek

Urszula Jędrzejczyk
Dzień dobry,
Pani Alicjo polecam zapoznać się z pojęciem "gaslighting", które przyszło mi na myśl, kiedy przeczytałam, że pańska rodzina udowadnia od wielu lat, że nic Pani nie potrafi.
Oczywiście nie chcę stawiać sprawy tak, że na 100% doświadcza Pani tego rodzaju łamania swoich granic, ale być może byłaby to jakaś myśl przewodnia, która ułatwiłaby poszukanie odpowiedniego wsparcia.
Zachęcam też do skonsultowania się z psychologiem oraz rozpoczęcia treningu asertywności, który mógłby nauczyć Panią stawiania zdrowych i bezpiecznych granic.
Życzę dużo zdrowia i pozdrawiam serdecznie
Ula Jędrzejczyk

Beata Matys Wasilewska
Dzień dobry
Odzyskanie wiary w siebie i znalezienie własnej drogi w życiu wymaga samozaparcia i pomocnej dłoni. Nie zawsze środowisko domowe sprzyja procesowi wzrostu. Niekiedy nieprzepracowane trudne doświadczenia i związane z tym lęki i frustracje mogą być przekładane na swoich bliskich.
Warto by wsparła się pani profesjonalna pomocą psychologiczną. Pracując nad własnymi emocjami i myślami, nie tylko przepracuje pani blokady, strachy czy złości, ale znajdując w sobie spokój, łatwiej będzie planować przyszłości i stawiać w niej pierwsze kroki.
Proszę pamiętać, że nie tylko rodzina jest miejscem, w którym realizowane są nasze potrzeby. Niekiedy ludzie niezwiązani z nami pokrewieństwem, mogą pomóc nam lepiej realizować siebie.
Polecam wykład https://www.youtube.com/watch?v=ap8B7N7nri8
Pozdrawiam
Beata Matys Wasilewska

Dorota Żurek
Proszę pamiętać, że jako osoba dorosła nie ma Pani obowiązku spełniać oczekiwań rodziny. Może Pani decydować o sobie, dokonywać wyborów życiowych, kierować się swoimi zasadami. Teraz najważniejsze jest, by zadbała Pani o siebie i zbudowała poczucie własnej wartości, co pomoże Pani odzyskać wiarę w siebie. Jeśli wzmocni się Pani psychicznie, to wtedy łatwiej będzie budować zdrowe relacje z najbliższymi i zmniejszy lęk o swoją przyszłość, ułatwi podejmowanie samodzielnych decyzji.
Może Pani skorzystać ze wsparcia psychologicznego lub rozpocząć psychoterapię, by lepiej poznać siebie, a przede wszystkim uwierzyć we własne możliwości i zacząć realizować swoje cele, dążyć do szczęścia i wewnętrznego spokoju.
Pozdrawiam,
Dorota Żurek - psycholog

Anastazja Zawiślak
Dziękuję Pani Alicjo, że podzieliła się Pani swoimi odczuciami.
To, co Pani opisuje, jest bardzo obciążające – życie pod presją opinii rodziny i poczucie, że nie ma się pełnej wolności, by kierować swoim życiem, może prowadzić do wątpliwości w siebie i strachu przed podejmowaniem decyzji.
Chciałabym przede wszystkim podkreślić, że jest Pani wartością samą w sobie i ma Pani prawo do życia według swoich zasad, niezależnie od tego, czego oczekuje od Pani rodzina. To naturalne, że relacje rodzinne są dla nas ważne, ale jednocześnie zdrowe granice są niezbędne, aby móc w pełni się rozwijać i odnaleźć swoją drogę (to, co jest dla nas w życiu ważne, jakie mamy wartości, cele, umiejętności, a zarazem mocne i słabe strony itp).
Rodzina, która przez lata podważa Pani kompetencje i umniejsza Pani możliwości, nie zawsze robi to celowo, ale ich słowa i zachowania mogą mieć ogromny wpływ na Pani samoocenę, przez co trudniej jest Pani dostrzec Pani sprawczość i mieć poczucie własnej wartości. Jeśli zaczyna Pani wierzyć w ich negatywne opinie, warto zastanowić się, czy te słowa faktycznie odzwierciedlają rzeczywistość, czy są jedynie odbiciem ich przekonań lub lęków. Proszę spróbować spojrzeć na siebie przez pryzmat tego, co już Pani osiągnęła – nawet małe sukcesy mogą być dowodem na Pani siłę i kompetencje.
Dobrym krokiem może być również rozpoczęcie pracy nad budowaniem zdrowych granic z rodziną. Oznacza to naukę mówienia „nie” w sytuacjach, które są dla Pani zbyt obciążające, oraz podjęcie działań, które są zgodne z Pani wartościami i potrzebami, niezależnie od opinii innych. To proces, który wymaga czasu, ale daje ogromną wolność i pozwala budować większą pewność siebie.
Jeśli poczucie braku wiary w siebie jest bardzo silne, zachęcam do rozważenia kontaktu z psychologiem lub psychoterapeutą, który pomoże Pani przepracować te trudne emocje, odzyskać lub odkryć wiarę w siebie (poznać swoje mocne strony, talenty) i zacząć podejmować decyzje w zgodzie z własnym sercem.
Proszę pamiętać, że Pani jest osobą wartościową – rodzina nie musi o tym decydować. Ma Pani prawo być sobą, nawet jeśli nie spełnia to ich oczekiwań. Trzymam za Panią kciuki!
Anastazja Zawiślak
Psycholog

Agnieszka Zając
Dzień dobry,
rozumiem, że doświadczane trudności kierują Panią w stronę zmiany, czyli tego, co może zrobić Pani dla siebie w tej sytuacji, żeby lepiej żyć. Warto rozpocząć od konsultacji, a później rozważyć podjęcie psychoterapii, która w perspektywie może prowadzić do lepszego rozumienia siebie i zwiększyć poczucie pewności siebie oraz decyzyjności we własnych działaniach.
Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka Zając

Irena Kalużna-Stasik
Dzień dobry pani Alicjo,
Słyszę, że pani się zmaga z trudnymi emocjami w sytuacji, którą pani opisuje. Prawdopodobnie może pani czuć złość i się nie dziwie. Zachowanie rodziny, które pani opisuje, powoduje, że obniża pani samoocenę i poczucie własnej wartości.
Stąd może czuć się pani zagubiona i traci pani wiarę w siebie.
A to też wywołują lęk. Potrzebuje pani sobą się zaopiekować i wziąć odpowiedzialność za siebie.
Zachęcam się udać po wsparcie i pomoc do psychologa, aby się nauczyć, co to jest asertywna komunikacja i popracować, jak pani może zacząć stawiać granicę i wzmacniać swoje poczucie własnej wartości.
Życzę pani dużo siły, aby mogła pani zaopiekować się sobą!
Irena Kalużna-Stasik - psycholog

Iga Borkowska
Dzień dobry,
Z tego, co Pani pisze, rozumiem, że jest pewna strona w Pani, która uważa, że musi się podporządkować rodzinie.
Jest też inna strona, która tego nie chce, ma swoje zdanie, swoje władne myślenie, ale też się boi. Poczucie podporządkowania, uwikłania w rodzinę utrudnią zbudowanie w Pani poczucia własnej wartości, siły. Dokładniej te procesy są opisane i wyjaśnione np.na tej stronie: https://www.psychowiedza.com/2018/07/schemat-uwiklania.html
Tego typu trudności są wskazaniem do podjęcia terapii, na której można wzmacniać w sobie poczucie siły, wartości.
Pozdrawiam serdecznie,
Iga Borkowska

Katarzyna Kania-Bzdyl
Droga Alicjo,
ujmę to w prosty sposób, choć w przełożeniu na życie codziennie nie jest to do końca takie łatwe: nie musisz robić tego, co inni Ci każą. Powiem więcej: Ty nie jesteś od spełniania cudzych oczekiwań :) Podążanie swoją ścieżką jest cudowne, choć niesie ze sobą wiele trudności w postaci komentarzy i krytyki innych. Jeśli opinia osób z zewnątrz jest dla Ciebie ważniejsza niż bycie sobą, AUTENTYCZNĄ osobą to w takim razie warto popracować nad poczuciem własnej wartości oraz nad tym, co z takimi opiniami robić.
Sugeruję, aby pomyśleć o konsultacjach psychologicznych (tutaj na platformie są one również w formie online).
Zawalcz o siebie i o własne życie, bo jest o co walczyć ;)
Ściskam serdecznie,
Katarzyna Kania-Bzdyl

Sonia Zdziebło
Pierwszy krok już Pani zrobiła, zdając sobie sprawę z wpływu, jaki rodzina ma na Pani funkcjonowanie. Świadomość i refleksja są ważnymi elementami umożliwiającymi dalszą pracę nad trudnościami, o których Pani wspomina. Warto się przyjrzeć temu, co działa hamująco i zatrzymuje Pani stawanie w swojej sprawie. Nie musi Pani spełniać niczyich oczekiwań, ma Pani prawo do życia w swojej sprawie :)

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Ludzie mi dokuczają, że nic w życiu nie mam.
To prawda. Wszystko zasługa przemocy w domu, o której nikt nie wie i że nie rozwijałam się prawidłowo. Miałam też wypadek i nie mogłam pracować przez prawie 10 lat.
Czuje się jak zero. Dbam o siebie, robię małe kroki, ale w moim wieku ludzie mają domy i rodziny. Ja mam kilka mebli i żyje z pomocą cioci. Słyszę czasem śmiechy, że nikogo nie mogę sobie znaleźć. Ostatni mężczyzna wyśmiał mnie za brak ambicji i że jestem mało interesującą. Mimo starań nie idzie mi.
Wstydzę się sama siebie i tej nieporadności.
Mam problem.
Umówiłam się do psychologa, bo już nie radzę sobie z sobą. Rodzina nie akceptuje psychologów dla osób dorosłych.
Rodzina - to mąż, moja mama i tata, z którymi mieszkamy. Uważają, że powinnam sama radzić sobie z problemami, w końcu jestem dorosła i znaleźć powody swojego zachowania i sama to przepracować. Jednak mi się nie udaje i chcę zasięgnąć pomocy, bo widzę, że robi się coraz gorzej.
Jednak jak gdzieś jadę, to wszyscy mnie się pytają, gdzie jadę i po co, w tym mąż. Nie wiem, co im odpowiadać, najchętniej bym skłamała, że na zakupy, ale zakupy tak długo nie trwają.
Znów by było na jakie zakupy i gdzie od męża pytania.
Nie wiem, co w takiej sytuacji zrobić.
Mam wrażenie, jakbym żył w świecie pełnym podejrzliwości, która zaczyna mnie przytłaczać. Myślę, że ludzie wokół mnie skrywają jakieś ukryte intencje, nawet jeśli nie ma na to dowodów. Ta nieufność psuje moje relacje z innymi, przez co staję się zamknięty i odizolowany. Czuję się jakbym był w ciągłym stanie alarmowym, analizując każde słowo i gest innych... to naprawdę męczące. Chciałbym dowiedzieć się, jak mogę podjąć pracę nad tymi trudnościami i jakie kroki powinienem podjąć, by odzyskać spokój umysłu. Wiem, że samotne radzenie sobie z tym może być trudne, dlatego szukam profesjonalnej pomocy.
Jak odciąć się od toksycznej rodziny?
Mam 25 lat, pracuję, studiuję i jestem w pełni samowystarczalna, ale rodzina ma ciągle o coś problem. Zwłaszcza z moimi studiami, przed wyjazdem na studia jedyne co słyszałam od mamy to, że za dwa tygodnie wrócę do domu z brzuchem, teraz na 4 roku studiów uważają je za dziecinne.
Jak byłam na święta w domu, to dowiedziałam się, że to moja wina, iż mama związała się z alkoholikiem i urodziła mnie, także to moja wina, że jako dziecko chorowałam (teraz moja mama ma takiego samego i dziadkowie uważają go za świetnego kandydata dla swojej córki, ponieważ kupił kwiaty), ciągle wysłuchuję kazań, że inni w moim wieku mają dzieci i męża i tylko ja odstaję (chociaż wiedzą, że na razie nie chcę) i zawsze jest, że przecież nic nie mówię, o co ci chodzi
Moi rodzice nigdy nie pozwolili mi się rozwijać. Szkoda było na mnie kasy, nie mogłam uczyć się języka, a też było dużo przemocy i miałam problem ze skupieniem. Mam 39lat i czuję się jak nikt. Nie osiągnęłam nic. Nie mam rodziny. Próbowałam 300 razy coś zrobić i nigdy nie nie wybiłam. Jestem zmęczona, schorowana i czuję niesprawiedliwość widząc młodych, którym rodzice pozwalają iść na studia, nie krzyczą na nich i nie muszą ciężko pracować w domu. Czuje się głupia. Pusta. Dziecinna...
Witam, od dłuższego czasu mam problem, z którym sobie nie radzę i chciałabym prosić o poradę.
Chodzi o moich nadopiekuńczych rodziców - bardziej mamę.
Od zawsze chce kontrolować wszystko, co robię i chce dyrygować moim życiem. Odkąd zaczęłam podstawówkę, byłam zmuszona do bycia najlepszą uczennicą w klasie i nie tylko. Jak tylko wracałam do domu, to kazała mi się uczyć, przez co nie miałam czasu ani dla siebie, ani dla znajomych, czy też hobby.
Jeżeli nie rozumiałam jakiegoś materiału, to kazała mi siedzieć w nocy i wkuwać, dopóki go nie umiem. Często mnie pytała i wyzywała, jak ocena była mniejsza od 4 (co bardzo rzadko się zdarzało). Pamiętam, że jak dostałam 3 ze sprawdzianu, to popłakałam się przy klasie i nauczycielce, bo wiedziałam, że dostanę opieprz za to. Byłam wyzywana za swoje oceny, co przyczyniło się też do moich problemów z jedzeniem i stresem, które trwają do dziś. Dodam jeszcze, że od urodzenia do około 18 urodzin mój ojciec był alkoholikiem i robił awantury cały czas, więc nauka w takiej atmosferze była trudna, patrząc jeszcze na nagonki ze strony mojej mamy. Mój ojciec próbował kupić moją miłość głupimi prezentami, których nie chciałam. Nie rozumiał, że jedyne co chciałam to, to, żeby nie pił. Jak byłam już starsza, to się buntowałam i przez to mnie wyzywał np. od "krowy jebanej" itp. Mój brat miał dosyć zachowania moich rodziców i w wieku 16 lub 17 lat się wyprowadził to moich dziadków. Ja niestety nie miałam i nie mam takiej opcji. Moje nastoletnie lata też nie były kolorowe. Ojciec dalej pił, a mój kontakt z bratem był do dupy od zawsze, bo mój ojciec ograniczał nam kontakt i nie pozwalał, np. mojemu bratu się ze mną bawić jak byłam młodsza. I przez co do dzisiaj nasza relacja jest, jaka jest. Od 13. roku życia mam myśli samobójcze i jestem po 3 próbach, podczas których się rozmyśliłam, chociaż nie wiem czemu. Od 1 podstawówki do 1 liceum co roku miałam świadectwa z paskiem i wyróżnienia, ale komuś to nie wystarczyło. Jeżeli miałam okres lub ogólnie źle się czułam i chciałam się zwolnić ze szkoły, to moja mama robiła mi o to awanturę. Mój okres od zawsze wygląda tak, że bardzo, bardzo boli i często mdleje albo wymiotuje. Według mojej mamy zawsze zmyślałam moje symptomy i samopoczucie. Jak tylko się zwolniłam, to krzyczała na mnie i nazywała różnymi wyzwiskami. Muszę dodać też, że odkąd chodzę sama do szkoły (podstawówka, liceum i teraz studia), muszę dawać mamie znać, że jestem na miejscu (inaczej wypisuje, wydzwania i robi awantury). Moje przyjaciółki zawsze się dziwiły, że nawet po 18 muszę do niej pisać, ale nic nie mogłam na to poradzić.
Było mi ogólnie wstyd przez to. Odkąd ukończyłam 18 lat, to szukam pracy u siebie w mieście, jednak nieskutecznie.
Jestem studentką zaoczną, ale i tak nikt nie chce mnie przyjąć, bo w większości chcą kogoś z doświadczeniem. Moja mama tego nie rozumie i mówi, że jestem leniwa, ma dosyć mojego zachowania i cały czas wygania do pracy. Cały czas składam CV, ale na razie nie mam od nikogo odpowiedzi. Od prawie 2 lat jestem w związku. Z chłopakiem mieliśmy i mamy podobną sytuację rodzinną (ojcowie alkoholicy, rodzina jest skłócona itp.), jednak moja mama przez to, że mój ojciec ma niebieską kartę, czuje się jakaś lepsza i nie chce mnie do chłopaka puszczać (chociaż mój ojciec był pijany, jak mój chłopak do mnie przyjechał).
Nasz związek się przez to pogorszył. On był u mnie praktycznie cały czas (nawet podczas szkoły), był na moich 18 urodzinach (a ja na niego nie, bo moja mama mi chamsko znalazła robotę na ten dzień i kazała mówić, że jestem zajęta) i w zeszłym roku też mnie nie chciała puścić. Twierdzi, że skoro mieszkam u nich, to mam się słuchać i nie mam nic do gadania. Mój ojciec jest niby po mojej stronie, a tak naprawdę jest manipulowany przez moją matkę. Podsumowując, mój chłopak przyjechał do mnie ponad 30 razy, a ja do niego z 5 razy. Raz byłam z nim i jego rodziną nad morzem, potem musiałam kłamać, że jadę do niego na próby do poloneza (ale tańczyliśmy go tylko na mojej studniówce), bo inaczej bez powodu by mnie matka nie puściła. I tak podczas jednego pobytu zrobiła mi awanturę. Mój brat miał po mnie przyjechać, ale pasowało mu tylko wieczorem (bo spędzał czas ze swoją dziewczyną), a moja mama krzyczała na mnie, że mam do niego pisać i dzwonić i kazać mu przyjechać po południu.
Uparł się i przyjechał wieczorem, a ja ze stresu przez całą drogę płakałam, to też mój brat się wkurzył i opieprzył mamę za jej zachowanie. Jak wróciłam, to oboje rodziców się zachowywało, jakby nic się nie stało. Ostatnio zaczęłam się buntować i udało mi się pojechać do niego 2 razy z rzędu i teraz na sylwestra (mieszkamy od siebie ok. 40 minut i albo on, albo jego rodzice po mnie przyjeżdżają i zawsze jestem u nich mile widziana).
A teraz opowiem ostatnią sytuację, czyli sylwester u chłopaka. Moja mama była jak zawsze przeciwna i się fochała i robiła mi awantury, ale i tak postawiłam na swoim. I problem w tym, że miałam tam jechać tylko na 4 dni, ale postanowiłam zostać na 2 tygodnie. I muszę powiedzieć, że czułam się tam naprawdę dobrze i bezpiecznie. Miałam z kim porozmawiać i się pobawić (z młodszą siostrą chłopaka). U mnie każdy siedzi u siebie i zajmuje się sobą (ojciec gra, mama wychodzi albo siedzi w telefonie, a ja gram lub gadam z chłopakiem). 2 dni przed moim powrotem zadzwoniłam do ojca, aby mu powiedzieć, kiedy wracam i o której (bo moja mama była już obrażona i nie chciała ze mną gadać).
On spokojnie powiedział, że okej i tyle. Następnego dnia, kiedy mój chłopak był akurat w pracy i tego nie słyszał, to znowu zadzwonił ojciec i tym razem z krzykiem mówił, że jak nie wrócę w termin, to po mnie na chama przyjedzie. Dodał też, że przeze mnie moja mama płacze i nie je. Sam potem powiedział, że matka się okropnie zachowuje i wzięła go wtedy na litość.
Jak tylko wróciłam, to była i jest obrażona, a ojcu skarży się, że to ja jestem. Ostatnio nazwała mnie rozkapryszonym gówniarzem, który nie dostaje tego, czego chce. Do teraz jestem na nią zła, bo nie dość, że mnie tak traktuje, płacze, bo nie idzie coś po jej myśli, to jeszcze za każdym razem każe mi rządzić się rodzicami chłopaka (żebym wróciła o tej godzinie, o której mama chce, a nie tak jak pasuje jego rodzicom, żeby mnie odwieźć).
Jestem załamana i zaczęłam szukać pracy nawet niedaleko mojego chłopaka, aby w razie czego się na chwilę do nich wprowadzić i zarobić na siebie, a potem być na swoim.
Nie wyrabiam w tym domu. Dodam, że miałam z rodzicami dużo rozmów, ale przez moją mamę zawsze były to bardziej kłótnie, z których i tak się nic nie nauczyła. Zdaniem mojego ojca jestem już dorosła i mogę robić to, co chce i uważam, a on będzie mnie wspierał, dopóki może. Tak więc moje pytanie.
Czy mam zacząć myśleć poważnie nad tą pracą przy miejscowości chłopaka i się tam przeprowadzić?