Left ArrowWstecz

Tajemnica, która mnie niszczy

Od 19 lat mam tajemnicę, która mnie zabija. Wiem, że jak się wyda znienawidzą mnie rodzina dzieci. Obecny partner mnie zostawi. Czuję, że wariuje powoli. Od dawna leczę się na nerwice lęki ataki paniki. Teraz mam natłok myśli, co to będzie jak się wyda co mam robić. Błagam pomóżcie, bo czuję że umieram w środku

User Forum

Załamana

3 miesiące temu
Katarzyna Rynkiewicz

Katarzyna Rynkiewicz

Dzień dobry, 

długotrwałe ,,trzymanie" tajemnicy z którą nie można z nikim się podzielić, może być bardzo obciążające psychicznie i fizycznie.  Bardzo możliwe, że lęki i ataki paniki to reakcja Pani ciała na nagromadzone przez lata napięcie.  

Rozumiem, że jest w Pani bardzo dużo strachu, leku, obaw i poczucia bezradności. Proszę zastanowić się nad konsultacją u psychologa-psychoterapeuty. Specjalistów obowiązuje tajemnica zawodowa.  Może wypowiedzenie swojej historii w bezpiecznym miejscu przyniesie Pani ulgę i ukojenie. 

Pozdrawiam serdecznie

Katarzyna Rynkiewicz

psycholog, psychoterapeuta systemowy w trakcie certyfikacji 

 

3 miesiące temu
Ewa Kołodziejczyk

Ewa Kołodziejczyk

Czytając Twoją wiadomość mam wrażenie, że niesiesz na sobie ogromny ciężar odpowiedzialności za Twoją tajemnicę i konsekwencje jej ujawnienia.

Rozumiem, jak trudna musi być dla Ciebie ta sytuacja i jak silne emocje się z nią wiążą. To naturalne, że czujesz się przytłoczona. 

Warto przyjrzeć się bliżej Twoim myślom i emocjom, bo to one w dużej mierze wpływają na Twój lęk i poczucie, że wariujesz. 

Warto również zastanowić się,  jak ta tajemnica wpływa na Twoje codzienne życie i samopoczucie. Utrzymywanie jej przez 19 lat wiąże się z dużym stresem, co może pogłębiać Twoje problemy z lękami i napadami paniki. 

Zachęcam do podjęcia próby zrozumienia, co sprawiło, że zdecydowałaś się ukrywać tajemnicę przez tak długi czas, mimo tego, że wiesz, jak duży wpływ ma to na Twoje samopoczucie i życie. Zrozumienie przyczyn tej decyzji może pomóc w zrozumieniu Twoich obecnych trudności oraz mechanizmów, które utrzymują ten lęk i napięcie.

Doraźnie w ramach pracy nad lękiem i stresem związanym z tą tajemnicą, warto spróbować technik relaksacyjnych, jak głębokie oddychanie czy progresywna relaksacja mięśniowa, które mogą pomóc Ci w chwilach intensywnego lęku. Regularne ćwiczenie tych technik może pomóc Ci poczuć większą kontrolę nad swoimi reakcjami fizycznymi, a to z kolei może zmniejszyć poziom lęku.

3 miesiące temu
Władysława Sylwia Oleksiak

Władysława Sylwia Oleksiak

Dzień dobry.

Proponuje parę spotkań w gabinecie psychologicznym celem wypłycenia wszystkich negatywnych emocji. Proszę pamiętać że tak najbardziej w takim stanie szkodzi Pani przede wszystkim sobie, nieprzepracowane wątki, traumy powodują duże spustoszenie w naszym organizmie a nieprzepracowane mogą również być powodem wielu chorób. Kiedy nasz mózg nie jest w stanie pomieścić negatywnych zdarzeń może aktywować ciało by poradzić sobie z nadmiarowością emocji.

Proszę się nie niepokoić, psycholog nie ocenia, nie krytykuje a próbuje poszukać sposobu na przepracowanie i wypłycenie Pani emocji, obaw, dać narzędzia do poradzenia sobie z lękiem. Często w swojej praktyce spotykam się z lękiem i napadami paniki u pacjentów z nieprzepracowaną traumą różnego typu. 

Pozdrawiam serdecznie i życzę odwagi by stawić czoła swoim demonom przeszłości.

Sylwia Oleksiak

 

3 miesiące temu
Monika Włodarkiewicz

Monika Włodarkiewicz

Dzień dobry, 

to z pewnością trudne nosić w sobie coś co jest z tego co słyszę wstydliwe i trudne i nie móc z nikim się tym podzielić. 

Nie wiem w jaki sposób leczy się Pani z wymienionych objawów, ale myślę, że warto w Pani przypadku rozpocząć psychoterapię (najprawdopodobniej długoterminową), aby zgłębić dlaczego musi Pani trzymać w sobie tę tajemnicę, dlaczego jest Pani w relacjach w których nie czuje się Pani na tyle bezpiecznie aby mówić o wszystkim i czy aby na pewno tak jest, że nie mogłaby Pani o tym powiedzieć? Te pytania i wiele innych w Pani sytuacji wymaga zgłębienia i poszukania odpowiedzi w warunkach bezpiecznej relacji terapeutycznej. Pani objawy najprawdopodobniej są związane z tajemnicą, którą Pani w sobie nosi. Im dłużej będzie się Pani męczyła z tą tajemnicą, tym bardziej objawy mogą się nasilać. 

Pozdrawiam, 

Monika Włodarkiewicz 

3 miesiące temu
Sylwia Garbaciak

Sylwia Garbaciak

Długotrwałe noszenie w sobie tajemnicy, zwłaszcza jeśli wiąże się z lękiem przed konsekwencjami jej ujawnienia, może prowadzić do poważnego obciążenia psychicznego. Opisywane przez Panią objawy – nasilony stres, ataki paniki, natłok myśli – wskazują, że obecna sytuacja przekracza próg indywidualnej odporności i wymaga wsparcia.

Warto rozważyć skorzystanie z profesjonalnej pomocy, ponieważ rozmowa z psychoterapeutą może pomóc w uporządkowaniu myśli i odnalezieniu strategii radzenia sobie z lękiem oraz potencjalnymi konsekwencjami ujawnienia tajemnicy.

Jeśli w danym momencie myśli stają się zbyt intensywne, pomocne mogą być techniki regulacji emocji, takie jak ćwiczenia oddechowe, np. powolne wdechy i wydechy liczone do czterech. Warto także poszukać wsparcia w rozmowie z zaufaną osobą lub skorzystać z telefonu zaufania, gdzie można anonimowo podzielić się swoimi obawami i otrzymać pomoc.

3 miesiące temu
Emilia Jędryka

Emilia Jędryka

Szanowna Autorko,

Rozumiem, że sytuacja, w której się Pani znajduje, jest niezwykle trudna i przytłaczająca. Ważne jest, aby Pani nie czuła się osamotniona w tym doświadczeniu. Proszę rozważyć rozmowę z terapeutą, który może pomóc w przetwarzaniu tych emocji i myśli. Możliwe, że otwarcie się na bezpieczną osobę w swoim życiu, niezależnie od obaw, może przynieść ulgę. Proszę pamiętać, że są strategie radzenia sobie z lękiem i wsparcie jest dostępne. Pani życie i samopoczucie są ważne.

Życzę wszystkiego dobrego,

3 miesiące temu
Katarzyna Kania-Bzdyl

Katarzyna Kania-Bzdyl

Drogi Anonimie,

jak zapewne wiesz, psychologa obowiązuje tajemnica zawodowa. Czy myślałaś kiedyś o tym, aby omówić ten sekret właśnie ze specjalistą? Trzymanie tego w środku powoduje, że kumulujesz w sobie niepotrzebne emocje, które wychodzą m.in. w postaci wspomnianych lęków czy ataków. Wiem, że założyłaś sobie w głowie najczarniejszy scenariusz, ale pozwól, że osoba (psycholog) spojrzy na te sytuację obiektywnym okiem i spróbuje wspólnie z Tobą znaleźć dobre rozwiązanie.

 

Pozdrawiam i ściskam,

Katarzyna Kania-Bzdyl

3 miesiące temu
Anastazja Zawiślak

Anastazja Zawiślak

Dzień dobry,  

Dziękuję Ci za zaufanie i podzielenie się tym, co Cię tak bardzo przytłacza, to już krok, by sobie pomóc i szukać rozwiązania. 

To, co przeżywasz, musi być ogromnym ciężarem, skoro od 19 lat nosisz w sobie tę tajemnicę. Chciałabym, żebyś wiedziała, że nie jesteś sama w tym wszystkim.  

Natłok myśli, lęk i poczucie, że „umierasz w środku”, to może być sygnały, że Twoje ciało i umysł wołają o pomoc. To nie jest oznaka słabości – to naturalna reakcja na długotrwały stres i napięcie.  

 

Co możesz zrobić teraz dla siebie, by sobie pomóc?  
1. Poszukaj natychmiastowego wsparcia: Jeśli czujesz, że Twoje myśli stają się zbyt przytłaczające, zadzwoń na infolinię kryzysową lub skontaktuj się z kimś, komu ufasz. W Polsce możesz zadzwonić na **116 123** (bezpłatny kryzysowy telefon zaufania), jeśli czujesz, że jesteś w nagłym kryzysie psychicznym. 


2. Nie zostawaj z tym sama: Tajemnica, którą nosisz, jest jak ciężki bagaż – nikt nie powinien dźwigać go samotnie. Skontaktuj się z psychologiem lub psychoterapeutą (takie konsultacje są często prowadzone stacjonarnie lub online), z kimś, kto jest przygotowany, by pomóc Ci przejść przez to bez oceniania. Terapia może być bezpiecznym miejscem, gdzie możesz powiedzieć wszystko, bez lęku przed odrzuceniem.  

 

3. Oddychaj – dosłownie: Kiedy natłok myśli staje się zbyt silny, spróbuj prostego ćwiczenia oddechowego. Weź powolny wdech przez nos, licząc do 4, zatrzymaj powietrze na 4 sekundy, a następnie wydychaj powoli przez usta, licząc do 4. 

To może pomóc choć trochę złagodzić napięcie w ciele.  

Nie musisz podejmować wszystkich decyzji naraz. Na razie najważniejsze jest, byś znalazła miejsce, w którym możesz bezpiecznie opowiedzieć o swoim bólu. Otrzymasz zrozumienie i wsparcie, bo będziesz mogła wyznać swoją tajemnice. Czasem to, co nas najbardziej przeraża, okazuje się mniej niszczące, gdy podzielimy się tym z kimś, kto nas wysłucha.  

Pamiętaj, że twoja wartość nie zależy od błędów z przeszłości ani od tego, co ukrywasz. Proszę, sięgnij po pomoc. Masz prawo do ulgi, spokoju i życia bez tego ciężaru.

 

Trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że zrobisz ten pierwszy, odważny krok. 💛

Anastazja Zawiślak

Psycholog

2 miesiące temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Chodzę na terapię od dwóch miesięcy, biorę też leki. Na ostatniej sesji wyrzuciłam z siebie tajemnicę, która nie dawała mi spokoju od 15 lat.
Dzień dobry. Chodzę na terapię od dwóch miesięcy, biorę też leki. Mam 36 lat. Na ostatniej sesji wyrzuciłam z siebie tajemnicę, która nie dawała mi spokoju od 15 lat. To było traumatyczne wydarzenie z udziałem nieżyjącego już członka mojej rodziny. Wyjawienie tej tajemnicy bardzo wiele mnie kosztowało. Po sesji upiłam się i pocięłam nożem całą rękę. Jakbym chciała się ukarać. Każde cięcie sprawiało mi ulgę. Nie mogę sobie teraz z tym poradzić. Dodatkowo moje rany zobaczył mąż. Czuję się teraz maksymalnie przez niego kontrolowana, co tylko zwiększa moją frustrację i poczucie winy. Nie wiem co robić,czuję się strasznie. Myślę tylko o tym,żeby się napić,a potem znów okaleczyć. Żałuję,że wyjawiłam terapeucie tajemnicę, dopóki była moja,jakoś nad tym panowałam.
Dręczy mnie to, co mam w środku, tzn. z czego się składam, krew, kości itp
Witam. Dręczy mnie to, co mam w środku, tzn. z czego się składam, krew, kości itp.. Ciągle o tym myślę, do tego dochodzą ataki paniki z tym związane... no i panicznie boję się noży, boję się, że kogoś zabiję... Co robić? Pomocy.
Pomimo coraz częstszych ataków paniki, samookaleczania się. nadal wątpię w swoim problem - co robić?
Czuję, że jest coraz gorzej. Coraz częstsze ataki paniki myśli samobójcze i znów powili zaczynam się samookaleczać. Mam 25 lat i mimo tego nie mogę się przełamać, żeby pójść do psychiatry, problem w tym, że wątpię w swój problem, kiedy czuję się gorzej, a jest to zazwyczaj porą wieczorna mówię sobie jutro się umowie na wizytę, ale kiedy wstaje rano po prostu żyje dalej aż znów mnie dopadnie gorszy nastrój i brak sił na cokolwiek. Czasem jest tak źle, że nie mam nawet siły się umyć, mój partner musi mi w tym pomagać, bo zapłakana nie mam siły żeby ręką ruszyć. Czasem następnego dnia rano po czymś takim też nie mam sił wstać z łóżka i funkcjonować. Potem jest 2 do kilku dni dobrych i znów się nazbiera stresujących sytuacji, a stresuje mnie coraz mmwiksza ilość pozornie błachych spraw. Studia dzienne, praca na etacie, mnóstwo spraw na głowie, kilkumiesięczne starania o Cię po poronieniu, przeprowadzka do domu partnera i mieszkanie z teściami (brak innej możliwości). To wszystko mnie dobija i już są nie wiem czy to zaraz mnie czy to już choroba i powinnam siw z tym udać do lekarza. Mam też problem z tym, że nowi współdomownicy naruszają moją przestrzeń, a właściwie jest jej znikoma ilość w tym domu dla mnie, bardzo się stresuje jak ktoś dotyka i przestawia moje rzeczy od zawsze to miałam, w przypadku mojej rodziny także, tylko jak mój partner to robi mi nie przeszkadza zupełnie. Czy to dziwne odczuwać stres w takiej sytuacji?
Czuję się samotna, co tworzy u mnie ogromny lęk o siebie, o swoje zdrowie. Proszę o pomoc
Nie wiem co mam ze sobą zrobić, siedzę i cały czas się marwię o siebie co dalej mnie w życiu spotka. Mam 29 lat i wile chorób współistniejących, boję się o siebie i swoje życie boję się, że coś może się stać i nikt mi nie pomoże. Jestem sama, mam brata, który nie utrzymuje kontaktu mieszka w Norwegii, rodzice nie żyją zginęli w wypadku samochodowym. Nie ma zbyt wielu zaufanych osób. W nocy też się wybudzam i martwię się co ze mną będzie i jak dalej będzie ze mną i na kogo mam liczyć. Ogromnie się martwię każdego dnia. To mnie wykańcza. Proszę o podpowiedź co mam z tym zrobić
Kryzys suicydalny - czuję się niekochana, nierozumiana i samotna.
Nie mam już siły na nic. Mam dość wszystkiego. Chciałabym połknąć opakowanie tabletek nasennych i już się więcej nie obudzić. Chciałabym już nic nie czuć. Nie dogaduję się z rodzicami. Czuję się, jakbym była ich największym problem. Nigdy nie są ze mnie dumni, nigdy nie widzą, gdy się staram, a gdy staram się im wytłumaczyć, co czuję to mam wrażenie, że nie rozumieją co do nich mówię. Rano nie mam siły iść do szkoły. Psychicznie sobie nie radzę i nie mam z kim porozmawiać. Nie mogę na nikogo liczyć. Tęsknię za dzieciństwem, tęsknię za miłością. Chciałabym mieć normalną kochającą się rodzinę a nie codzienne krzyki i wrzaski. Chciałabym normalnie rozmawiać. Cały czas myślę. Nie wytrzymuję tego uczucia stresu, które bierze się znikąd. Nie wytrzymuję już. Chciałabym, by mnie ktoś zrozumiał.
Ataki paniki, poczucie odrealnienia. Męczące myśli pełne lęku. Co robić, bym znów normalnie funkcjonowała?
Witam, przychodzę z dosyć męczącym problemem. Od początku października mam znaczne osłabienie, mimo dobrego stanu zdrowia. Wszystko zaczęło się od tego, że praktycznie zemdlałam 1 października i wtedy pojawił się u mnie ogromny lęk. Unikałam wychodzenia z domu, bo bałam się, że wtedy zemdleje. Po jakimś czasie nieco się poprawiło, ale potem znowu wróciło, gdy byłam przeziębiona. Miałam wtedy pierwszy "atak" myśli o tym, że to wszystko jest snem i nie jest prawdziwe, strasznie się wtedy trzęsłam i biło mi serce, więc zakładam, że mógł to być atak paniki. Tydzień po tym wydarzeniu wróciłam w miarę normalnie do codzienności i było okej. Lecz w nocy z 30 na 31 miałam sen z moją zmarłą babcią i potem samoistnie pojawiły mi się myśli na temat śmierci, chorób, odrealnienia itp. na tyle nasilone, że musiałam wrócić wcześniej do domu, bo nie mogłam tego w ogóle opanować. Dodam też, że kiedyś już miałam takie pojedyncze myśli na temat śmierci, bo bardzo się bałam, że umrę (to było jeszcze przed śmiercią mojej babci, więc wtedy to nie miało uzasadnienia bym o tym jakoś myślała). Ogólnie męczą mnie nie raz różne myśli do tego stopnia, że mam wrażenie, że zaraz całkowicie stracę kontrolę. I od czasu tego snu znowu jestem bardzo osłabiona, ciężko mi się myśli i ciągle muszę sprawdzać czy na pewno nie śpię. W sumie sen to teraz jedyny mój odpoczynek, bo nawet w weekend takie stany mnie atakują i przeszkadzają w dosłownie wszystkim. Bardzo liczę na jakąś pomoc, bo chciałabym cieszyć się życiem, które tak uwielbiam. :) Z góry dziękuję za odpowiedź <3
Czuję się wykończona brakiem komunikacji z partnerem, boję się, że dostanie napadu paniki.
Dzień dobry, mój partner się ode mnie oddala. Czuję się samotna w tym związku. Mój partner leczy się na nerwicę lękową i ataki paniki. Nie chce ze mną o tym rozmawiać. A mnie strasznie to męczy, bo chcę mu pomóc, ale nie wiem jak. Co w takim momencie powiedzieć, co zrobić... Czy złapać go za rękę czy przytulić? Przy próbie jakieś reakcji na atak on wybucha złością i to wcale nie pomaga. Strasznie mnie to męczy, że nie mogę mu pomóc. Uczęszcza na terapię, ale zabronił mnie pytać jak na niej było , co robili itp. Nie rozumiem tego. Czuję się wykończona psychicznie, ciągle płaczę tak, żeby nikt nie widział, udaję przed każdym, że jest wszystko w porządku. Partnerowi nie mówię jak coś mnie trapi, żeby nie dostał jakiegoś ataku. Jak wraca z terapii jest strasznie dziwnie do mnie nastawiony. Ja już jestem tak tym zmęczona, że naprawdę nie wiem co mam robić. Chcę mu bardzo pomóc i okazywać mu wsparcie. Ale jak ja mam to zrobić? Budzę się z bólem w klatce piersiowej, coraz ciężej mi się oddycha w ciągu dnia, bo ciągle szukam rozwiązania jak mu pomóc. A on nie chce i to mnie strasznie rani, jesteśmy ze sobą 6 lat. Planujemy ślub, rodzinę. Ale jak ja mam dalej o tym myśleć, jak nie rozmawiamy o naszych uczuciach, on woli pogadać o nich ze swoją terapeutką, a ja nie chcę go denerwować. Proszę o jakąś radę co dalej robić?
TW. Bardzo pragnę śmierci, czuję, że za nią tęsknię.
Witam, mam 37 lat. Jestem po prawie udanej próbie. Żyję, bo ktoś zadzwonił po pogotowie. Do próby doszło 5/6 lat temu. Po wyjściu ze szpitala obsesyjnie chciałam się dobić. Wtedy pojawiły się omamy (ta obsesja dobicia się była tak silna, że aż wywołała omamy słuchowe, czuciowe i wzrokowe, wcześniej ich nie miałam). Nie zrobiłam sobie krzywdy, bo nie miałam na to siły. Na początku nie mogłam utrzymać sztućców w ręce. Chodzenie - wysiłek ponad siły... Dziś biegam na małych dystansach (jak mam dobry dzień to 500m dam radę). Teraz niby jest dobrze w porównaniu do tego, co było wcześniej. Kiedy uspokoiłam silne pragnienie dobicia się, omamy prawie zniknęły. Pojawią się tylko w silnie stresowych sytuacjach (chciałabym dowiedzieć się jak takie coś nazywa się w psychologii - chodzi mi o omamy). Jednak cały czas tęsknię za śmiercią. Dla mnie to, że przeżyłam było tak samo silną traumą jak strata bliskiej osoby. Śmierć to dla mnie ktoś bliski. Prawie umarłam i bardzo tęsknię za uczuciem umierania. Psychicznie to uczucie zżera mnie od środka. Od jakiegoś czasu oglądam filmy edukacyjne na temat samobójstw na YT. To jak rozdrapywanie ran po stracie bliskiej osoby. To tak jakby rodzic oglądał filmy z imprez rodzinnych i patrzył na swoje dziecko... Lata chodzenia do psychologów i psychiatrów niczego nie zmieniają. 5 lat chodzenia do jednego specjalisty nie dało żadnej diagnozy (inni też nie dali żadnej diagnozy)... Nie wiem co mi jest, z czym się borykam. Nie wiem, czy mam jakieś zaburzenie, czy chorobę psychiczną za to wiem, że bardzo silnie wyuczyłam się ukrywać problemy. Dla otoczenie jestem spokojną, beztroską osobą, która robi co chce. Nikt nie zna prawdy o mnie. Nie wiem jakie chciałabym zadać pytanie. Bardziej chciałabym przeczytać opinię. Pozdrawiam serdecznie.
TW Mam ataki paniki, nerwobóle i myśli samobójcze

W mojej rodzinie gdzieś do skończenia 6 lat ojciec pił, a pod wpływem alkoholu wyzywał matkę od dziwek, że go zdradza i ją bił. Później go nie było, gdy siostra się wyprowadziła wszystkie winy spływały na mnie. Za każdym razem byłam obwiniana o wszystko, co zrobiłam to było źle a czego nie zrobiłam jeszcze gorzej. Matka nie okazywała mi uczuć, każda z nas codziennie siedziała zamknięta osobno, nie rozmawiałyśmy wcale. Od 16 roku zaczęłam popijać i się ciąć do teraz. Teraz mam 28 lat i mam problemy z zaufaniem, problemy w związku, z kontrolowaniem i autoagresją. Gdy już jest naprawdę źle, zaczynam wszystkie winy przypisywać sobie, że to moja wina i że jestem beznadziejna. Mam ataki paniki, nerwobóle i myśli samobójcze. Byłam u psychiatry, dostałam leki, ale nie czuję się po nich dobrze. Mam jeszcze skierowanie na terapię CBT. Co jest nie tak ?

Zmagania z chorobą, uzależnienie od leczenia i ignorancja bliskich - moja historia

Niedawno napisałam zapytanie o chorobę Munchausena. 

Jedna z Pań zapytała, co daje mi ból. Od nastoletnich lat się okaleczałam i po prostu sprawiało mi to przyjemność. I fizyczną i psychiczną. Czułam fizyczną ulgę i choć przez chwilę ktoś się mną interesował. W wieku 17 lat poznałam mężczyznę, który jest teraz moim mężem. Zaszłam też wtedy w ciążę i przysięgłam wtedy mojemu dziecku, że więcej się nie okaleczę. Prawie mi się udało, bo przez 13 lat zrobiłam to tylko raz. Gdy zachorowałam, na początku nikt nie wierzył mi, że naprawdę źle się czuję. Lekarz wysłał mnie do psychiatry, twierdząc, że mam depresję i załamanie psychiczne, bo zbiegło się to z utratą pracy, chociaż w ogóle mnie to wtedy nie zmartwiło, bo miałam jeszcze jedną pracę. Nikt mnie nie słuchał, po prostu ładowali we mnie antydepresanty. Aż pewnego dnia przy zwyczajnej kontroli holterem, bo byłam kilka miesięcy po zabiegu kardiologicznym, po prostu zatrzymało mi się serce. I wtedy okazało się, że mam ostrą postać boreliozy, która zniszczyła serce i prawie mnie zabiła. Jeszcze okazało się, że jestem w ciąży. Przez całą ciążę umierałam ze strachu o życie dziecka i o swoje życie. Niecały rok później miałam nawrót boreliozy, też mnie nikt nie słuchał. Zrobiłam badania na własną rękę i oczywiście nawrót. Wyleczono, ale problemy kardiologiczne się pogłębiły. 

Zrobiono mi eksperymentalny zabieg, który tylko pogorszył wszystko jeszcze bardziej. Nie byłam w stanie funkcjonować, nie miałam siły, serce szalało, wywoływało utraty przytomności, a lekarze mówili, że to przejdzie, bo to etap gojenia. Trwało to rok. W międzyczasie umarła moja przyjaciółka poznana w szpitalu z wręcz identyczną historią choroby jak moja. Byłam przerażona, gdy zaproponowano wstawienie rozrusznika, nawet się nie zawahałam. Przyniosło to ulgę na chwilę, ale strach o własne zdrowie i życie przerodził się w potrzebę. Uświadomiłam sobie, że ja nie chcę zostać wyleczona, chcę być leczona, bo tylko wtedy ktoś mnie słucha, poświęca mi uwagę. Mój mąż nie był przy mnie, nawet gdy wszczepiali mi rozrusznik. Ograniczał się do podrzucenia mnie kolejny raz do szpitala i na tym zainteresowanie się kończyło. Zresztą tak jest cały czas. Mam wrażenie, że jestem mu potrzebna tylko do codziennych obowiązków, żeby miał mniej na głowie i nic więcej. Rok temu próbowałam popełnić samobójstwo. Wzięłam ogromną dawkę antydepresantów, ledwo mnie uratowano, spędziłam 10 dni w szpitalu psychiatrycznym. Nie wstrząsnęło to za bardzo moim mężem. Raczej cieszył się, że dalej będę użyteczna. Nikt nie wie o próbie samobójczej, ukryłam to, wstydząc się, a mój mąż też stwierdził, że lepiej to ukryć. Wołał zamieść wszystko pod dywan, zamiast mi pomóc i mieć gdzieś opinię innych. Jestem w tym sama, nie potrafię pójść dalej. Zostałam tylko ja i moje choroby. Na szczęście mój stan zdrowia znów się zaczął pogarszać, więc przynajmniej czuję spokój.