Małgorzata Iwanek: Jestem psycholożką seksuolożką oraz certyfikowaną edukatorką seksualną, obecnie w trakcie szkoły psychoterapii w nurcie poznawczo-behawioralnym. Od około 2 lat prowadzę bloga „Kultura Seksualna” oraz media społecznościowe. To jest takie edukacyjne miejsce w internecie, w którym staram się szerzyć wiedzę na temat szeroko rozumianej seksualności. Nie tylko na temat samego seksu, ale w ogóle seksualności, czyli wszystkiego, co jakoś wokół seksu się kręci, jak np. związki, relacje, ale też seksualność w rodzinie, która wciąż jeszcze jest trudnym tematem.
W związku z tym, że sama jestem mamą, zdarza mi się dostawać pytania o to, jak połączyć posiadanie dziecka z dbaniem o seks w związku. Niektórym się wydaje, że seksualność jest tylko tym, co się dzieje w łóżku, a pojawienie się dziecka zaburza ten obszar. Tak rozumiana seksualność rzeczywiście będzie budzić obawy po pojawieniu się dziecka. Dlatego zależy mi, aby mówić głośno i edukować także o seksualności w kontekście rodzicielstwa oraz o rozwoju psychoseksualnym dzieci.
To jest trudne pytanie, ponieważ wiem, że na blogu i Instagramie śledzą mnie raczej osoby, które mają dużą wiedzę i na pewno podobne myślenie w różnych tematach. Więc często mi się wydaje, że „Wow, nie jest tak źle!”. Nawet miewałam takie momenty, gdy myślałam, że może właściwie to już pora zniknąć z Internetu, bo ludzie wiedzą wszystko! Ale potem przychodzi zderzenie z rzeczywistością, czy to w rodzinie, czy podczas rozmów z innymi rodzicami na placach zabaw - wtedy pojawiają mi się takie lampki zapalne, że jednak jeszcze jest miejsce na tę edukację, bo ciągle jest dużo lęków i obaw związanych z seksualnością. Jest ona postrzegana jako temat tabu, o którym nie powinno się mówić w przestrzeni publicznej, lub po prostu coś intymnego, o czym nie mówimy innym osobom.
Kolejna kwestia to „wulgaryzacja” tematu seksualności - skojarzenie z „rozkładaniem nóg”, „puszczaniem się”, „traceniem cnoty” albo „traceniem szacunku do siebie”, bo „za dużo”, bo „niewłaściwie”, bo „nie z tym, z kim można albo trzeba”. Jednym słowem, takie podejście do seksu i seksualności jako czegoś gorszącego, złego, niewłaściwego. Sam ten język sprawia, że niektórym trudno jest ochłonąć i spojrzeć na seksualność jako część życia, którą warto poznać i rozumieć. Dla własnego zdrowia, dla spokoju, dla zdrowia i bezpieczeństwa dzieci.
No i są też osoby, z którymi spotykam się w gabinecie,które opowiadają o swoim doświadczeniu. Bardzo często jest to doświadczenie dramatyczne. I to nie w kontekście na przykład traum czy nadużycia seksualnego, co też się oczywiście zdarza, ale bardziej traum związanych z wychowaniem, z tym, jakie rodzice mieli podejście, jak opowiadali o seksualności. I to są te momenty, kiedy jednak myślę sobie, że jeszcze ta praca jest potrzebna.
Tak, to jest super, dlatego że każdy ma inną energię, jakiś inny sposób przekazywania tych informacji. Fajnie, że są różne kanały i właściwie każdy, bez względu na swoją wrażliwość czy trudności w tym temacie może znaleźć ludzi, którzy podobnie myślą i opowiadają o seksualności w odpowiedni dla niego sposób.
To jest z jednej strony trudne pytanie, a z drugiej strony takie pytanie, na które najłatwiej odpowiedzieć, bo odpowiedź brzmi - to zależy. Jak możesz się pewnie domyślać, nie ma jednej konkretnej odpowiedzi. Podkreślam to, bo mam wrażenie, że osoby często szukają takiego zapewnienia, że to, jaki seks mają w związku, to jest właśnie taki dobry, właściwy seks, że tego seksu jest tyle, ile powinno być, że ta satysfakcja jest taka, jaka powinna być. Dużo jest takiego „powinno”, „trzeba”. Natomiast ja zawsze zachęcam do odpowiedzenia sobie na pytanie, „co dla mnie jest w tym seksie ważne?”. I na bazie tej odpowiedzi spróbować poszukać, co się myśli na temat tego, czy odpowiada mi częstotliwość seksu? Jeśli nie, to czy coś tutaj mogę zmieniać, do czego mogę dążyć, co chcę osiągnąć? Myślę sobie, że to jest po prostu takie szukanie informacji na swój temat w samym sobie. Że sprawdzam sama ze sobą, czy to jest coś, co mi się podoba, coś, do czego chcę dążyć, czy to jest coś, co daje mi przyjemność, ale też zadowolenie, albo w ogóle taką ogólną życiową satysfakcję.
To jest w ogóle bardzo duży i ciekawy temat, ale też trudny. Załóżmy, że mówimy o stałym związku. Wtedy, gdy osoby zaczynają się spotykać, to zdarza się, że mają wrażenie, że jest idealnie. Jeżeli ten seks oceniają jako udany, to znaczy, że wszystko jest super - że mamy zbliżone libido, ochotę na seks w tych samych momentach, że ten seks jest satysfakcjonujący, jeżeli są orgazmy, albo nawet jeżeli ich nie ma, ale osoby czerpią radość z seksu. Tylko że bardzo często zapominamy, że to, co wtedy decyduje o naszej ocenie, to jest ta chemia miłości. Cała ta chemia, która uwypukla te doznania, bardziej pozwala z nich czerpać i się nimi cieszyć. Czyli taki trochę przerysowany ogląd rzeczywistości. I jak ta chemia miłosna trochę się ustabilizuje, czyli powiedzmy po kilku miesiącach,to nagle okazuje się, że codzienna rzeczywistość, która jest wokół, wdziera się w ten związek. I to już nie ta chemia decyduje o jakości tego seksu, tylko codzienność - jest stres w pracy, są zwierzęta domowe, czasem są dzieci (albo pojawiają się po drodze), są choroby, denerwujący teściowie, matki, ojcowie. Cała ogromna rzeczywistość, która po prostu walczy i jest konkurencją dla tego prostego cieszenia się sobą i seksem. I wtedy może się okazać, że jesteśmy totalnie niedopasowani. Ja lubię seks wieczorem, druga osoba lubi rano. Ja lubię szybkie numerki, ktoś mógłby godzinami. Mnie właściwie wystarczy seks oralny, ktoś potrzebuje innej stymulacji. Nagle może pojawić się ta rozbieżność. I mówię tu tylko o takich stereotypowych, standardowych potrzebach, nie mówię nawet o jakichś mniej typowych fantazjach erotycznych, które wymagają przygotowania przed ich realizacją... No i w takiej sytuacji rzeczywiście pojawia się trudność, a za tym pytanie - co z tym zrobić? Czy to można jakoś pogodzić? Kluczem zawsze jest rozmowa. Tylko że rozmowa nie na zasadzie, czego ja od ciebie oczekuję, albo jakie miałabym potrzeby w związku z tobą, ale rozmowa poprzedzona analizą tego, co jest we mnie, co mi przeszkadza, dlaczego mi przeszkadza, co mi się podoba, dlaczego mi się podoba. Bo często zabieramy się za taką rozmowę bez zastanowienia się nad sobą i wejścia w to, jakie ja mam potrzeby, co stoi za moimi żalami czy jakimś niezadowoleniem. Zbadanie i przyjrzenie się temu pozwoli lepiej przygotować się do rozmowy. I jeżeli tematem rozmowy są kwestie związane z częstotliwością, z porą dnia, czy np. ze stresem w pracy, to często są to rzeczy, które można jakoś dogadać. No bo jeżeli ja zrozumiem, że stres w pracy powoduje, że w ogóle nie mam ochoty na seks, i będę umiała o tym porozmawiać, wypowiedzieć ten problem na głos, to będzie można się wspólnie temu przyjrzeć i poszukać jakiegoś rozwiązania.
Może być też tak, że problemem są kwestie związane z samymi potrzebami i rodzajem seksu, czyli np. jedna strona ma potrzebę podduszania, a druga strona tego nie lubi lub nawet mogłaby spróbować, ale się boi, bo jest to technika, do której trzeba się odpowiednio przygotować. Czyli kwestia jakichś np. niestereotypowych upodobań, to tutaj już może być trudniej, bo druga osoba może nie mieć po prostu w sobie na to gotowości. No i teraz trzeba sobie odpowiedzieć - czy to jest coś, z czego ja jestem w stanie zrezygnować, albo umówić się z drugą osobą, że w jakiś inny sposób będę tę potrzebę zaspokajać, na przykład oglądając pornografię? Może jeszcze pojawić się kolejna przeszkoda, że druga osoba się na coś takiego po prostu nie zgodzi.
Jest cała masa różnego rodzaju kombinacji, które mogą się zderzyć, mogą być trudne, i w przeżyciu, i w doświadczaniu, i bez rozmowy ciężko jakoś się z tego będzie wygrzebać. Wychodzę jednak z założenia, że zawsze jest jakaś szansa na to, żeby znaleźć porozumienie.
Wszyscy mamy w sobie zbudowane pewne oczekiwania wobec seksu. Na przykład, jeśli ktoś doświadczył takiego pełnego zrozumienia w seksie z inną osobą, podczas którego pojawiły się mega fajerwerki, a nawet miało się wrażenie, że partner/ka czyta w myślach i wszystko „dzieje się samo”, a potem po okresie chemii miłosnej odczucie to zaczyna zanikać i wszystko już „nie jest tak, jak było”, to może pojawić się myśl, że to już nie jest ta sama osoba. Że to już nie „to” i trzeba szukać kolejnej osoby. Warto jednak pamiętać, że to może być takie poszukiwanie świętego Graala i poszukiwanie czegoś, co w rzeczywistości nie występuje. Trzeba mieć w głowie, że nasze oczekiwania są podsycane często filmami czy serialami, gdzie ludzie dosłownie padają sobie w objęcia i wszystko właśnie „dzieje się samo”. Niestety realnie tak nie jest! Nawet jeżeli są fajerwerki, to jednak to my jesteśmy aktorami/aktorkami w tym akcie i to od naszych aktywnych decyzji wiele zależy...
Jeżeli to jest kwestia tego, że ja chcę rozmawiać, ale jest mi trudno tę rozmowę rozpocząć, to zawsze polecam przede wszystkim przećwiczenie sobie różnego rodzaju słów. Bardzo często okazuje się, że przeszkodą w rozmowie nie jest sama jej treść czy to, co chcę powiedzieć, ale użycie pewnych słów. Że jak nagle muszę 10 razy z rzędu powiedzieć słowo „penis”, „pochwa”, „pośladki”, „odbyt” czy cokolwiek, to okazuje się trudne do wypowiedzenia.
Więc przećwiczenie sobie języka, słów, wypowiedzenie ich na głos, oswojenie się, coś jakby wypuszczenie ich z głowy, żeby one gdzieś zaistniały poza mną, często pozwala się otworzyć na taką rozmowę. Przy okazji też zastanowienie się, w jaki sposób chcę ubrać to w słowa i jak ten temat chcę poruszyć. Czasem nawet napisanie sobie na kartkach może być wspomagające.
Natomiast jeżeli problem nie leży w trudności z wypowiedzeniem na głos tego, co chcę, a raczej w tym, że druga strona ma pewną trudność w rozmawianiu i otwarciu się na rozmowę, to przede wszystkim należy postawić na cierpliwość i delikatność.
Musimy pamiętać o tym, że w związku czy w relacji są zawsze dwie strony (lub więcej), które jakoś wspólnie dojrzewają, rozwijają się, wspólnie przechodzą przez fazy w związku. No i czasem po prostu potrzebny jest czas na oswojenie się. Nawet na oswojenie się z myślą, że inna osoba chce ze mną rozmawiać na ten temat, bo to też może być czasem trudne.
Tak więc ważna jest zgoda na oswojenie się z tematem, łagodność w rozmowie, brak nacisku, delikatne próby wracania do tematu. Ale także mówienie wprost, że widzimy, że drugiej stronie może być trudno, ale dla nas osobiście to ważne, żebyśmy porozmawiali. Nawet jeśli nie teraz, czy nie za tydzień, ale za jakiś czas na pewno.
W kwestiach tak zwanego niedopasowania libido, to właśnie trudnością jest to, że im bardziej jedna strona chce, tym bardziej ta druga unika. I seks, który mógłby się wydarzyć, już pomijając kwestię częstotliwości, się na przykład nie wydarza, bo druga strona nie ma w tym przyjemności. Mało tego, dochodzi do sytuacji, że każdy dotyk jest odbierany jako zachęta do seksu i druga osoba się właśnie z tego dotyku wycofuje, co sprawia, że tego dotyku zaczyna być ogólnie coraz mniej. A żeby seks był w miarę regularny, jakkolwiek tę regularność rozumieć, to dotyk powinien towarzyszyć parze jak najczęściej.
Bardzo często takim parom, które mają jakąś trudność w powrocie do seksu, na przykład po pojawieniu się dziecka lub jakimś kryzysie, w rezultacie czego tego seksu nie ma już od dłuższego czasu, bardzo często zaleca się taki pozaerotyczny, pozaseksualny dotyk. Czyli takie zbliżenie się do siebie, odbudowanie zaufania i nauczenie się też w parze, że dotyk nie musi się równać seks, żeby nie pojawiała się ta presja.
Natomiast w kwestii niedopasowania potrzeby częstotliwości seksu, gdzie jedna strona chce więcej, a druga mniej, to choć powodów tego może być wiele, warto zrozumieć, że być może osoba, która potrzebuje więcej seksu, w tym układzie go nie dostanie. Bo przecież to nie jest zła wola drugiej osoby, ale najzwyczajniej w świecie brak potrzeby, co też jest normalne.
I znowu dochodzimy do pytania - jak się z tym pogodzić i co z tym zrobić? Czy na przykład masturbacja i/lub oglądanie pornografii będzie wystarczające? Czy w ogóle druga strona się na to zgodzi? I czy osoba z tzw. większym libido w ogóle będzie w stanie rozmawiać o swoich potrzebach? Kwestii do zbadania i przegadania oraz pytań jest bardzo dużo... Trzeba się zastanowić, jak do tego problemu podejść. Może będzie potrzebna rozmowa pod okiem specjalisty/tki.
Warto też pamiętać, że potrzeby seksualne z czasem się zmieniają i to nie jest tak, że wysokość tej energii na każdym etapie związku będzie taka sama.
Często takim czynnikiem jest kryzys w związku. Na przykład zdrada, jakaś forma nadużycia zaufania czy oszustwa. Czasem jest to pojawienie się dziecka, sama ciąża lub proces starania się o dziecko, kiedy seks staje się obowiązkiem, a im dłużej tej ciąży nie ma, tym dłużej jest to traktowane jako przykry obowiązek. Aż w końcu para zaczyna się godzić z tym, że dziecko może się nie pojawić i siłą rzeczy zanika też seks.
Część druga wywiadu już niedługo na blogu :)
Komentarze (0)