Jak radzić sobie z docinkami rodziny i znajomych jako samotny mężczyzna po trzydziestce?
Ludzie mi dokuczają. Znajomym i rodzinie nie podoba się mój "stan matrymonialny", jestem samotnym mężczyzną po trzydziestce. Wszyscy mnie dobijają, zawsze słyszę jakieś głupie docinki i chamstwo w moją stronę. Zdecydowałem się na samotność, bo jestem brzydki i do tego oszpecony (blizny po wypadku). Pracując, czuję się dobrze, jedynie rozmowy ze współpracownikami powodują u mnie dyskomfort. Rzadko wychodzę z domu, tylko do pracy i na zakupy. Chcę żyć po swojemu, ale ludzie mi nie pozwalają. Samemu jestem szczęśliwy, ale to szczęście ginie, gdy tylko muszę się z kimś spotkać. Czy jakakolwiek terapia ma sens w moim przypadku? Czy to coś w ogóle da? Ja chce tylko spokojnie doczekać śmierci, nie oczekuję nic więcej od życia.
Anonimowo

Justyna Bejmert
Dzień dobry,
Dziękuję, że Pan napisał. To, co Pan przeżywa, jest bardzo ludzkie – potrzeba spokoju, własnej przestrzeni i życie według własnych zasad nie powinny być niczym, za co trzeba się tłumaczyć. Czasami jednak otoczenie – świadomie lub nie – utrudnia to, co dla nas naturalne i dobre.
W takich sytuacjach rozmowa z terapeutą może być formą wsparcia, w której nie trzeba się tłumaczyć ani niczego zmieniać. Terapia nie służy tylko „naprawianiu” – może być miejscem, gdzie można wreszcie poczuć się bezpiecznie i spokojnie. Gdzie jest się wysłuchanym bez oceny, przymusu, presji.
Życzę wszystkiego dobrego,
Justyna Bejmert
Psycholog

Arkadiusz Czyżowski
Drogi Anonimie,
czytając Twój wpis, mam poczucie, że towarzyszy Ci duże niezrozumienie Twojej sytuacji i żal, że nie odzwierciedla ona Twoich pragnień.
Widzę w tym wielki pozytyw, że zdecydowałeś się poszukać pomocy na forum. To świadczy o tym, że chcesz zmienić swój komfort życia na lepszy, a to już jest dużym paliwem do Twojej motywacji do zmiany. Zastanów się, co byś chciał uzyskać na terapii i jakie obszary w pierwszej kolejności chciałbyś poprawić.
W kwestii zachowania innych osób, możesz stawiać granice i zaznaczać co jest dla Ciebie akceptowane, a co nie. Nie gwarantuje to jednak, że każdy będzie miał na uwadze szanowanie tych granic. Jeśli pomimo Twojej prośby o szacunek do Ciebie inny człowiek nadal stosuje te żarty i docinki, to ewidentnie jest to obszar do pracy tej osoby - to świadczy o niej, nie o Tobie.
To co Ty możesz zrobić, to popracować nad tym jak sobie radzisz z takimi zachowaniami. Twoja odporność psychiczna będzie tutaj ogromnym talentem do rozwoju. Rozwijaj ją i buduj własny dobrostan, który jest niezależny od opinii innych. Myślę, że psychoterapia może być tutaj bardzo dobrym narzędziem wsparcia.
Bardzo mocno Ci kibicuję!
Arkadiusz Czyżowski

Anna Haczyk
To, że napisałeś pokazuje, że masz odwagę nazwać to, co w tobie siedzi. To już pierwszy krok. W tym, co piszesz, czytam ogromne zmęczenie ludźmi, zawód, zranienie, rozczarowanie społeczeństwem – nie samym życiem.
Brzmi to tak, jakbyś chciał tylko być zostawiony w spokoju, żyć po swojemu – ale świat ciągle narusza twoje granice, komentuje, dokucza, ocenia. To nie samotność cię rani – tylko poczucie wykluczenia i nieakceptacji, które narzucają inni.
Odpowiadając wprost: tak, terapia ma sens – właśnie w takim przypadku jak twój. Nie po to, by cię zmieniać, ale po to, żebyś:
– mógł żyć swoim życiem bez lęku przed komentarzami,
– odzyskał spokój i odporność na chamstwo i oceny,
– miał miejsce, gdzie ktoś naprawdę cię wysłucha, bez oceniania,
– mógł wzmocnić to, co w tobie zdrowe i cenne – bo to wciąż tam jest, tylko przywalone warstwami bólu.
Terapia to droga do ulgi, spokoju, cichszego życia bez wewnętrznej walki i napięcia. Nie musisz chcieć więcej od życia – wystarczy, że chcesz mniej cierpieć.
Można ww. skwitować „po co mi to, skoro ludzie się nie zmienią?”. To prawda – oni mogą się nie zmienić. Ale Ty możesz zbudować w sobie coś, co sprawi, że ich słowa nie będą Cię ranić tak bardzo jak teraz. I że to, co masz w środku (poczucie bycia wystarczającym takim, jakim jesteś) przestanie zależeć od ich spojrzeń czy komentarzy.

Martyna Jarosz
To wspaniale, że mimo trudnych doświadczeń nadal szuka Pan odpowiedzi, to już wyraz dużej siły i odwagi. Terapia w Pana sytuacji może przynieść wiele dobra. Przede wszystkim może pomóc Panu odzyskać spokój wewnętrzny, lepiej radzić sobie z napięciem i zmniejszyć cierpienie emocjonalne. To także przestrzeń, w której nikt Pana nie ocenia, można mówić otwarcie, być sobą, a terapeuta pomoże zrozumieć, skąd biorą się trudne uczucia i jak łagodniej przeżywać codzienność.
Terapia to nie zmuszanie do zmiany, lecz wspieranie w tym, by żyć bardziej po swojemu z większą lekkością i poczuciem wpływu. Może Pan w niej nauczyć się stawiać granice wobec ludzi, którzy zadają ból, i budować kontakt z innymi na własnych zasadach. Warto spróbować, bo naprawdę zasługuje Pan na życie, które daje więcej ulgi niż walki.
Trzymam mocno kciuki!
Martyna Jarosz

Karolina Bobrowska
Dzień dobry,
Odnosząc się do Pana pytania czy terapia ma sens - uważam, że tak, może być bardzo pomocna w tym, by lepiej chronić to, co dla Pana ważne. Może dać Panu narzędzia, by nie dopuszczać słów i postaw innych ludzi tak głęboko do siebie, czy pomóc zrozumieć, skąd bierze się chęć "przetrwania życia" - być może pod tym kryje się coś bardzo ważnego.
Pozdrawiam serdecznie
Karolina Bobrowska
psycholog

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Mam od miesiąca 16 lat i mam wrażenie, że jestem ciężarem dla mojej rodziny. Staram się każdemu chyba na siłę pomóc, starszej siostrze, tacie, mamie. Staram się pomóc też w życiu rodzinnym np. robieniu zakupów, sprzątaniu. Staram się być wsparciem (psychologiem) rozumieć innych ich problemy i trudności.
Myślę, że powinienem być najlepszy w szkole, w domu, nie mieć gorszych chwili i nie obciążać innych sobą. Mam aspergera co sprawia, że nie rozumiem czasami osób neurotypowych.
Nie robię nic, bo chce, tylko bardziej z tego, że muszę: chodzić do szkoły, pomagać rodzicom, którym jest ciężko, nosić zakupy, odkurzać, żeby było czysto w wielkim skrócie nie być „ciężarem” i trudnym dzieckiem z aspergerem tylko dobrym i wartościowym synem. Niestety mimo to często są w domu kłótnie jak to inni mówią „z twojego powodu”, przez co czuję, że dalej nie jestem wystarczający i muszę być lepszy i bardziej pomocny.
Moja siostra i rodzice też ma różne trudności w życiu i dlatego staram się nie dokładać swojej „cegielki” do problemów. Mam oszczędności, ale ciężko mi wydawać pieniądze, uważam, że nie zasługuje na nic dla Siebie. Denerwuje mnie to, że robię to wszystko, ale mimo to nie jestem dostrzeżony.
Uważam, że nie mogę „marnować czasu” czyli długo spać, nic nie robić, odpoczywać tylko, że powinienem cały czas coś robić. Czuje dziwne uczucie nie umiem go opisać, ale coś na zasadzie, leżę rano w weekend i myślę, że nie moge nic nie robic, bo nie będę wystarczający.
Takie właśnie rozkminy mam po kłótni z rodzicami, bo starałem się naprawić sprzęt audio, żeby włączyć kolędy i poprosiłem osobę X o pomoc, po czym ona zaczęła mi mówić, że w porównaniu do mnie ona się nie bawi i przygotuję wigilię dla całej rodziny. Potem osoba X poszła na skargę na mnie do osoby Y, która powiedziała mi, żebym w końcu zauważył, że osoba X robi dla nas dużo i, żebym przestał wyzwać osobę X. Na co się bardzo zdenerwowałem (bo osoba Y mówiła o rzeczach których nie robiłem) i zacząłem przeklinać, a po następnych nerwowych wymianach zdań mnie osoby X i Y podeszła do mnie X i powiedziała, żebym przemyślał to czemu powoduje kłótnie i co mam w głowie, że taki jestem. (X i Y to są moi rodzice) Za parę godzin będzie wigilia a ja będę udawał szczęśliwego i pokazywał, że wszystko jest okej i sie uśmiechał (uważam, że inni nie powinni się mną przejmować)
Dzień dobry jestem w związku z partnerką prawie 21 lat a 16 po ślubie, mamy dwójkę dzieci 9 i 15 lat.
Przechodzimy przez kryzys w związku, jakiego nigdy jeszcze nie było. Zaczne od początku w skrócie,mam 39 lat żona 46 lat ,ona jest spokojna wycofana ,wstydliwa ,ma problem z otwartą rozmową i mówieniem o uczuciach a ja jestem osobą bardziej energiczną, pewną siebie i bezpośrednią oraz szczerą . Czasami przy kłótniach potrafiłem jak to żona mowi wbić szpile ,nie mogła mnie przegadać itd.
Od 5 lat leczę się na depresje ,nie podjąłem terapii, tylko byłem na tabletkach ,miałem duży mobbing w pracy ,w końcu stamtąd odeszłem, zacząłem pracę w nowym zawodzie i wszystko zaczęło się układać, niestety między nami zaczął się chłód, przestaliśmy ze sobą spędzać czas ,włączyła się rutyna ,dzieci itd ,coraz mniej seksu ,bliskości, wychodzenia razem.
Ostatnie 3 lata skupiliśmy się na wykończeniu domu, więc żadnych urlopów za granicą, bo każdy grosz szedł w dom . Niestety przez moją depresje zmieniłem się z zachowania, zacząłem się wycofywać z życia rodzinnego ,czułem się odrzucony przez moją żonę i dzieci ,szły do kina ja byłem sam ze sobą i nawet juz nie pytała czy chce iść z nimi ,próbowałem rozmawiać z żoną co się dzieje, ale zawsze mówiła, że to moje wymysły i że jest wszystko ok .
Niestety ostatnio miesiąc temu doszło do dużej kłótni między nami ,ja z tej irytacji i przez tą sytuację w domu dużo rzeczy powiedziałem żonie, ale nigdy jej nie wyzwałem itp ,bardziej, że się spakuje i zabiorę w pi.... bardzo to wszystko ją zraniło, na drugi dzień żona pierwszy raz w życiu zaczęła na mnie krzyczeć, też wygarnęła mi dużo rzeczy m.in, że nie wie co do mnie czuje , nie widzi przyszłości ze mną itp ,po czym zakończyła rozmowę i przez dwa tygodnie trzymała mnie za murem bez jakiejkolwiek możliwości komunikacji, co strasznie wykończyło mnie psychicznie ,w tym czasie miałem dużo czasu na przemyślenie swojej sytuacji i zachowania.
Podjąłem terapię u Psychologa i do teraz kontynuuję, zacząłem biegać ,schudłem 10 kg zacząłem walczyć o siebie . Z żoną rozmawialiśmy później na spokojnie na spacerze ,popłakała się i stwierdziła, że mnie nie kocha i że to koniec ,miałem się wyprowadzić, ale zdecydowałem, że tego nie zrobię ,bo też mam prawo być z dziećmi. Minęło 4 tygodnie , pogodziłem się po części sytuacją i skupiałem się dalej na sobie ,przestałem szukać kontaktu z żoną, nie rozmawiałem na nasz temat , poukładałem sobie dużo w głowie, stwierdziłem, że zaczynam życie układać pod siebie jako singiel .
Nagle żona zaczęła robić podchody, być miła ,szukała kontaktu ,pisała , doszło do tego, że mogliśmy normalnie i na spokojnie rozmawiać, podczas rozmowy telefonicznej zaczęła mnie przepraszać,mówić, że dużo błędów sama popełniła i dużo rzeczy powiedziała, żeby mnie zranić, między innymi to, że mnie nie kocha ,(powiedziała to, żebym dał jej spokój.) Wykazałem się empatią i wyciągnąłem rękę, liczyłem, że jest szansa dla nas ,po przemyśleniu stwierdziłem, że chce jeszcze o to zawalczyć, umówiliśmy się na rozmowę po pracy ,żona przyszła już na luzie pewna siebie ,rozmowa wyglądała całkiem inaczej, aniżeli przez telefon ,już stawiała warunki itp ,powiedziałem, że przez te 4 tygodnie miałem dużo czasu aby sobie w głowie poukładać i że widzę w końcu, że mogę żyć sobie sam ,wcześniej nie wyobrażałem sobie tego ,że mam plany, zmiana pracy itp ,ale żonie się chyba to nie spodobało ,na drugi dzień już się zmieniła o 180 stopni ,przestała się starać, powiedziała, że nic ode mnie nie oczekiwała i od tamtej pory nic się nie zmieniła, znów jest zimna obojętna, bez uczuć , nie zależy jej na kontakcie ze mną.
Wyjechałem teraz w poniedziałek do Polski na kilka dni ,przed wyjazdem w niedziele w nocy przyszedłem do niej, obudziłem ją, powiedziałem, że chce porozmawiać ,przyszliśmy do drugiego pokoju ,chciałem jej pokazać, że ją nadal kocham ,zagrałem vabanque,kochaliśmy się i nie odrzuciła mnie, podczas zbliżenia na początku czułe, że też tego chciała ,później bylo to juz jednostronne :( Spaliśmy razem kilka godzin i rozmawialiśmy do rana ,po czym uciekła do drugiego pokoju .
Ja się spakowałem i tego dnia wyjechałem, podczas podróży zapytałem czy tego żałuje, powiedziała, że nie, ale ze za szybko się to potoczyło. Przez tydzień do wczoraj się nie kontaktowaliśmy, wróciłem do domu, miała czas, żeby sobie przemyśleć, niestety nic się nie zmieniło, dalej twierdzi, że jest na początku tej sytuacji, że nie wie co do mnie czuje itp ,ale nie jest tak, że mnie nie kocha ,dalej jest zimna ,obojętna, nie szuka kontaktu.
Ja już mam dosyć tej całej sytuacji i nie daje więcej rady , mimo że ją kocham i chciałem się starać, nie potrafię więcej tego znieść, tej zabawy moimi uczuciami , mam wrażenie, że momentami się już poniżam, okazuje znów uczucia i jest to jednostronne. Chcę się wyprowadzić i rozwieść, było mi łatwiej jak powiedziała, że nie kocha ,teraz znów daje nadzieję, a jednocześnie ją odbiera ,nie wiem co się z moją żoną dzieje ,że się zamknęła tak w sobie, nie wie czy chce się starać o nasz związek ,nie wie czy będzie potrafiła itp., tak mi powiedziała ... a ja już jestem tym zmęczony, trwa to już drugi miesiąc, już nie daje rady ,ostatnie co mi zostało to zrobienie terminu na rozmowę wspólną z psychologiem i zrobiłem termin ,nie widzę już nadziei.
Czy może mi ktoś wytłumaczyć czy żona przez te kłótnie ostatnio mogła faktycznie tak się zamknąć sama w sobie ? i z dnia na dzień stać się taka niedostępna? czy przyczyna leży w osobie trzeciej, bo już jest zaangażowana uczuciami gdzieś indziej .... choć uważa, że nigdy by mnie nie zdradziła. Co mogę jeszcze zrobić, aby do niej dotrzeć? Czy po prostu mam zakończyć nasze małżeństwo i 20 wspólnych lat . Dziekuje za Odpowiedź pozdrawiam.
TW: Samobójstwo
Proszę o pomoc, bo nie chce już żyć.
Wiele razy próbowałem popełnić samobójstwo, lecz niestety za każdym razem wracam. Czy przez cięcie żył, czy przez tabletki, nie mogę odejść. Byłem 2 psychiatryku, nic mi nie pomogło.
Co mam zrobić, żeby nie myśleć, że jestem nielubiana, wykluczona, a jest inaczej bo każdy mi tłumaczy? Czuję się niepotrzebna