Nie jestem szczęśliwa w związku, ale boję się odejść - jak poradzić sobie z poczuciem winy?
Iwona

Justyna Bejmert
Pani Iwono,
To, co Pani opisuje, jest bardzo częstym, ale i trudnym dylematem - rozdarciem między troską o drugą osobę a uczciwością wobec siebie samej. Warto zacząć od tego, że ma Pani prawo do swoich uczuć, niezależnie od tego, czy są one „wytłumaczalne” czy nie. Związek oparty wyłącznie na poczuciu odpowiedzialności czy lęku o drugą osobę z czasem staje się ciężarem.
Martwienie się o jego reakcję, nawet w ekstremalnych scenariuszach, mówi o Pani wrażliwości i empatii, ale jednocześnie może wskazywać, że bierze Pani na siebie zbyt dużą odpowiedzialność za coś, na co w pełni nie ma Pani wpływu. Jeżeli pojawiają się myśli, że partner mógłby sobie coś zrobić, warto potraktować je poważnie - nie w sensie rezygnacji z decyzji, ale jako sygnał, że być może sam również potrzebuje pomocy lub wsparcia psychologicznego.
Poczucie winy, lęk przed oceną czy etykietą „niewdzięcznej” osoby są bardzo naturalne, szczególnie jeśli w związku nie wydarzyło się nic drastycznego. Ale uczucia nie muszą mieć wyraźnej przyczyny - mogą po prostu się zmienić. Czasami rozstanie nie jest wyrazem egoizmu, ale głębokiej uczciwości.
Zachęcam Panią do rozmowy z psychologiem. Może to pomóc uporządkować emocje i przygotować się do działania w sposób, który będzie możliwie łagodny, ale też bezpieczny - zarówno dla Pani, jak i dla partnera.
Pozdrawiam ciepło,
Justyna Bejmert
Psycholog

Paulina Habuda
Dzień dobry,
Zdaję sobie sprawę, że sytuacja w której się Pani znalazła musi być trudna. Może Pani czuć się zagubiona, widzę też w Pani wiadomości duże poczucie winy. Tak silne emocje pewnie nie są dla Pani łatwe i nie pomagają w podjęciu decyzji. Natomiast myślę sobie, że ważne jest aby podjęła Pani decyzję zgodną ze sobą i swoimi uczuciami.
Z tego co Pani pisze wynika, że nic konkretnego się nie stało, po prostu nie kocha Pani już partnera. Jednak rzadko kiedy takie rzeczy wydarzają się po prostu same z siebie. Często kilka różnych mniejszych wydarzeń, myśli, spostrzeżeń na to wpływa - może Pani tego nie zauważyła, ale coś spowodowało, że nie czuje się Pani już szczęśliwa w tym związku. Jeżeli będzie Pani tkwić w relacji, która Panią unieszczęśliwia, to nie będzie to dobre ani dla Pani ani dla Pani partnera.
Pisze Pani, że martwi się o partnera. Skąd biorą się podejrzenia, że partner może sobie coś zrobić? Czy partner ma tendencje do samouszkodzeń, myśli samobójcze? Czy może groził takim zachowaniem?
Jeżeli istnieje realna obawa, że może sobie coś zrobić, może Pani porozmawiać z kimś bliskim Pani partnera - żeby upewnić się, że będzie miał wsparcie po rozstaniu, kogoś na kogo będzie mógł liczyć. Mam tutaj na myśli przygotowanie się do tego rozstania tak aby partner miał wokół siebie wsparcie społeczne.
To bardzo empatyczne z Pani strony, że martwi się Pani jak partner będzie funkcjonował po rozstaniu - ale proszę pamiętać, że Pani uczucia są równie ważne i ma Pani prawo być szczęśliwa. Proszę zadbać o siebie i swoje potrzeby.
Pozdrawiam,
Paulina Habuda
Psycholog, Seksulog

Dorota Żurek
Dzień dobry, ma Pani prawo do zmiany w swoim życiu i zakończenia relacji, która nie daje Pani satysfakcji i poczucia szczęścia. Przede wszystkim zachęcam do szczerej rozmowy z partnerem na temat Pani uczuć do niego i omówienia tego, co się dzieje w Waszej relacji. A może to tylko chwilowy kryzys i da się jeszcze uratować ten związek? Warto o tym porozmawiać i wspólnie zastanowić się, co dalej chcecie zrobić. Jeśli poczuje Pani, że faktycznie nie ma szans, by ten związek uleczyć, to nie ma sensu dłużej być razem i tkwić w nieudanej relacji. Proszę pomyśleć o sobie i nie brać na siebie odpowiedzialności za partnera, bo w takim układzie żadne z Was nie będzie szczęśliwe.
Pozdrawiam,
Dorota Żurek- psycholog

Ola Fikus
Dzień dobry Pani Iwono, dziękuję za podzielenie się tak osobistymi i trudnymi przemyśleniami. Wielu z nas, rozważając zakończenie związku, mierzy się z podobnymi lękami i dylematami. To, co Pani opisuje, pokazuje Pani wrażliwość i empatię.
Proszę pamiętać, że Pani uczucia są wystarczającym powodem, by zastanowić się nad przyszłością relacji. Rozumiem Pani obawy o partnera, poczucie winy oraz lęk przed oceną. To bardzo naturalne. Ważne jest jednak, by rozróżnić odpowiedzialność za własne decyzje od odpowiedzialności za emocje drugiej osoby.
W Pani sytuacji wsparcie psychologa może być bardzo cenne. Rozmowa z zaufanym specjalistą pozwoli Pani uporządkować myśli, zrozumieć własne lęki i przygotować się do podjęcia decyzji. Zachęcam Panią do umówienia konsultacji, by w bezpiecznej przestrzeni gabinetu przyjrzeć się tym wszystkim kwestiom.
Z wyrazami szacunku,
Psycholożka Ola Fikus

Martyna Jarosz
Dzień dobry,
Rozumiem, że znajduje się Pani w bardzo trudnej emocjonalnie sytuacji. Brak radości w związku i wypalenie uczuć są wystarczającym powodem, by rozważyć jego zakończenie, nawet jeśli nie wynika to z konkretnych zachowań partnera. Ma Pani pełne prawo zadbać o siebie i swoje potrzeby. Obawa o reakcję partnera, jego stan psychiczny czy ocena ze strony innych są naturalne, ale nie powinny odbierać Pani możliwości wyboru zgodnego z własnym wnętrzem. To, że Pani się martwi, świadczy o wrażliwości, nie o winie. Warto zakończyć relację z szacunkiem i troską, zachęcając partnera do skorzystania z profesjonalnego wsparcia, jeśli będzie tego potrzebował. Decyzja o odejściu nie czyni Pani złą osobą, może być wyrazem uczciwości wobec siebie i drugiego człowieka.
Pozdrawiam
Martyna Jarosz
psycholog

Joanna Klamerus
Dzień dobry,
To, że Pani się waha, jest zrozumiałe. Na pewno warto jednak, żeby Pani w sobie rozeznać, czy jest jeszcze szansa na to, żeby uczucie się pojawiło, czy też nie. Jeśli nie to może warto porozmawiać o tym z partnerem. Warto się przyjrzeć temu, dlaczego ma Pani takie obawy, czy partner ma jakieś trudności, czy boi się Pani, jak zareaguje? Warto, żeby poprosiła Pani o pomoc jakąś bliską osobę. Kogoś, kto zna dobrze i Panią i Pani partnera. Powinno to pomoc Pani podjąć decyzje. Warto też pomyśleć o skorzystaniu z pomocy psychologa, jeśli ma Pani skłonność do nadmiarowego reagowania poczuciem winy.
Wszystkiego dobrego!

Anna Kapelska
Pani Iwono,
Rozumiem, że obawia się Pani zranić uczucia partnera. Pyta Pani o Prawo do zakończenia relacji - oczywiście, że Pani je ma, na każdym etapie. Proszę się zastanowić, czy partner wolałby być z panią w związku, wiedząc, że Pani uczucia się wypaliły i nie czuje Pani satysfakcji? Czy jednak warto rozważyć rozstanie ze szczerą rozmową na temat swoich uczuć i emocji, pójście swoją drogą a tym samym umożliwienie sobie oraz partnerowi innej ścieżki i być może relacji?
To naturalne, że boi się Pani ocen i oskarżeń, ale co waży więcej - te 'ewentualne oceny' (być może wcale ich nie będzie lub nie będą tak straszne, jak sobie Pani wyobraża), czy tkwienie w nieszczerej relacji, w której nie czuje Pani radości?
Życzę dobrych decyzji!
Pozdrawiam serdecznie,
Anna Kapelska
Psycholog, Terapeutka

Katarzyna Kania-Bzdyl
Droga Iwono,
poczucie winy świadczy o tym, że umiesz współodczuwać, że posiadasz empatię, że rozwinęłaś w sobie kompetencje emocjonalno-społeczne. Niemniej jednak tkwiąc w związku, w którym nie chcesz być, spowodujesz, że tworzyć go będą 2 nieszczęśliwe osoby: Ty - bo tworzysz pozory oraz Twój partner, który prędzej czy później zobaczy, że nie jesteś w tym wszystkim sobą.
Tak, masz prawo zakończyć tę relację. Ze względu na szacunek do Waszych przeżytych lat bądź wobec niego uczciwa. Nie jesteś w stanie przewidzieć do końca jego reakcji i związanych z tym emocji. I tak, może pojawić się złość, poczucie urazy, dezorientacja czy nienawiść. Daj mu prawo je przeżyć. Ale one, jak i wszystkie pozostałe emocje - dobrze poprowadzone - przeminą.
Pozdrawiam,
Katarzyna Kania-Bzdyl

Maria Sobol
Pani Iwono,
ma Pani prawo zakończyć związek, nawet jeśli nie ma konkretnego powodu poza brakiem uczuć. Relacja powinna dawać bliskość i radość obu stronom, a jeśli tego nie ma – przedłużanie jej często przynosi jeszcze więcej bólu.
Rozumiem Pani obawy o partnera, ale jego emocje i decyzje są ostatecznie jego odpowiedzialnością. Może Pani okazać troskę i wsparcie przy rozstaniu, jednak nie może Pani żyć w związku z poczucia winy.
Oceny i komentarze otoczenia mogą być trudne, ale to Pani życie i Pani prawo dbać o swoje dobro.
Z życzliwością,
Maria Sobol
psychoterapeutka integracyjna

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Co mam zrobić, żeby koleżanka nie myślała, że jestem natarczywa, a nie jestem, tylko po prostu ufam koleżance i lubię pomagać i martwię się, a niektórzy uważają, że osaczam ją, a ja po prostu chce dobrze?
Moja dziewczyna w poprzednim związku była eskortą (była w układzie sponsorowanym), miała 20 lat starszego od niej mężczyznę, który była bardzo zamożny. Miała wtedy duże długi około 50 tysięcy złotych, ona była zaraz po studiach, nie miała jak zarobić, a odsetki wzrastały, więc zdecydowała się na taki radykalny krok. Podobno (tak mi powiedziała) uprawiała z nim seks z elementami BDSM oraz uczestniczyła w seksie grupowym ze znajomymi jej faceta (sponsora). Teraz jest ze mną w związku i nie mogę się pogodzić z jej przeszłością. Jej przeszłości budzi we mnie lęk i obrzydzenie, proszę o radę jak sobie z tym radzić. Oboje się kochamy, ale jej przeszłość nie daje mi spokoju.
Jestem z facetem od w sumie roku jako związek, wcześniej spotykaliśmy się bardziej jako przyjaciele może coś więcej, ale każdy miał wolną drogę. Od roku spotykamy się oficjalnie w związku, jednakże mój partner ma dziecko ze swoją ex, do której jeździ na całe dnie, niby bawiąc się przez ten czas tylko i wyłącznie z dzieckiem, ponieważ jak twierdzi, pracuje za granicą i po tak długiej nieobecności chce spędzić czas tylko i wyłącznie z dzieckiem. Problem w tym, że jeśli wchodzę na temat tego, żeby dziecko brał do siebie, to tłumaczy się tym, że dziecko (5lat) doznałaby szoku i nie pójdzie tak z nim, ponieważ go długo nie widziało. Jego ex przez ten cały czas siedzi sobie w domu.
Do tego od jakiegoś czasu zmieniła zachowanie, jak wcześniej zabraniała kontaktów, nie chciała, żeby przyjeżdżał, tak teraz sama pisze, wysyła jakieś memy i nawet przyjeżdża pod jego nieobecność do jego domu. Czy to jest normalne?
Czy normalne jest to, że on nie chce zrobić nic w kierunku, takim żeby dziecko zabrać do siebie do domu?
Co prawda cały czas mnie zapewnia, że go nic nie łączy i jedynie jego jazdy kończą się na kontaktach z dzieckiem, ale jednak cieszy się z tego, że ich relacja się poprawiła, bo razem rozmawiają będąc u niej w domu i jak mówi to chyba dobrze, że córka widzi, że mamy dobry kontakt ze sobą?
Moje nurtujące pytanie trochę pogmatwane, lecz upadam z sił. Błagam o poradę, może coś da?
Otóż czuję, może mi się tylko wydaje, że w moim pięknym życiu małżeńskim jest coś nie tak. Udane sprawy łóżkowe, namiętność, czułość, power, porządanie wszystko jest, nie mam co narzekać. Mąż okazuje czułość, uczucia" kochanie kocham etc, choć od momentu co mam problemy ginekologiczne m.in mięśniaki macicy, torbiel złą cytologię, wycinki, obawy, że pójdę do szpitala, nie daj Boże zabieg usunięcia macicy, czuję się przez męża nagle odepchnięta, niepotrzebna ,nieatrakcyjna, okazuje to w jaki sposób... już piszę.
Mówi, że bardzo mnie kocha, choć potrafi nie rozumieć mnie w tej sytuacji, sex nietaki udany, popada w agresję, słowna, ataki furii ,powie cyt ,, zaraz ktoś dostanie w pysk,, ,,lecz się psychiatrycznie psycholu,, po prostu mnie krytykuje, lekceważy, olewa nie da się dotknąć, niby przejmuje się, choć ja tego nie zauważam.
Biorę leki antydepresyjne, on niby jest wsparciem, ale nie aż takim, jakim powinien być. Obawiam się, że czeka na efekty, co powie lekarz - idziemy 18 listopada razem do ginekologa. Boję się i jemu to mówię, co ciężko dociera, iż spadnie moje libido brak chęci na sex, a teraz tak było pięknie, nawet się popłacze, on z niczego sobie nic nie robi, jedynie na mnie krzyczy i odsuwa się. Po chwili żałuje, przeprasza i kupuje kwiaty, jakby nic się nie stało. Patrzy bardziej na siebie.
Czy on do mnie coś szczerze jeszcze czuje, czy to oznaki, że odejdzie, choć zapewnia jak bardzo mnie kocha. Wczoraj godz 20.00 aż do 22.00 musiałam się produkować, tłumaczyć, choć słuchał mnie jak to się mówi,, jak zgaszone radio, udawał zmęczenie, zamykał oczy, unikał lekceważył. Wymusiłam zbliżenie. Dziś nagle będąc w pracy czułe słówka, kochanie, tęsknie itp.
Ja upadam psychicznie z sił. Nie czuję jego troski, a chłód. On twierdzi, że też się martwi, to czemu mnie odpycha? Tym nie okaże mi wsparcia - czułości i troski. Mówi, że nawet jeśli przejdę zabieg i max 2 miesiace bez sexu, będzie do mnie podchodził, dotykał. Mówiłam mężowi" tak samo jak teraz?" Sądzi jak on to mówi cyt ,, jarasz mnie, ciągle mam na ciebie ochotę,, jak mam w to wierzyć?
Błagam co mam myśleć, robić czy wierzyć w tą miłość i uczucia, czy to już porażka, wypalenie, kłamstwa od strony męża? Manipulowanie? Czasem myślałam, że jest toksycznym człowiekiem, bo nie potrafi rozmawiać i panować nad emocjami. Napomknę, że chodziliśmy na terapię małżeńskie i dużo to dało, choć teraz jestem w totalnej rozsypce. Błagam o pomoc
Dzień dobry. Mam pytanie, moja partnerka po każdej naprawdę małej sprzeczce, o jakąś pierdółkę, tak się nakręca, tak w głowie wyolbrzymia, że za każdym razem stwierdzi, że to koniec..rozstajemy się. Po około dobie, emocje opadają i wraca rozsądek...da sie porozmawiać i tworzymy naprawdę udany związek, kochamy sie bardzo. W te 24h nie da się rozmawiać i jest na 1000% pewna, że się rozstajemy i to koniec. Jak zrobić, by te emocje nie eskalowały do takich rozmiarów, nie zabierały tyle czasu...to zostawia blizny, a tak naprawdę powody są tak błahe, że aż niewiarygodne.
Witam. Jestem samotną matką, która wychowuje córeczkę od urodzenia sama, nie ma ojca ani żadnych z nim kontaktów. Zostałam sama 5 lat temu bez pracy, dachu nad głowa i pieniędzy, za to z noworodkiem na ręku. Dziś mam mieszkanie na kredyt, pracę stałą do godziny 17:00. Finansowo jest mega ciężko przez ogromny kredyt, ciągnę na pożyczkach, ale jakoś do przodu. Pomagają mi jedynie rodzice i to właśnie przez nich chyba niedługo wpadnę w depresję, bo już nie mam do nich sił, płacze wieczorami i ledwo żyje od wielu miesięcy, nie mam sił wstawać, robić najprostsze rzeczy, często myślę, że chciałabym nie wstać. Wiecznie kłótnie, nie chce mi się już przez to żyć.
Córka jest w przedszkolu do 15, ja pracuje do 17 cztery razy w tygodniu. I tu zaczyna się piekło. Codziennie mama wypomina mi, że jestem niewdzięczna, że mi tyle pomaga, pilnuje dziecka. Ciągle powtarza, że jestem sama sobie winna, że mam takie życie, że wybrałam takiego ojca małej, itd. Ja nie uważam, żeby to była moja wina, że ojciec małej się rozpił strasznie jak byłam w ciąży i wolałam odejść od niego i oszczędzić dziecku tego, co sama z nim przeszłam w ciąży.
Matka często pilnując dziecka w moim domu gotuje obiad, umyje mi naczynia, poskłada pranie sama od siebie czy zmywarkę opróżni, a kiedy przyjdę z pracy i nie podziękuje to jest, że nie jestem wdzięczna, a kiedy powiem, że skoro pomogła to niech nie wypomina, bo ją przecież o to nie prosiłam, to mówi "tak, zrób i jeszcze źle".
Ciągle słyszę, że jestem niewdzięczna i nie szanuje matki. Dla mnie okazaniem im wdzięczności jest to, że często ich gdzieś podrzucę, np. ojca do pracy, bo ma daleko jak zima czy deszcz albo po prostu biorę wolne i wiozę matkę czy ojca do lekarza jak ma w innym mieście. Dla nich to chyba nie jest wdzięczność, mam wrażenie, że dla nich bycie wdzięcznym to przytakiwać w każdym momencie, nie mieć swojego zdania i chodzić za nimi na kolanach i dziękować bez końca.
Kiedy im mówię, że są też rzeczy, które robię dla nich i o nich mówię, np że gdzieś ich zawiozę czasami to jest "jak mi wypominasz to więcej nie wsiąde". I obrażają się. A ja mówię to nie po to, żeby wypominać tylko, aby pokazać, że ja też często im pomagam i nie oczekuje wdzięczności. Ale oni wspominają pilnowanie wnuczki, złożenie przez ojca szafki, poprawienie karnisza, złożenie komody, dosłownie wszystko i nie mogę sie obrazić.
Dla mnie pomaganie rodzinie to normalność, nie powód do dziękowania w kółko. Kiedy mam odmienne zdanie zostaje to skomentowane "Ty zawsze byłaś nienormalna, już każdy to mówi". Czasami kleka i mówi, ze mnie nienawidzi, ze nienawidzi do mnie przychodzić, ze zniszczyłam jej życie, ze powinna teraz odpoczywać i leżeć a nie pilnować wnuczki. Jakby traktowała wnuczke jak kare. Potrafi przewrócić mi garnek na gazie, rzucić czymś czy mnie uderzyć. Raz wyrzuciłam ją za drzwi jak przy dziecku uderzyła mnie w twarz. Moje dziecko przez nią patrzy na to wszystko, a ona potem przy ludziach robi z siebie ofiare, jaką to zła córka jestem. Nie umie rozmawiać, kiedy chce o coś zapytać, porozmawiać po prostu, potrzebuje wsparcia, to mówi, że jej to nie interesuje i po co jej o tym mówię. Podważa moje zdanie przy dziecku, kiedy mam odmienne zdanie na wychowanie i jej to mówię to moja matka mówi przy małej "biedne jesteś dziecko, ze masz taka matkę". Nie szanują mnie przy dziecku, jak o tym mówię to ignorują. Na każdym kroku krytyka, nie tak wieszam pranie, za gruba kostka marchewki, itd. Ciągle pretensje o pilnowanie wnuczki, gdzie są to tylko 2h cztery dni w tygodniu. Czy ja jestem jakaś nienormalna? Wydaje mi się, ze moja mama za wszelką cenę chce mnie pognebic i załamać.