Left ArrowWstecz

Nie radzę sobie z agresją i emocjami

Nie radzę sobie z agresją i emocjami.
User Forum

Anonimowo

1 rok temu
TwójPsycholog

TwójPsycholog

Dzień dobry,

cieszę się, że rozpoznałeś_aś swoje trudności! Ze względu na niewiele szczegółów proponuję konsultację psychologiczną :) Oprócz tego zachęcam do poczytania:

https://twojpsycholog.pl/blog/zarzadzanie-gniewem-jak-nauka-kontroli-emocji-moze-przyniesc-spokoj

https://twojpsycholog.pl/blog/uczucie-niepokoju-skad-sie-bierze-i-co-z-nim-zrobic

https://twojpsycholog.pl/blog/studia-nad-spokojem-5-fundamentow-spokojnego-umyslu 

Powodzenia!

1 rok temu
Justyna Czerniawska (Karkus)

Justyna Czerniawska (Karkus)

Dzień dobry,

zastanawia mnie jakie są oczekiwania względem odpowiedzi po tak krótkim stwierdzeniu. Myślę, że jeżeli pojawia się trudność w radzeniu sobie z agresją oraz emocjami i wpływa to negatywnie na codzienne funkcjonowanie to warto udać się na konsultację do psychologa lub psychoterapeuty.

Pozdrawiam serdecznie,

Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta 

1 rok temu
Katarzyna Waszak

Katarzyna Waszak

Dzień dobry! Dobre rezultaty w leczeniu zaburzeń emocjolanych daje psychoterapia. Ważne jest spotkanie z tymi emocjami i przeżycie ich w bezpiecznej relacji. Złość jest potrzebna i ważna, jednak wyrzucana w formie agresji niszcząca. Warto się przyjrzeć, z jakiego powodu jest ona impulsywnie odreagowywana zamiast skontenerowania i wkorzystania w pozytywny sposób. Powodzenia                               Katarzyna Waszak 

1 rok temu
Karolina Łagodzka-Dubikowska

Karolina Łagodzka-Dubikowska

Dzień dobry, 

Zachęcam do skorzystania z usług psychoterapeutycznych - myślę, że w nurcie poznawczo-behawioralnym możesz zdobyć dużą wiedzę na temat emocji i tego jak nimi zarządzać. Jeśli problem łączy się także z agresją to rekomenduję trening zastępowania agresji (którego częścią składową jest trening kontroli złości) - najlepiej, gdyby była możliwość uczęszczać na takie zajęcia w grupie, ale indywidualnie też można, z dobrymi rezultatami.

Pozdrawiam serdecznie
Karolina Łagodzka-Dubikowska

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Chorując na depresję i dostając diagnozę raka, pomyślałem, że to koniec cierpienia. Jestem wyleczony, jednak nie podejmuję cyklicznych badań.
Witam, obecnie mam 29 lat. Od dłuższego czasu mam depresję. Jakiś czas temu zdiagnozowano u mnie nowotwór. Gdy usłyszałem o tym, to poczułem swego rodzaju ulgę, że to możliwe, że będzie już koniec. Z drugiej strony podjąłem walkę i wiadomo, że bałem się o zdrowie, ale było jakieś takie zadowolenie z tej sytuacji (gdy usłyszałem diagnozę to pierwsza moja myśl to była dosłownie słowo w słowo "aa czyli to już koniec cierpienia"). Ciężko to opisać. Ostatecznie można tak powiedzieć, że udało mi się wyleczyć raka. Teraz mam bardzo duże szanse na bycie zdrowym w 100%. Muszę tylko robić okresowe badania krwi na obecność markerów oraz robić rezonans/TK. Nie zgłaszam się do lekarza, sam nie wiem czemu. Trochę czuje się, jakbym robił sobie sam krzywdę, ale nie czuję takiej potrzeby, żeby pójść się przebadać. Zdaje sobie sprawę, że jakbym miał jakieś przerzuty, to bym tego prawdopodobnie nie przyjął jakoś na spokojnie, ale z drugiej strony mam takie wrażenie, że popełniam swego rodzaju samobójstwo. Kiedyś miałem myśli samobójcze. Nie uważam, że były to myśli jakoś szczególnie silne. Ogólnie uważam, że nie byłbym w stanie zrobić sobie czegoś. Czy ktokolwiek miał do czynienia z takim przypadkiem jaki mam ja? Nie potrafię znaleźć informacji na internecie, żeby ktoś się "ucieszył", że ma raka albo żeby podjął taką, można to nazwać, próbę samobójczą polegającą na po prostu normalnym życiu, ale bez podjęcia leczenia, które może, ale nie musi doprowadzić do jakiś problemów zdrowotnych.
Dziewczyna zerwała ze mną, ponieważ choruje na depresję. Jak mogę jej w tym pomóc?

Cześć, 

jakiś czas temu żyłem w szczęśliwym, jak mi sie zdawało, związku, lecz do mojej byłej już dziewczyny wkradła sie depresja. Z tego powodu zakończyła nasz związek. Po czasie porozmawialiśmy i wyjaśniła mi wszystko na tyle, na ile potrafiła oraz tyle, ile potrzebowała powiedzieć. Z racji, że jest to dla mnie osoba jedna na milion obiecałem wyjść z nią z tego i okazałem całkowite wsparcie oraz zaangażowanie już w sferze przyjaźni, żeby to była jak najbardziej komfortowa sytuacja dla naszej dwójki. Jest to dla mnie jednak nowa sytuacja i chciałbym zapytać co ja ze swojej strony mogę zrobić, żeby móc jej w jak najlepszy sposób pomóc? Jestem ze swojej strony oddać całe swoje zdrowie psychiczne i fizyczne, żeby wstała na nogi..

Jak mam myśleć, jak nie mam żadnych myśli w głowie?
Jak mam myśleć, jak nie mam żadnych myśli w głowie?
Dzień dobry, jestem osobą samotną, mieszkam w dużym mieście. Jestem bardzo wrażliwa, wystarczy, że zobaczę jakiś samochód na sygnale, bym zaczęła płakać. Od dziecka mam ciągle powtarzający się problem z matką. Mieszkam sama, ale choć wiem, że dla mnie byłoby to dobre, nie potrafię całkowicie przerwać kontaktu z matką. Niestety nasze kontakty są bardzo sztywne (ja oglądam telewizję, a ona robi coś przy komputerze). Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Najczęściej słyszę od niej tylko polecenia. Czasem mam wrażenie, że oczekuje ode mnie, że będę czytać w jej myślach, a mną się nie interesuje. Jeśli się pokłócimy, to tracę całą chęć do życia i myślę lub chcę popełnić samobójstwo. Swoją matkę odbieram jako zimną bez uczuć osobę, choć wiem, że jest inaczej. Próby rozmowy z mojej strony, zawsze pogarszają sytuację. Co powinnam zrobić?
Jak postawić granice w toksycznej relacji z rodzicem alkoholikiem i współuzależnioną matką?

Dzień dobry, Mam na imię Marta i mam 34 lata. 

Od 11 lat jestem w szczęśliwym małżeństwie, którego owocem jest nasz 9-letni syn. Męża znam, od kiedy miałam 16 lat. 

Od kiedy pamiętam, był moim przyjacielem, towarzyszył mi i wspierał. Pomimo tego, że stworzyłam swoją rodzinę, nie potrafię odciąć się od mojego domu rodzinnego, dlatego postanowiłam napisać i proszę o poradę. Mój ojciec, od kiedy pamiętam nadużywał alkoholu. Na przestrzeni wielu lat bardzo się rozpił i choć wiele lat starałam się, to nigdy nie byłam w stanie mu pomóc wyjść z nałogu. Gdy byłam nastolatką, w domu rodzinnym działy się bardzo złe rzeczy. Ojciec szalał, pił i bił mamę, były ciągłe awantury. Mama również w pewnym czasie miała kochanka, więc wraz z młodszą siostra miałyśmy piekło na ziemi. 

Ojciec szalał potwornie, wiecznie pijany rozbijał i niszczył wszystkie rzeczy w domu, biegał z nożem w ręku krzycząc, że się będzie ciął. Biegał z nożem i groził, że się zabije, a wychodząc z domu mówił, że się powiesi. Pamiętam, jak każdego popołudnia, były wieczne okropne krzyki, a w nocy byłyśmy z siostrą wybudzane podczas awantur. Próbowałyśmy interweniować wiele razy, ponieważ tato dusił mamę. Takich sytuacji było bardzo dużo i trwało to wiele lat, a spokoju doznałam wtedy, jak się wyprowadziłam, mając 22 lata. W końcu mogłam spać cale noce. Mój spokój długo nie trwał, ponieważ tak naprawdę od zawsze, pomimo, że tam nie mieszkałam, uczestniczyłam we wszystkich awanturach rodzinnych. Mama od zawsze informowała mnie, co się dzieje w domu, dzwoniła i opowiadała, co ojciec wyczynia, kiedy się napił i co zrobił. Po jej tonie głosu przez telefon jestem w stanie wyczuć co się z nią dzieje. 

Mama jest oczywiście współuzależniona i wszystkie swoje emocje przenosiła na mnie i na siostrę. Przez wiele lat pomimo tego, co się działo, uczestniczyłam np. w świętach Bożego Narodzenia i przyjeżdżałam, chociaż każdy przyjazd do domu rodzinnego wiązał się z wielkim bólem, ponieważ podczas każdej wigilii ojciec jest pijany, a jak przyjeżdżałam w zwykły dzień, nawet nie ma z kim rozmawiać, ponieważ ojciec spał pijany. 

Po każdych takich świętach w domu płakałam i musiałam się pozbierać psychicznie. Święta Bożego Narodzenia to dla mnie jedna z piękniejszych chwil w roku. W mojej rodzinie wraz z synem i mężem przygotowujemy się, mamy kalendarze adwentowe, dekoracje, roraty, choinka-to wszystko sprawia nam wielką radość, a potem…. Najpiękniejszy wieczór wigilijny zmienia się w mój koszmar. Ojcu nie zależy na żadnych kontaktach: nie odwiedza mojego syna oraz nas w ogóle. 

Mogę powiedzieć, że nie mam z nim już żadnych relacji, nie potrafię z nim rozmawiać. Największym problemem jest dla mnie od jakiegoś czasu moja mama, która jako osoba współuzależniona kompletnie nie liczy się z moimi uczuciami. Dodam również, że miałam stany depresyjne w związku z powyższymi sytuacjami. Pomimo tego, że tworze z mężem i synem fajną rodzinę, oparta na szacunku i zwykłym życiu bez awantur załamałam się z powodu problemów w domu rodzinnym. Myślę, że moja depresja była kwestią czasu i jak ktoś wychodzi z takiego domu to prędzej czy później zachoruje na nerwice lub depresje. Po terapii, którą odbyłam kilka lat temu, zrozumiałam, że mama oraz ja jesteśmy współuzależnione i postanowiłam postawić granice, abym mogła żyć normalnie. Od wielu lat tłumacze mamie, że nie mogę już słuchać jej użalania się na jej straszne życie i już dawno poinformowałam ją, że to jest jej życie, ona jest dorosła i to jest jej wybór, że została z ojcem, ale ja już nie daje rady uczestniczyć w ich awanturach. Usłyszałam wtedy, że oni są moimi rodzicami i w sumie to mama nie wiedziała, że mnie to boli i że jestem aż tak słaba psychicznie. W związku z tym, że sytuacja w ogóle się nie zmieniła, od tego roku poinformowałam kilka miesięcy wcześniej mamę, że nie pojawię się na wigilii, ponieważ nie dam rady psychicznie już tego znieść. Ojciec poprzednie dwa lata w Wielkanoc był tak pijany, że przez dwa dni nie podniósł się z łóżka, więc nawet się tam nie pojawiliśmy. On nie wiedział, że są święta, ponieważ poza jego piciem jego nic nie interesuje. 

Mama od października zaczęła wydzwaniać i z wielkimi wyrzutami pytać mnie jak spędzę wigilie oraz czy wiem, że jest jej przykro, ponieważ ona jest moją mamą i ja tak bardzo ją ranię. 

Próbowałam wytłumaczyć jej, jakie są również moje uczucia i jak ja cierpię z powodu tak wyglądających świąt u nich, ale ją to kompletnie nie interesuje. Nie odbyło się oczywiście bez obrażania mnie i robienia ze mnie najgorszej. Mama opowiadała również swoim siostrom i babci, że to ja jestem najgorsza, bo ja nie mam ochoty podzielić się opłatkiem z rodzicami, więc nastawia rodzinę przeciwko mnie. Rodzina od wielu lat ma klapki na oczach i udaje, że nie widzi, jak ojciec pije, ponieważ każdy boi się zwrócić uwagę. Mama uważa, że przez cały rok będę słuchać o awanturach, a potem w wigilie będę udawać, że nic się nie stało i jesteśmy super rodziną, a tak po prostu nie jest. 

To spotkanie świąteczne to jest kłamstwo, moje udawanie, a jak widzę pijanego ojca przy stole, to oczywiście nie mogę zwrócić mu uwagi, a jeszcze muszę podzielić się z nim opłatkiem i złożyć życzenia. Mój mąż oraz mój syn również muszą przytulić się z brzydko pachnącym i ledwo stojącym na nogach dziadkiem, ponieważ tak trzeba, ponieważ się święta. 

W tym roku zaprosiłam mamę na święta do siebie - odmówiła, ponieważ jak napisała, bez taty nie przyjedzie. 

Na chwilę obecną straszy mnie, że nie pojawi się na komunii syna, skoro to ja zrobiłam się taka niedostępna i nie chce mieć kontaktu. Manipuluje moimi uczuciami na każdym kroku, najpierw mnie obraża, a potem dzwoni i udaje, że się nim nie stało. 

Ojciec mimo błagania nie podjął nigdy próby leczenia i wiem, że już z tego nie wyjdzie. Jestem już zmęczona moja współuzależnioną i toksyczną matką. Czuje, że nie chce mieć z nią powoli żadnego kontaktu. Moja mama i mój ojciec są od wielu lat moim problemem, w przeciwieństwo do rodziny, która sama stworzyłam. Rodzice zatruwają mi życie od 20-stu lat. 

Mama oczywiście używa argumentu miłosierdzia i mówi, że mam ojcu wybaczać jego zachowanie, bo to jest w końcu mój OJCIEC i na święta muszę pojawiać się w domu rodzinnym. 

Czy muszę uczestniczyć w wieczerzy wigilijnej wraz z moimi rodzicami? Nie wiem, czy w tym wypadku można zdrowo postawić granice. Czuje się bardzo zagubiona. 

Nie mam ochoty na żadne święta z moimi rodzicami i najchętniej uciekłabym za granicę na ten czas. Najzdrowiej byłoby dla mnie odciąć się ostatecznie i czuje, że tak to się niestety skończy, ponieważ zamiast bardziej skupić się na mężu i dziecku ja kręcę się jak satelita wokół ojca i matki, którzy nic nie robią, aby naprawić tę sytuację, a wręcz przeciwnie. 

 

Marta

Jak radzić sobie z nieuzasadnionym pogorszeniem stanu psychicznego i oschłym zachowaniem wobec przyjaciół?
Ostatnio pogorszył mi się stan psychiczny, nie wiem dlaczego, nie ma tu jasnej przyczyny chyba. Ale przez to zrobiłam sie taka oschła dla przyjaciół, ciągle ich neguję, obrażam i odpychamy, a potem nie wiem co ze sobą zrobić, bo przeproszenie to za mało w tej sytuacji. Nie wiem czemu tak reaguję, ani jak to zatrzymać, ani co robić dalej
Ukrywanie choroby w związku - dlaczego?
Dlaczego ChAD ukrywa swoją chorobę w związku ?
W tamtym roku psycholog odkryła, że mam depresję
W tamtym roku psycholog odkryła, że mam depresję i powiedziała, że powinnam iść do psychiatry, ja na początku do niego nie poszłam, ale nadal czuję się źle i nie wiem co robić, czy zwrócić się do mojego psychologa czy psychiatry. Nie jestem też pewna czy będę umiała się otworzyć przed kimś nowym.
Brak myśli w głowie, nadmierna senność, poczucie otępienia. Nie wiem, co się dzieje
Nie mam myśli w głowie, tylko oczy I nic więcej Z dnia na dzień mózg wyłączony dosłownie, jakby już nie dopuszczał do siebie żadnych myśli. Skończyło się tak, że tym czym się stresowałem, przejmowałem już się nie przejmuję a pustka w głowie została. U mnie z myślami jest tak, że nie mam ich stałego przepływu, nie czuje ich w głowie, żeby myśleć muszę na siłę się zmuszać i doszukiwać się ich gdzieś w głębokiej podświadomości, to zupełnie nienaturalne .Czyli zero automatycznych/spontanicznych myśli, czuję się jakbym był bez mózgu, tylko oczy i nic więcej. Pustka powoduje, że człowiek się obawia wszystkiego, czy to załatwiać jakieś sprawy, czy nawet wyjścia do sklepu i kupienia czegokolwiek. Taki strach i niepewność. Odkąd to się zaczęło to żyje jak zombie, chodzę po domu, jem, piję i śpię i tak dzień w dzień to samo. Z powodu niemyślenia nie rozmawiam, prawie nic nie robie!!! Następne dni mijają tak, jak poprzednie. Do tego otępienie, nadmierna senność, potrafię spać po 12-15h. Z tego co pamiętam to moja głowa jest pusta przez całe dnie dosłownie, ogólnie czuję ciszę.
Dysfunkcyjna rodzina, choruję na depresję i bardzo cierpię. Leki nie pomagają.
Nie pracuję od 4 lat, na coodzień czuje się fatalnie. Rodzinna mnie jednym słowem nienawidzi, robi wszystko, aby mnie się pozbyć z domu. Ja jakbym możliwość to bym już dawno odszedł, bo dla mnie są awaturnikami i alkoholikami, nikt normalny nie pije codziennie po pięć czy po trzy piwa lub coś mocniejszego. Wygaduje jedzenie, które jem, czy specjalnie uniemożliwia samo spanie budząc mnie wcześnie. Próbuję teraz jakoś wziąć się za siebie, ale jest mi rzeczywiście ciężko, chodzę teraz sobie dorywczo do pracy, żeby zarabiać na leki. Nieraz po prostu wyję, że muszę tam iść gdzieś do pracy. Psychiatra stwierdził, że mam depresję, łykam leki już drugi miesiąc dochodzi, ale wcale nie czuję się lepiej. Byłem już na dwóch wizytach u psychiatry i powiedział, że mam brać leki, ale mówiłem, że leki nie działają, nie widzę poprawy. Stwierdził, że mam brać i tyle. Leki nie działają, to co ja mam zrobić z tym, niedługo kolejna wizyta. Nie czuję naprawdę sensu życia, a teraz to tylko i wyłącznie męczarnia. Ostatnio napiłem się alkoholu to lepiej się poczułem niż po tych lekach co przyjmuję, jakby wszystkie problemy zniknęły, tak dobrze się czułem. Bardziej teraz myślę, że mnie do alkoholizmu doprowadzą te leki niż do normalnego funkcjonowania. Moja rodzina jest dysfunkcyjna, alkohol to norma. Dlatego ja zawsze uprzedzony byłem co do picia. Więc żeby mnie spotkać z piwem to cud po prostu. Poszedłem też do Pani psycholog, ale nie czuję z jej strony żadnej pomocy, szczerzę to nie wierze w żadną moją poprawę zdrowia, ale leki przyjmuję regularnie, bo mam nadzieję, że będzie lepiej, a jest tragicznie.
Mama choruje nieuleczalnie na raka i czuję, że cierpi na depresję. Nie wiem jak jej pomagać.
Witam serdecznie. Moja mama od dwóch lat choruje na raka nieuleczalnie. Nie korzysta z pomocy psychologa a widzę jak zamknęła się w swoim świecie, często mówi, że pewnie niedługo umrze itp. Myślę, że mama ma depresję, nie wiem jak jej pomóc. Zaznaczę, że kiedyś mama się leczyła na depresję lękową to było dawno, kilka lat temu jakiś czas po pierwszym zachorowaniu na raka, z którego się wyleczyła. Samej mi jest ciężko w tej sytuacji, nie wiem jak ją pocieszać, co jej mówić. Z góry dziękuję za odpowiedź.
Jestem 15 letnim uczniem liceum, który ma dużo przyjaciół, dobre oceny, jest pogodny i miły do innych. Tak wygląda maska, którą ubieram za każdym razem gdy zaczynam z kimś rozmawiać. Mogę siedzieć długo smutny, a gdy ktoś podejdzie nagłe się zaczynam uśmiechać i robić wygląd, że się cieszę tym życiem. Ale wystarczy, że osoba się odwróci na chwilę, a ja już jestem smutny, depresyjny, ponury... taki jaki naprawdę jestem. Chodzę do psychoterapeuty lecz coraz częściej nawet u niego w gabinecie na mnie się ubiera ta maska, nie robię tego świadomie, to się dzieje samo. Coraz trudniej mi jest zostawac samemu, nawet na chwilę, ponieważ gdy nikogo nie ma w okół mnie to się zaczynam czuć smutno i przygnębiony. W pewnym sensie, nawet się przyzwyczaiłem do tej maski, jest... przyjemna, łatwa, dużo łatwiej jest udawać kogoś szczęśliwego niż takim być. Tylko, że ten smutek, gdy zostaję sam jest z każdym dniem Coraz większy i Coraz bardziej nieznośny. Nie wiem co mam z tym robić, chciałbym być szczęśliwy nie tylko wtedy gdy mam kogoś obok...
Od kilku dni nie wiem co się ze mną dzieje. Nie mogę się na niczym skupić, nie widzę w niczym sensu. Nie odczuwam żadnych emocji. Staram się wychodzić do znajomych z nadzieja ze to przejdzie ale jest tylko gorzej. Czuje presję ze po świętach będę musiał wrócić do pracy, na studia a nie mogę sobie poradzić ze swoją głową. To uczucie bezsilności, braku celu, bezsensowności nie pozwala mi się ma niczym skupić, nie mogę uczyć się na zbliżająca sesje. Zapisałem się do psychologa ale mie wiem jak sobie z tym teraz poradzić
Jak rozpoznać epizod depresyjny?

Podejrzewam u siebie epizod depresyjny. Chodzę ciągle senny zmęczony, bez radości, smutny. Co mogę zrobić w takiej sytuacji?

Jak radzić sobie z gwałtownymi wahaniami nastrojów?

Te ciągłe zmiany nastrojów… Czuję się, jakbym był na wiecznej karuzeli emocji, której nie da się zatrzymać. 

Raz jestem pełen energii, gotów podbić świat, a za moment ogarnia mnie taka pustka i apatia, że ciężko mi nawet wstać z łóżka. To wszystko zaczyna wpływać na moje życie – praca, relacje, codzienne obowiązki – wszystko jest w chaosie. Domyślam się, że może to mieć związek z Zespołem Czterech A, choć wiem, że to rzadkie. Dużo się naczytałem o tym wszystkim i dlatego tak mi się wydaje, że to to, ale nie wiem...

Szczerze mówiąc, nie wiem, jak się w tym odnaleźć.  

Co w ogóle można zrobić, żeby te wahania nastroju trochę przyhamować? Jak sobie radzić z tymi intensywnymi emocjami, które przychodzą tak nagle?

Co można zrobić w przypadku zaburzeń lękowych uogólnionych, uczucia silnego stresu bez przyczyny, złego samopoczucia i depresji
Dzień dobry Co można zrobić w przypadku zaburzeń lękowych uogólnionych, uczucia silnego stresu bez przyczyny, złego samopoczucia i depresji, wywołanych syntetycznymi kannabinoidami, narkotykami i alkoholem? Obecnie leczę się diazepamem 30mg/dzień w dawkach podzielonych 10-10-10, brałem leki z grupy inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny SSRI, konkretnie escitalopram i paroksetyne. Lecz nie działa to na mnie, jedynie diazepam/alprazolam dają zauważalne efekty, przechodzi mi wszystko i czuję się normalnie. Podejrzewam, że palenie tych kannabinoidów uszkodziło mi jakieś neurony/neuroprzekaźniki w mózgu, gdyż te objawy zaczęły się pojawiać po zapaleniu tego na drugi dzień.
TW: myśli samobójcze. Zmagam się z głęboką depresją, szukam wsparcia mimo trudności z zaufaniem

TW: myśli samobójcze

 

Wiem i rozumiem dobrze, że mam depresje dlatego biorę aktualnie antydepresanty,.. i mam świadomość, ze jestem w głębokiej depresji, ze funkcjonuje jakoś, to po prostu mój upór, aktualnie czekam na oddział dzienny. Jest taki, że już naprawdę nie daje rady, myśli są bardzo natrętne.. i praktyczniej codziennie. Co do fundacji czy grup wsparcia, ze mnie jest taki problem, że nie umiem ufać ludziom, bo tak już mnie nauczyło, że jestem całkowite sam ... ale tak jak Pani mówi, może tego spróbuje w końcu, już dużo rzeczy mi nie zostało.. a może niedługo w końcu będę miał wieczny spokój

Po stracie mamy i pracy nie potrafię funkcjonować. Moje definicje przestały istnieć i nie wiem, gdzie i kim tak naprawdę jestem.
Chciałam w życiu tylko coś znaczyć! Mam ponad 30 lat, męża i 4 letnie dziecko. Ciążę spędziłam na l4, po urodzeniu dziecka rozwiązano ze mną umowę o pracę, więc nie pracuję w zasadzie od prawie 5 lat. Miałam pracę którą uwielbiałam, która pomogła przetrwać mi najgorszy czas w życiu (poważna choroba i śmierć mamy), niestety firmę zamknięto, ludzi zwolniono ( to było jeszcze przed ciążą). Obecnie otrzymałam diagnozę depresji, fobii społecznej i problemów z zaaklimatyzowaniem się w sytuacji dla mnie trudnych. Czuję, że nic w życiu nie znaczę, czuję jakbym przegrała własne życie. Nie potrafię znaleźć pracy, bo wiem (z góry zakładam), że sobie z niczym nie poradzę. WIEM, że będę wytykana palcami przez pracowników, mam wrażenie, że odniosę porażkę już w pierwszej godzinie. Mam takie poczucie, że wraz z mamy śmiercią, a potem stratą pracy straciłam wszystko co mnie definiowało. Mama była jedyną osobą, która we mnie bezgranicznie wierzyła, która mnie doceniała, która mnie wspierała nawet wtedy, kiedy inni stawiali na mnie krzyżyk! ( a stawiali wszyscy, od nauczycieli przez koleżanki po rodzinę). W pracy wypracowałam sobie pozycję, może nie kierownika, ale pracownika, do którego po pomoc i poradę przychodzili wieloletni pracownicy, do której prezes osobiście przychodził i zlecał zadania, które wymagały bardzo dużego zaangażowania, dokładności i umiejętności. Dziś... jedyne co potrafię to posprzątać i ugotować obiad! Tak bardzo chciałabym coś znowu znaczyć! Zaimponować sobie samej, a boję się podjąć pracę, bo przecież jestem nikim!!
O jakich objawach i problemach zdrowotnych mam powiedzieć psychiatrce i psychoterapeutce? Chciałabym uzyskać jak najlepszą pomoc.
Czy psychiatrce albo psychoterapeutce należy powiedzieć o innych problemach zdrowotnych jakich doświadczamy? Ja mam ich cały szereg, też parę wstydliwych, nie wiem czy trzeba o nich wszystkich powiedzieć. U mnie to hemoroidy, grzybica paznokci, nieregularny okres, krótkowzroczność, nadwaga, rozstępy, wycięty woreczek żółciowy, wysoki cholesterol, refluks, wysoki puls (obniżany tabletkami), próchnica, ból dołu pleców i nóg podczas chodzenia, krzywa łopatka, nieestetyczna krostka na czole, słabe ręce, niedoczynność tarczycy (leczona tabletkami), łuszcząca się skóra za uszami. O czym z tej listy powinnam wspomnieć psychiatrze i psychoterapeutce, a co mogę spokojnie ominąć?
Dzień dobry, choruję od 7 lat na depresję i nerwicę.
Dzień dobry, choruję od 7 lat na depresję i nerwicę. Biorę leki i czasami wydaje się być dobrze, a za chwilę spada mi nastrój, wybuchy płaczu. Dlaczego tak się dzieje mimo brania leków.