Left ArrowWstecz

Jak nie rzutować moich traum z dzieciństwa na dziecko?

Jak poradzić sobie z mini traumami z dzieciństwa, żeby nie przekazywać im dalej swojemu dziecku? Odkąd pamiętam słyszałam od mamy, że to moja wina, że tata krzyczy na siostrę a mnie faworyzuje , że wszystko wymuszam płaczem, nigdy nie czułam, że moje uczucia są dla niej ważne, a jak miałam około 11 lat to wyjechała do pracy za granice. Tata nadużywał alkoholu i mama nie miała z nim lekkiego życia, często brakowało pieniędzy, i były awantury, mimo to zawsze czułam się z nim bardziej związana, przez co miałam wyrzuty sumienia, bo jak mogę go lubić, skoro on źle traktuje mamę czy siostrę. Był okres, że byłam źle traktowana w grupie znajomych, ale nigdy o tym nikomu nie powiedziałam, bo nie czułam, że mogę. Mam wrażenie, że moje dzieciństwo ma duży wpływ na moją samoocenę i wpływa na moje reakcje i zachowania w dorosłym życiu, i że odbija się to na moim dziecku, ale nie do końca to rozumiem i nie wiem jak nad tym pracować.

User Forum

Anonimowo

1 tydzień temu
Aleksandra Zembala

Aleksandra Zembala

Dzień dobry!

 

Wyobrażam sobie, jak trudne może być uświadomienie sobie, że trudne doświadczenia z przeszłości wpływają na Pani obecne życie i relację z dzieckiem; jednocześnie wymaga to sporej odwagi i samoświadomości oraz dowodzi, jak ważna jest dla Pani ta relacja. To ogromny zasób.

 

Warto jest się zastanowić, w jaki dokładnie sposób Pani dzieciństwo wpływa na Pani obecne życie - zwłaszcza na Pani zachowanie i reakcje emocjonalne, które najbardziej Pani przeszkadzają - a także jakie sytuacje je obecnie wyzwalają. Dzięki zwiększaniu uważności na swoje doświadczenie można jednocześnie zwiększać kontrolę nad własnym zachowaniem i impulsami. Do pracy nad polepszeniem samooceny dobrze jest sięgnąć po książki samopomocowe, np. "Jesteś kimś więcej, niż myślisz" Glenn R. Schiraldi. Bardzo cenne mogłoby się okazać podjęcie psychoterapii indywidualnej - pozwoliłoby to dokładne zrozumienie przyczyn Pani trudności oraz systematyczną pracę nad nimi.

 

Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego,

Aleksandra Zembala, psycholożka i psychoterapeutka w trakcie szkolenia

6 dni temu
Elżbieta Byzdra-Rafa

Elżbieta Byzdra-Rafa

Dzień dobry 🙂 

Napisała Pani o mini traumach z dzieciństwa 🙂

Gdy spotykam się z podobnym komunikatem, często przywołuję metaforę płatków śniegu. Gdy zaczyna padać śnieg, oglądamy z ciekawością pojedyncze, maleńkie płatki. Gdy pada całą noc musimy się solidnie napracować, aby odśnieżyć drogę. A pod lawiną giną ludzie. A przecież to te same, malutkie płatki śniegu. Z tych "mini traum" tworzy się realna trauma. To dobry temat na terapię. Cenne jest to, że w przeciwieństwie do Pani rodziców, Pani ma świadomość, że przeszłość może wpływać  na teraźniejszość, obecne zachowania, emocje i może stać się przyczyną obecnych i późniejszych trudności Pani dzieci. Zachęcam do rozpoczęcia terapii. Pozdrawiam

Elżbieta Byzdra-Rafa 

terapeutka Gestalt 

6 dni temu
Klara Tymińska

Klara Tymińska

Dzień dobry, 

Pierwszy krok już Pani w tym kierunku wykonała, bo widzi Pani problem i postanowiła zmianę, po czym zaczęła szukać pomocy. To co może Pani robić sama, to zauważać swoje myśli i jakieś negatywne zachowania w stosunku do dziecka i je świadomie zmieniać. Natomiast w przypadku gdzie mamy tak głębokie rany jak odrzucenie przez matkę i alkoholizm ojca, myślę że potrzebna jest tu głębsza terapia najlepiej z osobą specjalizującą się w traumach wczesnodziecięcych, gdzie będzie mogła Pani przepracować to co działo się w dzieciństwie. Sama Pani widzi, że ma to bezpośredni wpływ i na Pani samoocenę, na relację z otoczeniem i dzieckiem, ogólnie na Pani życie. 

Proszę też wziąć pod uwagę, że ważną rzeczą jest to, że jeśli są jakieś trudności tu i teraz, które trzeba załatać szybko, to warto najpierw pójść na terapię krótkoterminową, np terapię poznawczo-behawioralną lub skoncentrowaną na rozwiązaniach. Jest to bardzo ważne, ponieważ czasem kiedy tu i teraz jest krytycznie, to rozkopywanie traum może nam nie służyć, w takiej sytuacji, najpierw trzeba uporządkować tu i teraz, by mieć odpowiednią przestrzeń do pracy nad traumami. 

Wiem, jak trudna czasem jest to droga zarówno emocjonalnie jak i finansowo, ale jest to droga, która zmienia rzycie na znacznie spokojniejsze i szczęśliwsze. I naprawdę warto zrobić to dla siebie i swojego dziecka. Jest Pani bardzo wartościową i wspaniałą osobą, tylko musi Pani to w sobie odkryć i w to uwierzyć.

 

Pozdrawiam, 

Klara Tymińska

6 dni temu
Katarzyna Brożyna

Katarzyna Brożyna

Dzień dobry 

To częste obawy, nawet wśród osób, które nie doświadczyły tyle co Ty. Twoja chęć, by ochronić dziecko przed tym, co raniło Ciebie w dzieciństwie jest naturalna.

Uświadom sobie, że nie jesteś swoją traumą - zrobiłaś już ku temo ogromny krok, bo jeśli coś zauważasz, to znaczy, że masz na to wpływ!

Spróbujmy więc poszukać co można zrobić doraźnie, już teraz.
1. Czy pamiętasz sytuacje, w których reagowałaś wobec swojego dziecka tak, jak naprawdę byś chciała? Może były chwile, gdy okazałaś mu ciepło, cierpliwość albo uważność, mimo że sama nie miałaś tego w dzieciństwie? 

2. Co mogłoby sprawić, że będzie tych chwil/sytuacji trochę więcej?To nie musi być wielka zmiana. czasem wystarczy jedno zdanie wsparcia wobec dziecka, jedno przytulenie, czy jeden moment, kiedy powiesz sobie w myślach: „teraz robię inaczej niż moja mama/tata”.
Nie chodzi o to, żeby naprawić przeszłość, ponieważ ona już była. Chodzi o to, żeby używać tego, co działa dziś i krok po kroku budować więcej takich chwil.
 

Możesz sobie zadać pytanie:

Co chciałabym, żeby moje dziecko o mnie pamiętało za 20 lat?

A potem małymi gestami zacząć to tworzyć już teraz.


Pozdrawiam ciepło

Katarzyna Brożyna

Psycholog


 


 

6 dni temu
Adam Gruźlewski

Adam Gruźlewski

Szanowna Pani,

 

dziękuję za podzielenie się tą historią. Pani słowa świadczą o ogromnej trosce i chęci ochrony własnego dziecka. To, czego doświadczyło Pani w dzieciństwie wygląda na złożoną traumę, która - jak słusznie Pani zauważyła  - może wpływać na Pani dorosłe życie, na postawy, zachowania, czy samoocenę. Już samo zauważenie tego może jednocześnie potwierdzać, jak dużą świadomość i wolę walki  posiada Pani w sobie. Aby lepiej zrozumieć te mechanizmy, zachęcam do wizyty u psychotraumatologa lub terapeuty, który pomoże Pani zintegrować te niezwykle trudne doświadczenia.

 

Pozdrawiam serdecznie 

Adam Gruźlewski 

psycholog, psychotraumatolog

1 tydzień temu
Lucio Pileggi

Lucio Pileggi

Sam fakt, że martwi się Pani o swoje dziecko i nie chce, aby przeżyło te same trudne doświadczenia, jest już znakiem, że idzie Pani w dobrym kierunku – pokazuje to troskę i samoświadomość.
To, czego doświadczyła Pani w dzieciństwie, na pewno było trudne i prawdopodobnie zostawiło ślady w Pani samoocenie albo w tym, czego oczekuje Pani w relacjach z innymi. Na przykład pisze Pani, że nie czuła Pani, iż może komuś powiedzieć, że była Pani źle traktowana w grupie znajomych.
Ale niekoniecznie musi to wprost przekładać się na Pani zachowanie wobec dziecka. Pytanie brzmi: co konkretnie sprawia, że ma Pani takie obawy – czyli które zachowania chciałaby Pani zmienić?
Rozmowa ze specjalistą może pomóc lepiej zrozumieć, w jaki sposób Pani przeszłość wpływa na teraźniejszość.
Mam nadzieję, że uda się Pani znaleźć poczucie większego spokoju i pewności.

 

Serdecznie pozdrawiam

Lucio Pileggi, Psycholog

1 tydzień temu
Elza Grabińska

Elza Grabińska

Szanowna Pani,

to naprawdę cudowne, że dostrzega Pani wpływ swojego dzieciństwa na dorosłe życie i że chce Pani świadomie zadbać o siebie po to, aby być jak najlepszym, uważnym rodzicem. To ogromna wartość i dowód troski o swoje dziecko.

Najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest praca z psychologiem lub psychoterapeutą, który pomoże Pani przyjrzeć się schematom wyniesionym z domu rodzinnego, przepracować trudne emocje i nauczyć się nowych sposobów reagowania. To naturalne, że wydarzenia z dzieciństwa odciskają ślad na samoocenie i relacjach szczególnie, gdy mamy poczucie, że brakowało w nich akceptacji, poczucia bezpieczeństwa czy przestrzeni na wyrażanie emocji.

Wiele rodziców decyduje się na terapię właśnie po to, by przerwać pewien cykl i dać swoim dzieciom coś innego - więcej zrozumienia, wsparcia i miłości. To nie jest oznaka słabości, lecz odwagi i mądrości. Proszę pamiętać, że nie musi Pani radzić sobie z tym wszystkim sama. Rodzicelstwo bywa naprawdę trudne, a z pomocą specjalisty można nauczyć się lepiej rozumieć siebie i swoje reakcje, a tym samym wzmocnić relację z dzieckiem.

 

Wszystkiego dobrego, Elza Grabińska, psycholog.

1 tydzień temu
Justyna Majewska

Justyna Majewska

Dzień dobry

Zadawanie sobie pytań jest dla mnie oznaką potrzeby zmiany obecnej sytuacji i uważności w kierunku szukania dobrostanu. Trudne doświadczenia z dzieciństwa mogą wpływać na relacje, zwłaszcza z najbliższymi i najdroższymi nam ludźmi. Jeżeli zauważa się w sobie nagromadzające trudności w reagowaniu na różne sytuacje związane z rodzicielstwem, warto skorzystać ze wsparcia psychologicznego. Trudno jest mi wskazać jedną czy dwie metody radzenia sobie z traumą z dzieciństwa, trzeba cierpliwości, by w swoim tempie odkryć i odbudować siebie i zacząć żyć życiem o jakim się marzy. 
Życzę dużo wyrozumiałości dla samej siebie. 
Pozdrawiam 


Justyna Majewska

Psycholog, Sandplay Therapy Practitioner 

1 tydzień temu
Agnieszka Domaciuk

Agnieszka Domaciuk

Sytuacje z dzieciństwa, które opisujesz na pewno były trudne do udźwignięcia w wieku dziecięcym, ale również w życiu dorosłym. Rodzina, w której jeden z rodziców nadużywa alkoholu cierpi jako cały system powiązany bliskimi więziami. Relacje z osobami znaczącymi, jakimi są rodzice na pewno mają duży wpływ na kształtowanie własnej samooceny, poczucia sprawczości i decyzyjności. Warto, abyś miała świadomość tego, że zachowania rodziców to ich odpowiedzialność, nie możesz przyjmować na siebie winy za kształt relacji, jaką zbudowali między sobą rodzice, tym bardziej za postawy osoby nadużywającej alkohol. Na pewno wszelkie doświadczenia życiowe kształtują w nas przekonania dotyczące nie tylko nas samych, ale również tego, co nas otacza i naszej przyszłości. Przekonania sprawiają, że w różnych sytuacjach uruchamiają się nam konkretne myśli i na skutek tego emocje i zachowania. Jeśli zauważasz, że któreś z Twoich sposobów radzenia sobie czy zachowań, w Twojej ocenie niosą za sobą nieprzyjemne konsekwencje dla Twojego dziecka, być może warto porozmawiać o tym z psychologiem lub psychoterapeutą i znaleźć te nieadaptacyjne przekonania, które zostały wykształcone na przestrzeni minionych lat? Praca nad zmianą na pewno wymaga czasu i własnej pracy, jednak jeśli tylko widzisz taką potrzebę - naprawdę warto się w to zaangażować i pozwolić sobie żyć inaczej, według własnych potrzeb. Terapia nie tylko pozwala zrozumieć mechanizmy, przyczyny naszego zachowania, ale również uczy nowych, pomocnych zachowań i sposobów radzenia sobie w sytuacjach trudnych. 

1 tydzień temu
Anna Kapelska

Anna Kapelska

Dzień dobry,

 

Z tego co Pani pisze, dzieciństwo nie było dla Pani łatwe i być może nie została u Pani zaspokojona podstawowa potrzeba bezpieczeństwa. Często słyszała Pani komunikat - niestety od najbliższej osoby- który brzmiał " to twoja wina" co mogło znacząco wpłynąć na Pani samoocenę i sposób tworzenia relacji w wieku dorosłym.  

 

To naprawdę ważne, że Pani to już dostrzega i ma świadomość, że jakieś wydarzenia / sytuacje z przeszłości czy właśnie słowa, które Pani słyszała, mogą rzutować na to, jak Pani się czuje dzisiaj. 

To także pierwszy krok do pogłębienia i zrozumienia swoich emocji, myśli i co za tym idzie, zachowań. 

 

Jeśli ma Pani taką możliwość, zachęcam do spróbowania odbycia terapii i być może poukładania tych kawałków, których nie do końca Pani rozumie. 

 

Wszystkiego dobrego!

 

Anna Kapelska

1 tydzień temu
Paulina Habuda

Paulina Habuda

Dzień dobry, 

 

Współczuję Pani, że przeszła Pani przez trudne chwile w dzieciństwie. Niestety nie mamy wpływu na to jakich mamy opiekunów kiedy jesteśmy dziećmi, ale nasze dzieciństwo ma bardzo duży wpływ na nasze dorosłe życie - jak radzimy sobie z emocjami, jak wchodzimy w relacje, jak reagujemy na sytuacje stresowe itd. 

Osoby, które w dzieciństwie doświadczyły przemocy fizycznej lub psychicznej, w dorosłym życiu mogą się charakteryzować tzw. pozabezpiecznym stylem przywiązania, czyli mówiąc krótko - mieć problemy w relacjach. 

Pani wspomina o alkoholizmie ojca, o obarczaniu Pani winą, o awanturach. To musiały być trudne przeżycia dla małego dziecka, być może niezrozumiałe, wywołujące lęk. I mogą rzutować na to jakie ma Pani schematy, przekonania i ostatecznie zachowania. 

Wspaniale, że pomyślała Pani o przepracowaniu tych problemów, jak również, że ma Pani na uwadze dobro swojego dziecka. Pisze Pani, że może to na dziecko wpływać, jednak nie znam więcej szczegółów i nie potrafię się do tego odnieść. Jednak jeżeli coś wzbudza Pani obawy to zachęcam do wizyty u psychologa lub psychoterapeuty, który pomoże Pani zidentyfikować problematyczne przekonania i zachowania i pracować nad nimi. Co może wpłynąć dobrze nie tylko na Panią, ale też na bliskie Pani osoby. 

W międzyczasie mogę polecić pomocne książki, np. Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców (Gibson), Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików (Ackerman), lub Potrzeby emocjonalne dziecka. Jak uniknąć rodzicielskich błędów, aby wychować emocjonalnie zdrowe, szczęśliwe dziecko (Louis).

 

Pozdrawiam

Paulina Habuda

Psycholog

1 tydzień temu
Justyna Bejmert

Justyna Bejmert

Dzień dobry,

doświadczała Pani naprawdę trudnych sytuacji, dlatego tym bardziej warto docenić fakt, że chce Pani nad tym popracować, by nie przekazać swojemu dziecku niezdrowych schematów. W pracy nad tym, najważniejsze będzie oddzielanie przeszłych zranień od obecnej relacji z dzieckiem oraz rozpoznawanie momentów, w których odzywają się stare wzorce zachowań. Bywa tak, że nasze reakcje wynikają bardziej z tego, czego doświadczaliśmy w przeszłości, niż z sytuacji, które mają miejsce tu i teraz. To, co warto sobie ofiarować to uważność i łagodność dla samej siebie, bo dzięki temu łatwiej będzie okazać to własnemu dziecku. Proszę też pamiętać, że nie trzeba być "idealnym" rodzicem, by zapewnić dziecku wystarczająco dobre dzieciństwo. Nie chodzi o to, by nie popełniać błędów, ale o to, by brać za te błędy odpowiedzialność i wrócić do relacji, rozmawiać z dzieckiem. W pracy nad trudnym dzieciństwem warto wspomóc się profesjonalnym wsparciem psychologa lub psychoterapeuty. 

 

Życzę wszystkiego dobrego,

Justyna Bejmert

Psycholog

1 tydzień temu
Aleksandra Żochowska

Aleksandra Żochowska

Dzień dobry,

 

widzę, że nosi Pani w sobie dużo bólu z dzieciństwa - m.in. poczucie winy, że nie miała Pani jako dziecko prawa do własnych uczuć, że stała Pani pomiędzy lojalnością wobec mamy i więzią z tatą. Mam taką myśl, że to ma prawo być ciężkie. To naturalne, że takie doświadczenia (zwłaszcza te niewypowiedziane czy przez długi czas trzymane w sobie) mogły zostawić ślad i do dziś mogą wpływać na Pani codzienne funkcjonowanie - także w relacji z dzieckiem. Doceniam to, że Pani to dostrzega. Już sam fakt, że ma Pani refleksję nad sobą i swoimi doświadczeniami, jest ogromnym krokiem w stronę zmiany. Uświadomienie sobie problemu jest często pierwszym krokiem w tym kierunku i świadczy o dużej uważności oraz trosce - zarówno o siebie, jak i o bliskich.  W takiej pracy duże wsparcie daje psychoterapia - to bezpieczne miejsce, gdzie można przyjrzeć się dawnym ranom, nazwać i przeżyć różne emocje, spojrzeć inaczej na kontekst rodzinny, a w dalszej kolejności - nauczyć się nowych sposobów reagowania, aby nie powielać dawnych schematów. W terapii będzie Pani mogła stopniowo uwalniać się od ciężaru przeszłości i budować relacje z dzieckiem na własnych, zdrowszych zasadach. Zachęcam do rozważenia terapii w nurcie systemowym, który kładzie duży nacisk na rodzinną historię i kontekst całej rodzinny.


Pozdrawiam ciepło i życzę dużo siły,

Aleksandra Żochowska

1 tydzień temu
Sylwia Harbacz-Mbengue

Sylwia Harbacz-Mbengue

Dzień dobry,

to, co Pani opisuje, jest niezwykle ważne i stanowi klucz do zrozumienia wielu trudności, z jakimi mierzy się Pani w dorosłym życiu. Świadomość tych doświadczeń to już pierwszy i najważniejszy krok w procesie leczenia.

Proponuję zacząć od nazwania i akceptacji swoich emocji.To, co Pani czuje, jest kluczowe w relacji z dzieckiem. Jeśli w dzieciństwie Pani uczucia były ignorowane, proszę być uważną na uczucia swojego dziecka. Dobry pomysłem jest też obserwowanie własnego poczucia winy- czy faktycznie zrobiła Pani coś złego, czy to poczucie wynika z Pani wcześniejszych doświadczeń?

Najskuteczniejszym narzędziem do pracy z traumami jest psychoterapia.

 

Pozdrawiam serdecznie

Sylwia Harbacz-Mbengue 

Psycholog

 

1 tydzień temu
Anna Gibaszek-Mądry

Anna Gibaszek-Mądry

Dzień dobry,

Opisujesz dzieciństwo, w którym brakowało bezpieczeństwa emocjonalnego, w którym to co czujesz nie było uznawane a relacje były pełne napięcia - takie doświadczenia mogą zostawić trwały ślad w dorosłym życiu. Jednocześnie to, że zauważasz wpływ tych doświadczeń na siebie i Twoich bliskich, jest ogromnym krokiem w kierunku zmiany i ochrony tych, których kochasz. Proces ten będzie jednak wymagał czasu i wsparcia doświadczonej osoby. Najlepiej, żebyś przeszła go w relacji z drugim czyli w terapii, która pozwoli Ci uznać swoje doświadczenia i towarzyszące im emocji, rozpoznawać wzorce swoich zachowań (twoje doświadczenia mogą wpływać na Twoje reakcje wobec siebie i innych), stopniowo wprowadzać zmiany w relacji z dzieckiem bez poczucia winy. 

Dzieciństwo kształtuje nas na wiele sposobów, ale nie musi decydować o tym, jak wychowujemy dzieci. 

Świadomość, że pewne wzorce i emocje mogą powtarzać się w relacji z naszymi pociechami, to pierwszy krok do zmiany.

Życzę Ci dużo cierpliwości, odwagi i czułości wobec siebie na tej drodze!

6 dni temu
Anna Marków

Anna Marków

To, co opisujesz, to doświadczenia traumy rozwojowej/relacyjnej, nie jednorazowego zdarzenia, ale powtarzających się sytuacji, w których dziecko nie czuło się widziane, ważne, a więc nie czuło fizjologicznego bezpieczeństwa. W takich warunkach uczymy się tłumić emocje, dopasowywać, kurczyć  i brać odpowiedzialność za emocje innych. To mechanizmy obronne, które w dzieciństwie pomagały przetrwać, ale w dorosłości obciążają relacje, samoocenę i układ nerwowy.

W traumie rozwojowej często czujemy sprzeczne emocje (np. miłość i złość jednocześnie), dlatego samo „wyrzucanie z siebie” emocji nie działa. Kluczowe jest kontenerowanie – uczenie się zauważania i odczuwania emocji w ciele, bez tłumienia i bez ucieczki. Dzięki temu nie przenosimy napięcia na dziecko, tylko pokazujemy, że emocje są bezpieczne i naturalne.

Twoje dziecko nie potrzebuje mamy idealnej, ale takiej, która wraca do kontaktu i uczy się być blisko własnych uczuć. To jest kluczowe, bo dzieci wyczuwają nasze stany emocjonalne. Jeśli Ty uczysz się bezpiecznie czuć, Twoje dziecko też uczy się, że emocje są ok. A Twoje wewnętrzne dziecko musi zostać zauważone, zaopiekowane i zaakceptowane w pełni, by odbudować poczucie bezpieczeństwa.

To już ogromny krok, że widzisz wpływ dzieciństwa i chcesz to zatrzymać, sama świadomość jest początkiem zmiany. Przy traumie rozwojowej/relacyjnej jednak sama psychoedukacja często nie wystarczy, dobrze byłoby skorzystać z terapii, by przepracować przeszłość, jej konsekwencje w dorosłości odbijające się na przekonaniach, samoocenie, pracę z ciałem i układem nerwowym, praca z wewnętrznym dzieckiem, jest tu troszkę do odpakowania. Trzymam kciuki.

6 dni temu
Sylwia Szulecka

Sylwia Szulecka

Szanowna Pani, 

z tego, co Pani pisze, ma Pani za sobą doświadczenie trudnego dzieciństwa. Wszystkie opisane przez Panią przeżycia mogły wpłynąć na relacje z samą sobą i z innymi. Warto się przyjrzeć sposobom radzenia sobie, jakich nauczyła się Pani w przeszłości. Kiedyś mogły Pani pomóc przetrwać trudne doświadczenia, teraz zaś mogą stawać na drodze do zbudowania takiego życia, jakim chciałaby Pani żyć. Opisuje Pani trudności w zauważaniu, nazywaniu i uznawaniu swoich granic. To także obszar, na którym warto się zatrzymać na dłużej. Dobrym sposobem na pracę nad tymi obszarami, jest podjęcie psychoterapii, która pomoże Pani zrozumieć swoje emocje, myśli, zachowania czy przekonania. Jeśli nie ma Pani możliwości rozpoczęcia psychoterapii, alternatywą jest na przykład podjęcie próby samopomocy poprzez korzystanie z różnych dostępnych na rynku książek (np. Joanny Flis "Co ze mną nie tak? O życiu w dysfunkcyjnym środowisku, w Polsce i o tym, jak sobie z tym (nie)radzimy").

 

Życzę powodzenia na drodze do rozumienia siebie

 

Sylwia Szulecka  

psycholog-seksuolog, psychoterapeuta

1 tydzień temu
Pamela Górska

Pamela Górska

Pierwszym krokiem jaki Pani zrobiła jest zauważenie problemu i to już naprawdę ogromny krok w stronę lepszego. Kolejny krok, jaki Pani już dokonała, jest chęć nie przeniesienia tego na własne dzieci. Wysyłam ogromne gratulacje, ponieważ nie każdy ma odwagę na zaobserwowanie tego procesu! Kolejnymi krokami, jakie warto podjąć jest akceptacja, zrozumienie sytuacji oraz wyjście ze "szpagatu" pomiędzy tym co było a tym co jest oraz pozostawienie bagażu za sobą. Oczywiście polecam terapię, np. w nurcie schematów. Bardzo dobrym również sposobem jest praca z oddechem, dzięki któremu można bliżej poznać siebie oraz swoje potrzeby. Dopuszczenie swojej podświadomości do głosu oraz zauważenie myśli sabotujących - nie ich wykluczenie a zrozumienie i poproszenie o zajęcie miejsca obok, samemu zaś przejęcie sterów. 

Trzymam kciuki za nową drogę oraz pozdrawiam, Pamela Górska Psycholog 

6 dni temu
Jessica Gagola

Jessica Gagola

Witaj, nasze dzieciństwo ma wielka moc w dorosłym życiu. Jednak jest coś, co jest kluczowe. To nie nasza wina, w jakim środowisku  się wychowaliśmy. Nie mieliśmy wyboru i możliwości zmian. Dziś w dorosłym życiu przychodzi zmierzyć się z naszymi traumami i wspomnieniami. Jako dorośli ludzie często mamy w sobie niezaopiekowaną małą istotę, która jest skrzywdzona i niesie ze sobą taki bagaż doświadczeń, że ciężko iść przez życie lekko. Świadomość tego, co było dla nas krzywdzące, to krok świadomości w kierunku zmian. Dziś działamy na pewnych gotowych schematach które są bardziej lub mniej świadome a zostały nam wgrane za dziecka. Tamte normy nie są normami teraz. Dziś wiesz jak chcesz żyć i co zmienić. Można to zrobić, np. z psychologiem

5 dni temu
Tomasz Pisula

Tomasz Pisula

Dzień dobry, 

 

to ważne pytanie i bardzo ważne, że jest Pani świadoma problemów.

 

Nic nie zastąpi terapii, ponieważ schematy są przekazywane w automatyczny, nieświadomy sposób - poprzez gesty, spojrzenia, energię, którą odczuwamy w ciele, a także wyparte emocje, które dotykają nas w sposób nieuświadomiony. Dlatego praca powinna odbywać się na poziomie głębokim, aby pracować na świadomych i nieświadomych mechanizmach.

Na poziomie świadomym traume przerywa proces mentalizacji: komunikowanie swoich emocji i myśli oraz uważność wobec uczuć i myśli dziecka.

Miałem okazję pisać o tym ostatnio, dlatego podzielę się swoim wpisem, znajdzie tam Pani konkretne przykłady:

https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=pfbid0247AoLBRBWK8LrcNn9yG2N1uJ75NiBZWQg3wDchDy992V1uahLTgE8j6y9H9FMBtWl&id=61566379524893  

 

 

Powodzenia,

Tomasz Pisula 

Psycholog, psychoterapeuta.

5 dni temu
Karolina Walczyk

Karolina Walczyk

Dzień dobry.
Już samo uświadomienie sobie, że to nie jest o moim dziecku, tylko to moja historia może wpłynąć i zmienić Twoją reakcję.

Samowspółczucie: pamiętaj, że nie Ty jesteś winna temu, co się działo w Twoim domu, byłaś dzieckiem i miałaś prawo czuć się bezpiecznie i ważna. Ponadto pomocne będzie budowanie nowych doświadczeń, bo dając swojemu dziecku akceptację i uwagę, których sama potrzebowałaś, lecz nie dostałaś, zaczniesz tworzyć inny wzorzec.

Nie da się całkowicie „wymazać” przeszłości, ale można ją przepracować tak, by była mniej obciążająca i nie kierowała Twoimi wyborami tu i teraz. 

 

Serdecznie pozdrawiam,

Karolina Walczyk

Psycholog, Psychoterapeuta

1 tydzień temu
Katarzyna Świdzińska

Katarzyna Świdzińska

Żeby nie przenosić dalej tego, co bolało Ciebie, warto uczyć się zatrzymywać w trudnych momentach i pytać siebie: co teraz czuję? co naprawdę chcę przekazać swojemu dziecku? Czasem pomocne bywa też zapisanie myśli czy rozmowa z kimś zaufanym, żeby nie zostawać z tym samemu. 

Proces uzdrawiania takich ran często wymaga cierpliwości i bywa łatwiejszy przy wsparciu psychoterapeuty.

 

Pozdrawiam,

Katarzyna Świdzińska, Psycholog 

1 tydzień temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Odkąd syn poszedł do przedszkola, przestał używać toalety.
Syn 4,5 roku. Nauczony sikania i robienia kupki do toalety w wieku 2,5 roku. Nauczył się wołać bardzo szybko, bo w ciągu 2 dni. Niestety jak poszedł do przedszkola zaczął się moczyć. Teraz rok później zaczął robić kupę w majteczki. Jak pytam dlaczego tak robi to mówi, że nie czuje, że mu się chce. Czy to możliwe, że nie czuje ? jeszcze niedawno w domu zawsze wołał, że chce kupkę , a robił tylko w przedszkolu. A od tygodnia robi zarówno w domu, jak i przedszkolu w majtki.
Nurtuje mnie sprawa bliskiej mi osoby
Nurtuje mnie sprawa bliskiej mi osoby. Dzieciństwo miał bardzo ciężkie. Był niekochanym dzieckiem, biologiczna mama umarła przy jego porodzie. Wychowywała go macocha i ojciec alkoholik. Rodzeństwo obwiniało go za śmierć matki. Wziął ślub, od początku nie był szczery w relacji żoną. Popadł w długi. Nigdy nikomu nic nie mówił, jak załatwia swoje sprawy. Nigdy nie był wylewny. Zostawił żonę i syna, który był bardzo chory. Przerosło go to. Po kilku latach braku jakiejkolwiek informacji co się z nim dzieje, kontakt odnowił z nim jego drugi syn. Całe życie zakłamywał rzeczywistość. Podejrzenie mitomanii. Najbliżsi w sumie nic o nim nie wiedzą, ale starają się mu pomóc wyjść z ciężkiej sytuacji życiowej. Nigdy nie mówił i nie mówi o uczuciach. Nie potrafi tego robić. Proszę o diagnozę. Jakiś punkt zaczepienia, od czego zacząć pomoc.
Czuję się wykluczona z rodziny, jestem w szczęśliwym związku.
Mam 33 lata i wciąż mieszkam z rodzicami. Od nieco ponad 3 lat jestem w związku, szczęśliwym. W przyszłym roku wychodzę za mąż. Ale od nieco ponad 2 lat ojciec się do mnie nie odzywa. Czuję się wykluczona z rodziny. Mam młodszą siostrę, która ma męża, syna, swój dom - ona jest w centrum zainteresowania. Ma ich pełne wsparcie. Ja nie mogę na nic liczyć. Staram się jak mogę. Kiedyś byliśmy sobie bardzo bliscy. Dzieliliśmy zainteresowania. Rozmawialiśmy codziennie. Jak zaczęłam spotykać się ze swoim narzeczonym wspierał mnie. Byliśmy wszyscy razem na wakacjach, ja, narzeczony, tata i mama. To był najwspanialszy okres w życiu. A później - trach - coś się zmieniło i nie mam pojęcia dlaczego. Nagle przestał się odzywać, przestał się interesować. Stałam się powietrzem. Mama stara się, żebym nie czuła się jak całkowita sierota. Prosi mnie o pomoc, stara się mnie "wcielać" do rodziny. Ale to dla mnie trudne. Patrzeć jak przyjeżdża moja siostra, siedzimy, a tata pyta ją o jakieś szczegóły z życia, plany itp. Ja już tego nie mam. To bardzo boli. Z siostrą mam bardzo dobre relacje. Wspieramy się wzajemnie. Ale ani ona ani mama nie widzą problemu. Bo przecież ojciec odpowiada mi na pytania albo reaguje jak coś powiem. Nie widzą tego jak bardzo zżera mnie to od środka. Utrata człowieka, który całe życie był moim autorytetem. Tata nie jest wylewny. Jest raczej zamknięty w sobie. Otwiera się przed mamą. Widzę jak bardzo kocha ją i moją siostrę i jej syna. Jak bardzo szanuje i ma dobry kontakt z moim szwagrem. Ja już się nie liczę. Mama ma to wszystko gdzieś. Jej jest tak dobrze. Ma męża, który stał się bardziej oddany, wspaniałą córkę i jej rodzinę. I drugą, którą może wykorzystywać bo wie że już tylko ona mi została. Najgorsze jest to, że na nią też nie mogę liczyć. Kiedy rozmawiam z nią o problemie mówi tylko "wiwsz jaki jest ojciec". Staram się żyć normalnie. Mam pracę, przyjaciół którzy mnie wspierają, wspaniałego narzeczonego. Ale nie mam już rodziny. Mojego azylu który był dla mnie niesamowicie ważny. Nie radzę sobie z tym wszystkim. Niewiedza, co takiego zrobiłam że znalazłam się w tej sytuacji jest okropna. Był moment w zeszłym roku, kiedy wróciliśmy z wesela, mój tata przywitał się z moim narzeczonym (odkąd nie rozmawiamy jego też ignoruje) i opowiedział nam jakąś anegdotkę. Przez chwilę poczułam że go odzyskuję. Ale to minęło tak szybko jak się pojawiło. Nie mam w nim żadnego wsparcia. W mamie też mam niewielkie. A jest to tym bardziej smutne, że kiedy mieli cięższy okres ja zawsze przy nich byłam. Nie radzę sobie ze swoimi uczuciami. Z samą sobą. Strasznie mnie boli ta sytuacja, z której nie potrafię wybrnąć. Im częściej o tym myślę tym bardziej widzę, że to ja jestem problemem. Ze mną musi być coś nie tak. Skoro własni rodzice nie chcą mnie w swoim życiu, komu innemu jestem potrzebna? Chciałabym zniknąć z tego świata. Jedynym co mnie trzyma jest mój narzeczony. I mój kot, którego mam od kiedy był malutki. Chyba głównie dlatego jeszcze tu jestem. Ból jaki przeżywam codziennie jest niesamowity. A potęguje się tylko kiedy słyszę jak tata dał siostrze poprowadzić swój samochód kiedy zdała prawko, jak się ucieszył kiedy zdała egzamin. Ja kiedy zdałam i napisałam mu żeby się pochwalić napisał "ok, fajnie". Czuję się jakbym była nikim. Złem koniecznym, które trzeba tolerować. Gdybym umarła, mogliby w końcu być szczęśliwi. Mieć wspaniałą rodzinę... Nie wiem co mogę zrobić w takiej sytuacji, jak to naprawić
Dzień dobry. Powiem prosto z mostu. Rozpadło mi się życie. Teściowa długi czas nękała nas psychicznie. Groziła, że odbierze nam dziecko i robiła wszystko, żeby się to udało. Mops, policja i tak w kółko. Nie mieliśmy sobie nic do zarzucenia, uważamy, że jesteśmy najlepszymi rodzicami, jakimi potrafimy być, małemu niczego nie brakuje od samego początku. Bardzo ingerowała w nasze życie rodzinne, krytykowała mnie, do tego stopnia, że zwątpiłam w swoje rodzicielskie umiejętności, nastawiała męża przeciwko mnie, twierdziła, że jestem nieudolna, że z niczym sobie nie radzę. Później zaczęła nastawiać mnie przeciwko niemu, proponowała mi zakup mieszkania, żebym tylko zniknęła z jej życia. Ograniczyliśmy jej kontakt z małym, ponieważ zaburzała jego dobowy rytm i rutynę, przychodząc chwilę przed usypianiem i twierdząc, że ona się musi nacieszyć wnukiem, a 15 minut nas nie zbawi. Na nic grzeczne prośby, żeby tak nie robiła, zaczęliśmy mówić dosadniej, aż w końcu zaczęły się wywiązywać awantury. I tak z miesiąca na miesiąc, patrole policji w domu wzywane zupełnie bez powodu (jej przewagą było to, że mąż był karany), kontrole mopsu, wizyty kuratora.. Powoli mieliśmy dosyć. W końcu wysłała nam wezwanie do eksmisji, później pozew do sądu. Planowaliśmy wyprowadzkę, mieli nam pomóc moi rodzice, jednak nie zdążyli. Ponieważ kolejny raz sprowokowała męża, niestety tym razem do tego stopnia, że ją uderzył. Ja pracuję, więc musiałam pójść na zwolnienie, mamy małe dziecko, on w tej chwili przebywa w areszcie w zakładzie karnym. Miałam nadzieję że go tam nie umieszczą i będzie odpowiadał z wolnej stopy. Do tego jest cukrzykiem, wylądował w szpitalu ponieważ stres wywołał skok glikemii. Bardzo się martwię co będzie dalej, dziś wymiotowałam ze stresu, cały czas się trzęsę, mam bóle głowy, nie mogę spać ani jeść, od piątku przespałam łącznie może 6 godzin i zjadłam może 4 posiłki, a mamy poniedziałek. Nie mam siły rano wstać, nie mam ochoty nic zrobić, jedyne co mnie jeszcze motywuje to syn. Mąż popełnił błąd, wiem, że tego żałuje. Jest miłością mojego życia, bardzo za nim tęsknię i obawiam się, że przestaję sobie z tym radzić sama, ciągle płaczę albo jestem wściekła, nie potrafię czuć radości z niczego. Przepraszam za tak długą wiadomość, ale czułam potrzebę opowiedzenia tego komuś, kto potrafi spojrzeć z dystansu. Mam pytanie.. czy ja w tym stanie kwalifikuję się już na wizytę psychiatryczną? Czuję, że jestem na granicy załamania.
TW: myśli samobójcze. Samotność, depresja i niesprawiedliwość: poszukuję porady psychologicznej

TW: myśli samobójcze

 

Witam, mam na imię Telimena i mam 30 lat. Jestem bardzo nieszczęśliwą i samotną osobą.
Moja mama wychowywała mnie samotnie. Gdy byłam dzieckiem, mój tata się mną nie interesował.
Jako dziecko byłam odrzucana i zaniedbana. Moja rodzina się mną nie interesowała, moja mama wychowywała mnie samotnie.
W szkole byłam bita i nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić.

W szkole podstawowej byłam bardzo zamknięta w sobie. Nauczyciele się mną nie interesowali, dzieci mnie biły i odrzucały. W szkole nie miałam żadnych przyjaciół.
Jako dziecko czy nastolatka nigdy nie miałam przyjaciół. Nie wiem, co to znaczy mieć prawdziwą przyjaciółkę.
Zawsze marzyłam, by iść na huśtawkę z koleżanką. Zawsze marzyłam, by iść na urodziny do koleżanki.
Jako dziecko zawsze byłam sama i nikt się ze mną nie bawił. Byłam odrzucana przez rówieśników.

Lata mijały, przestałam chodzić do szkoły. Zaczęłam uczyć się w domu, ponieważ nie mogłam wytrzymać w szkole. Zachorowałam na depresję i izolowałam się od ludzi.
Z jednej strony chciałam mieć przyjaciół, ale z drugiej strony — gdy poznawałam ludzi — cierpiałam.
Ludzie nigdy nie chcieli mnie poznać, choć bardzo pragnęłam przyjaźni. Nigdy jej nie doświadczyłam.

Gdy już dorosłam, poznałam pewną znajomą. Dużo w życiu jej pomogłam. Ta osoba bardzo mnie skrzywdziła — znęcała się nade mną psychicznie przez 15 miesięcy.
Zgłosiłam sprawę do Prokuratury Rejonowej oraz na policję. Pomimo dużych dowodów i zeznań świadków, Prokuratura Rejonowa nic mi nie pomogła.

Prokurator wydał na mnie nakaz przeszukania i nasłał na mnie policję. Prokurator nie uwierzył mi jako pokrzywdzonej przestępstwem, tylko sprawcy.
Przez 15 miesięcy żyję w strachu. Cierpię na depresję, ponieważ ta osoba mnie niszczyła i psychicznie się nade mną znęcała.

Pomimo moich cierpień, prokurator zamiast mi pomóc — wystawił nakaz. 18 lutego 2025 r. przyszła do mnie policja i zaczęła mnie szarpać za ręce.
Zabrali mi telefon, laptop. Policja szarpała mnie za ręce i krzyczała na mnie. Płakałam, prosiłam, by mi nie zabierali rzeczy — zabrali, a potem straciłam przytomność.

Dostałam arytmii serca i ataku padaczkowego.
Policja przez 2 miesiące trzymała moje rzeczy — jako osobie pokrzywdzonej. A sprawcą w ogóle się nie zajęli.

Czuję wielką niesprawiedliwość. Nikt mi nie chce pomóc.
Myślałam już, żeby napisać do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Jestem załamana. Nie wiem, co mam robić.

W 2014 r. moja mama miała ciężką operację — jej życie było zagrożone. Nikt mi nie pomagał, musiałam radzić sobie sama. Dobrze, że moja mama wyzdrowiała. Moja rodzina mnie nie kocha. Moje kuzynki nie przyznają się do mnie, wstydzą się mnie, bo jestem biedna.
Czuję niesprawiedliwość i wielki ból.

Codziennie płaczę i mam myśli samobójcze. Boli mnie serce, że nikt nie chce mi pomóc. Ludzie mnie krzywdzą, a policja nie chce mi pomóc. Nie chce mi się już żyć. Moje życie to jedno wielkie cierpienie. W dodatku wpadłam w długi. Nie mam pracy, przyjaciół. Jestem samotna. Szukam pracy, ale nie mogę znaleźć. Nie mam środków do życia. Moja mama mnie utrzymuje.
Czuję się niepotrzebna. Nie daję sobie rady w życiu.

Mam depresję i nerwicę lękową. Nie umiem sobie poradzić sama.
Nie mam wsparcia. Szybko się załamuję. Mam bardzo słabą psychikę i jestem wrażliwa. Wolę zwierzęta niż ludzi. Przestałam ufać ludziom, ponieważ zostałam wiele razy skrzywdzona.

Czuję od ludzi niechęć, obojętność i znieczulicę.
Mam dobrą intuicję. Nie chcę już cierpieć.

Co mam zrobić? Proszę o pomoc. Jestem w rozpaczy.

Mam potrzebę zmniejszenia zależności emocjonalnej od kontrolującej i ściągającej mnie w dół mamy.
Mam problem z kontrolującą matką - jest wiele sytuacji, które można wymieniać. Jestem dorosła, mam 25 lat, a ona nadal w wielu kwestiach próbuje mi mówić, co mam robić. Nie mieszkam z nią, jednak poszukuję teraz pracy i niestety jestem od rodziców jeszcze zależna finansowo. Wczoraj, gdy byłam u niej w domu, wieczorem chciałam jechać samochodem do sklepu po coś słodkiego, a ona krzyczała, że przecież mogłam jechać w ciągu dnia i że po co w ogóle jadę o tej godzinie ( samochodem sklep jest ok. 7 min. od domu). Gdy spytała, czy chłopak, który mi się spodobał, się odezwał (nie odezwał się od kilku dni i mieszka w innym kraju) powiedziała, że to dobrze, bo jej zdaniem to bez sensu, bo on nie mieszka w PL. Powiedziałam jej, że nie może sobie nawet wyobrażać, że ma prawo prawić mi tego typu komentarze. Gdy byłam w wakacje sama we Francji nad morzem na kilka dni to zadzwoniła z krzykiem, że dlaczego się tak mało odzywam, że to nie jest normalne, brzmiała agresywnie. Do wielu rzeczy mnie zniechęca, jak proponuję jej wyjście z domu to komentuje "a po co, bez sensu, szkoda marnować czas na dojazd" i woli siedzieć w domu. Generalnie szybko się zniechęca do wszystkiego i męczy mnie jej energia, zauważyłam już dawno, że moja lepsza wersja siebie nie pasuje do niej kompletnie i nie chcę mieć z nią do czynienia. Po prostu, gdy zaczynam podejmować albo planować w głowie kroki, które są odważne, inne, to od razu ona mi się przypomina w głowie i ściąga mnie to w dół, zabiera energię. Nie wiem, jak się od niej skutecznie odseparować emocjonalnie i nawykowo i jak jej wytłumaczyć, że chcę mieć z nią zdecydowanie mniejszy kontakt. Wiem, że z jej strony skończy się to atakiem złości. Są też kwestie, w których mnie wspiera, jednak nie zmienia to faktu, że ma w sobie duży ładunek negatywny i odbija się to kosztem mnie.
Jak odciąć się od toksycznej rodziny: presja, krytyka i niechciane porównania

Jak odciąć się od toksycznej rodziny?

Mam 25 lat, pracuję, studiuję i jestem w pełni samowystarczalna, ale rodzina ma ciągle o coś problem. Zwłaszcza z moimi studiami, przed wyjazdem na studia jedyne co słyszałam od mamy to, że za dwa tygodnie wrócę do domu z brzuchem, teraz na 4 roku studiów uważają je za dziecinne. 

Jak byłam na święta w domu, to dowiedziałam się, że to moja wina, iż mama związała się z alkoholikiem i urodziła mnie, także to moja wina, że jako dziecko chorowałam (teraz moja mama ma takiego samego i dziadkowie uważają go za świetnego kandydata dla swojej córki, ponieważ kupił kwiaty), ciągle wysłuchuję kazań, że inni w moim wieku mają dzieci i męża i tylko ja odstaję (chociaż wiedzą, że na razie nie chcę) i zawsze jest, że przecież nic nie mówię, o co ci chodzi

Różnice w wychowaniu i podejściu do dzieci przeze mnie i męża. Czasem mam dość.
Oboje z mężem mamy inne postrzeganie wychowywania dzieci. Ja staram się dzieci traktować jednakowo i sprawiedliwie , jako że są to małe dzieci 3 i 4 lata, uważam, że to normalne, kiedy się brudzą czy hałasują w trakcie zabawy lub ciężko im usiedzieć w jednym miejscu podczas jedzenia, kiedy oboje są dziećmi tryskającymi energią zdarza się, że 4 latek wstaje w nocy i prosi, by mąż poszedł z nim spać do drugiego pokoju, za moja namową zazwyczaj idzie, jednak często kończy się to krzykiem i płaczem syna, bo dla męża jest to chore, że 4 latek nie potrafi przespać całej nocy sam, jest wobec takich zachowań mało wyrozumiały - hałas i zabawa dzieci jest drażniąca , kiedy się brudzą krzyczy, bo "je jak fleja ". Mam czasem dość tej ciągłej walki , na ogół dzieci są posłuszne bardziej mężowi niż mi, ja staram się rozmawiać, chociaż nie słuchają i to też wprowadza mnie w frustrację, bo chce łagodzić sytuację na tyle, by Mąż nie musiał krzyczeć na nich, ale oni tego nie rozumieją. Czuje się bezradna , Mąż uważa, że jestem zbyt miękka dla nich i dlatego dzieci nie mają do mnie szacunku. A moje poglądy i nastawienie do takiego stylu wychowywania jest dla niego nie do pojęcia, każda rozmowa kończy się wytykaniem sobie na wzajem błędów rodzicielskich... Czasem mam tak dość tego wszystkiego , że mam ochotę odjeść od męża...
Stres i konflikty z powodu przeprowadzki siostry z rodziną do wspólnego mieszkania

Z dnia na dzień czuję coraz większy stres. Matka podjęła decyzję, by siostra z dwójką dzieci i mężem wprowadzili się do naszego małego mieszkania. Będą wręcz wszyscy na kupię bez chwili spokoju z tymi dzieciakami. Jej syn 4-letni potrafi mnie bić. Mam takie zdanie, ponieważ zabrano mi swój pokój, który miałam, nie mam własnego kąta, mało miejsca na swoje rzeczy. Mam wrażenie, że po ich wyprowadzce się odmieni na gorsze. Siostra i szwagier zaczną mnie ustawiać. Są oni, gdy są razem bardzo opryskliwi i chamscy. Matka jeszcze ich broni. Kolejną rzeczą, która mnie martwi jest to, że wszyscy będą zawsze przebywać w jednym pokoju, na głowie sobie, biegające krzyczące dzieci. Mimo, że mając swoje. Siostra jest bardzo nerwowa osoba, robi to już teraz, mam obawy ze będzie próbowała się na mnie wyzywać coraz częściej, rzucać głupie teksty, czuć się lepszą. Matka zawsze pokazywała, że z rodzeństwa to siostra jest jej priorytetem. Jak sobie z tym poradzić? By nie zniszczyli mnie? Tak naprawdę jakby 3 osoby teraz będą przeciwko mnie?

Mąż kradnie pieniądze, kłamie i unika rozmów - co zrobić?
Dzień dobry. Od jakiegoś czasu mąż mnie okłamuje i kradnie pieniądze. Każde z nas pracuje, mamy dziecko. Mąż znika na całe dnie i noce, nie odbiera telefonów, kłamie, kręci, a dziś zauważyłam że zniknęło mi 700 euro z pieniędzy schowanych przed nim w moich ubraniach. Czyli tam też grzebał. Wyparl się, wmawiam że zgubiłam, że jestem roztargniona dopiero jak chwyciłam za telefon i chciałam zgłosić sprawę kradzieży na policji to się przyznal...Wcześniej ukradł 250 euro i wymuszał też przelewy na różne rzeczy: a to na buty, a to na kurtkę, a to szef zapomniał zapłacić za coś i trzeba wylożyć i nic nie kupił. Łącznie ukradł i wymusił ponad 2000 euro w tym miesiącu, a były to pieniądze przeznaczone na cztery miesiące wynajmu mieszkania. Mąż nie chce rozmawiać, każda próba rozmowy kończy się wrzaskiem z jego strony. Wstyd mi się przyznać, że własny mąż kradnie pieniądze przeznaczone na życie i na dziecko i wydaje je na coś o czym pojęcia nie mam. Straciłam zaufanie do niego, ciągle mam wrażenie, że kłamie i mnie oszukuje. Proponowałam mu wizytę u specjalisty, to mi powiedział, że mogę się spakować i odejść w każdej chwili, jak mi się nie podoba. Mam wrażenie, że przez to jak mnie oszukuje i okrada, wszystkie uczucia z mojej strony do niego wyparowały. Jest jeszcze synek, mieszkamy za granicą, ojciec jest obcokrajowcem. I w zasadzie nie mam nikogo bliskiego, komu mogłabym się zwierzyć. Co zrobić w takiej sytuacji?
Rodzina mojego męża nęka nas od dłuższego czasu - co zrobić?
Sprawa dotyczy rodziny mojego męża. Zacznę od początku nasz konflikt trwa od 10 lat. Zaczęło się od nadmiernego kontrolowania, śledziła gdzie jeździmy, z kim jeździmy. Cały czas były awantury o to, że mój mąż (wtedy chłopak) przyjeżdża do mnie. Do tego zabraniała mu spać u mnie(bo co ludzie powiedzą). Zaczęła robić awantury o to, że więcej czasu spędzamy u moich rodziców (po tym jak mnie i moją rodzinę wyzywała i robiła te wszystkie jazdy, nie mieliśmy ochoty spędzać z nią czasu). Później robiła awantury o to, że chcemy razem zamieszkać przed ślubem, następnie o to, że za wcześnie rozdajemy zaproszenia, kolejno o wyjazd nad jezioro. I tak mogłabym pisać godzinami. Generalnie od samego początku robi duże problemy. Do tego wszystkiego teraz dołączyła jej matka (czyli babcia mojego męża)uważają, że mogą po mnie "jechać" obrażać mnie i moją rodzinę, ale ja mam siedzieć cicho, bo one są starsze i należy im się szacunek. Moje zdanie jest takie, że na szacunek trzeba sobie zasłużyć, a one ewidentnie na niego nie zasłużyły(oczywiście nigdy ich nie wyzwałam, jedynie stanowczo postawiłam granice). Razem z moim mężem próbowaliśmy setki razy rozmawiać, jednak spokój trwał góra tydzień, później zaczynało się od nowa.Próbowaliśmy namówić ją na wizytę u psychologa, jednak stwierdziła, że ona problemu nie ma. Przez swoją teściową 3 razy wylądowałam na pogotowiu, a mój mąż ma nerwice. Próbowaliśmy z mężem unikać kontaktów z nimi, zablokowaliśmy ich numery, nie przyjeżdżamy, jednak nasz koszmar wcale się nie skończył. Cały czas nas nękają. Co robić? Nie mamy już sił...
Od ponad 10 lat jestem w związku z rozwodnikiem. Rozwód odbył się z jego winy.
Dzień dobry Od ponad 10 lat jestem w związku z rozwodnikiem. Rozwód odbył się z jego winy. Partner ma dorosłą córkę z poprzedniego związku. Podczas imprez, na których jest jego córka, Partner nie zwraca na mnie uwagi. Ponad tego przypadkiem usłyszałam, jak żalił się córce, że jej mama jest najpiękniejsza i nie ma co jej porównywać do mnie, albo podczas słuchania muzyki dzwoni do córki i mówi, że bardzo się wzruszył i dedykuje tę piosenkę wiadomo komu... Sądzę, że zachowanie mojego partnera prowadzi do tego, że jego córka mnie nie lubi. Co sądzicie o takim zachowaniu?
Rodzina nie akceptuje moich wizyt u psychologa - co zrobić?

Mam problem. 

Umówiłam się do psychologa, bo już nie radzę sobie z sobą. Rodzina nie akceptuje psychologów dla osób dorosłych. 

Rodzina - to mąż, moja mama i tata, z którymi mieszkamy. Uważają, że powinnam sama radzić sobie z problemami, w końcu jestem dorosła i znaleźć powody swojego zachowania i sama to przepracować. Jednak mi się nie udaje i chcę zasięgnąć pomocy, bo widzę, że robi się coraz gorzej. 

Jednak jak gdzieś jadę, to wszyscy mnie się pytają, gdzie jadę i po co, w tym mąż. Nie wiem, co im odpowiadać, najchętniej bym skłamała, że na zakupy, ale zakupy tak długo nie trwają. 

Znów by było na jakie zakupy i gdzie od męża pytania. 

Nie wiem, co w takiej sytuacji zrobić.

Po narodzinach dziecka jest mi bardzo ciężko funkcjonować, płaczę, nie mam siły, chciałabym spać, okaleczałam się. Boję się.
Dzień dobry, od dłuższego czasu (jestem rok po porodzie, bardzo ciężki poród, do dziś samo wspomnienie wywołuje ból psychiczny) nie radzę sobie z emocjami, dziecko często się budzi w nocy a ja wtedy ze zmęczenia płaczę, potrafię uderzyć swoją głową o szafę, uderzać rękami w poduszkę, mam ochotę krzyczeć. Mam dni, że nie mam ochoty nawet wyjść z łóżka, chce mi się tylko płakać, myślę często czy beze mnie nie byłoby wszystkim łatwiej, okaleczałam się również... Czy to depresja? Czy to początki choroby, boje się poprosić o pomoc?
Witam Nie wiem do kogo się zgłosić lub co mam zrobić od 2 lat spotyka mnie wszystko źle 2020 pochowałam ojca i 3 innych członków rodziny a 2021 pochowałam mamę gdzie nie mogę pogodzić się z jej śmiercią. Walczę jedynie dla dzieci. Nie mam nikogo z siostrą mam złe stosunki, wręcz żadnych kontaktów. Żyje w ciągłym strachu i bólu. Nie mam do kogo się zwrócić.
Czy świadomość tego, że w domu nie było tak, jak być powinno daje szansę, że nie będziemy powielać schematów?
Czy świadomość tego, że w domu nie było tak, jak być powinno daje szansę, że nie będziemy powielać schematów i nie będziemy szukać podświadomie środowiska, do którego nasz układ nerwowy się przyzwyczaił? Wydaje mi się, że chęć zmian na "lepsze i zdrowsze" połączone z rozbudowaną świadomością i pracą nad sobą, a tym samym możliwością łapania się na tych "negatywnych" działaniach i schematach są ogromnym krokiem przybliżającym nas do wyzbycia się ich. Co jednak z kwestią podświadomości? Czy mimo naszych szczerych chęci podświadomość i tak może płatać nam figle i dążyć do tych niewłaściwych wzorców?
Samotność i utrata rodziny: Jak poradzić sobie z emocjonalnym bólem i tęsknotą

W moim życiu niedawno zaistniały nowe dowody i napotkałem trudność, która mnie przerasta, utraciłem rodzinę, dom, i pieniądze to trzecie nie jest dla mnie nic nieznaczące i nie ważne, pracuje, by spłacać kredyty, pracuje, by się czymś zająć, pracuje, by kiedyś coś po mnie zostało, ale napotkałem trudność, nie mogę z nią sobie poradzić, nie może mi nikt pomóc, bardzo kochałem swoją żonę i dzieci bardzo kochałem dom, który otrzymałem od dziadków, już ich nie ma, pozostali w mojej pamięci, ten dom po opuszczeniu przez moją żonę i dzieci sprzedałem, a kupiłem mieszkanie z dala od byłej rodziny, byłej żony, by widywać się z dziećmi. Bardzo kochałem dzieci, bardzo kocham swoje najmłodsze dziecko, okazało się, że dom kupili pośrednicy, a pieniądze wyłożył ojciec biologiczny moich dzieci. Dwoje dzieci utraciłem, które są już dorosłe, po wychowaniu usłyszałem, że nie jestem ich ojcem, mam 53 lata dzieci odchodziły co 10 lat, co 10 lat się rodziły, pozostało mi najmłodsze dziecko, nie jestem biologicznym jego ojcem, niedawno się o tym dowiedziałam, to przez opuszczenie domu przez rodzinę szukałem odpowiedzi dlaczego? Dom sprzedałem i nie ma tu oszustwa. Ale ten dom kupiła była rodzina, ciężko przeżyłem utratę dzieci, nie widziałem najmłodszego syna rok, kiedy to po roku byliśmy razem szczęśliwi, wzajemnie nie mogliśmy się doczekać naszych spotkań, zbudowałem cudowną miłość, wiedząc, że nie jestem jego ojcem, będę zawsze, będę zawsze go kochał jak dzieci, które odeszły, te dzieci, które kochałem, z ich strony nasilił się atak na moją osobę, w sposób psychologiczny mówią, że całe życie ich źle traktowałem, źle traktowałem ich matkę, nie chcą utrzymywać ze mną kontaktów, bo jestem psychiczny to ich słowa, więc czym jest moja miłość? 

Jestem jedyną osobą, która może uwiarygodnić, co mi zrobiono. Wiem, że za 8 lat utracę ostatnią osobę moje serce i dziecko, pierw zezwalali, by był ze mną był całe nawet wakacje. 

Graliśmy w gry planszowe, jeździliśmy rowerami po lesie, obydwoje płakaliśmy, jak miał jechać do swojego domu, obecnie albo jest chory, dlatego nie mogę go widzieć lub dostaje wiadomość, że nie może, nie mam nikogo, nie mam rodziny pomimo, że jest duża, to oni mi to zrobili, chodziło o pieniądze, o pieniądze które dla mnie nie były ważne a jedynie potrzebne, przekładałem inne wartości. Poznałem kogoś, byliśmy razem rok czasu, pozwoliło mi to zapomnieć o byłej żonie, byłem bardzo szczęśliwy pomimo tego, co mi się przydarzyło, cudowna kobieta, próbowała naprawić relacje moje, z moją rodziną pomimo tego, co mi zrobiono, ale oni dalej brnęli. Moja dziewczyna zobaczyła, kim jest moja rodzina, wszystko przewidziała, mogłem być z nią lub z synem oddaleni byliśmy aż 300km, jeździłem do niej, jeździłem do syna, widziała, że się męczę, rozstaliśmy się, to ona podjęła tę decyzję. Mówiła, bym zamieszkał u niej, wybrałem widzenia z dzieckiem, z dzieckiem, które nie poszło spać, póki ja nie usnąłem, mam tylko jego, tak bardzo go kocham, że nie daje sobie z tym rady, tak bardzo się boję, że go za 8 lat utracę, wiem, że jak spłacę kredyty, to moja rodzina zaatakuje moje mieszkanie, nie mam komu przepisać mieszkania, skorzysta na tym biologiczny ojciec, ja czuję, że go utracę to zrozumiałe, taką samą miłością darzyłem dwójkę pozostałych dzieci, borykam się z niewyobrażalnym bólem i problemem, co mam zrobić, dokąd uciekać, a nie mogę, stoję w oknie i mam nadzieję, że przyjedzie do mnie najstarszy syn. Samotność to przerażające uczucie, praca jeszcze mi pomaga, ale się męczę, choć jest to praca nie męcząca, bardzo tęsknię za synem i świadomość, że on tęskni za mną, nie daje mi spokoju, nie mogę do niego pisać, bo odpisuje mi ktoś inny, to się po prostu czuję, od czasu do czasu wyślę mi mój syn esemesa i wiem, że to od niego, a są podteksty na przykład, ze pyta się, co ja teraz robię, ja mu na to, że piję kawę i mi odpisuje, pamiętam tę kawę, dobra była. Tak to wygląda, podchodzą do mojej osoby psychologicznie, a ja się coraz bardziej męczę, czuję, że jestem podśmiechiwany, w tych esemesach są podteksty cyt: dobry jestem: Miałem odebrać syna zrobiłem torta, kupiłem nowe gry planszowe, i nie może mi go dać, bo wyczerpałem już swoje widzenie, to przez pracę co trzy tygodnie tak zasadzili, borykam się z wielką niesprawiedliwością i brzemieniem kocham życie i boję się odejść, tak bardzo czuję się oszukany przez życie, tak bardzo po aż 3 latach nie wierzę w to, co mnie spotkało, zasypiam i chce się obudzić, że to był tylko koszmar, obudzę się w moim byłym domu, a mój najmłodszy syn będzie patrzał się na mnie i czekał, kiedy wstanę. Nie uważam, że przechodzę kryzys, ja tęsknię, tęsknię za rodziną, która mi została odebrana, ciężko mi iść dalej samotnie nikomu nie życzę tego, co mi wyrządzono, tęsknię za dziećmi, zapomniałem już o byłej żonie, wystarczył rok z kochającą osobą, która mi udzieliła krótkiego wsparcia, tęsknię też za nią, ja chcę się obudzić :)

Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja.
Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja. Drugi synek zdrowy 6 miesięcy. Z partnerem byliśmy razem 9 lat. Pomimo jakichś sprzeczek byłam pewna, że jesteśmy dla niego ważni, że nas kocha, okazało się inaczej. Zaplanował skrzywdzenie nas w każdy możliwy sposób. Pominę już sprawy finansowe, ale zaplanował odejście do ostatniej chwili, ziemię zapisał tylko na siebie, działkę, udawał partnera, dopinając wszystko na ostatni guzik, wspólne oszczędności wydał na notariusza i geodetę, a potem wyprowadził się. Póki nie dowiedziałam się o zdradach, wmawiał mi, że to tylko kryzys, separacja, ale jak włamałam się na konta, to okazało się, że zdradzał mnie od 3 lat z paniami za kasę i randkował itp. W sumie wiedział, że mnie nie kocha, a zrobił mi 2 dziecko, nigdy nie chciał bym się zabezpieczała. Jak powiedziałam, że myślałam, że jesteśmy szczęśliwi, to powiedział mi, że mi się wydawało :/ nie odszedł wcześniej, bo nie miał gdzie, czekał dopóki inna dupa nie przygarnie go pod swój dach, zabierając wszystko, poszedł. Dzieci dzwoni, pyta się jak tam i jak mu się zachce, to weźmie je na godzinę na spacer czy 2 max :(. .. Zostawił mnie ze wszystkim samą, nie mogę pracować, bo jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym, starszy syn czeka na operację, rehabilitacje, lekarze, teraz pójdzie do 1 klasy, do tego 2 maluszek, który potrzebuje teraz najwięcej uwagi... Kocham ich nad życie, będę starać się być najlepszą mamą na świecie. Ale prywatnie czuje się jak szmaciana lalka wyjebana ze starości, młoda nie jestem, duży ciężar, bo 2 dzieci, brak czasu dla siebie, nie mogę nawet pracować. Całe moje życie legło w gruzach, nie mam pojęcia jak mam ruszyć dalej, to tak bardzo boli. A ten jeszcze wybrał sobie nową partnerkę z dzieckiem prawie w wieku naszego niepełnosprawnego synka... Moje serce rozjebało się, przy dzieciach oczywiście wszystko robię, ogarniam, nakładam na siebie jak najwięcej obowiązków, bo jak tylko zwalniam to wyje, wyje i wyje.... mam wrażenie, że mam niekończące się łzy, na dodatek gdzieś mi zależy, by dzieci miały ojca, a on tylko każe dostosowywać się do niego, odzywa się tylko wtedy gdy jemu pasuje i resztę ma w dupie. Nie interesują go rehabilitacje dziecka, w weekendy sobie gdzieś jeździ albo idzie na fuchy, a swoich synów ma gdzieś... poza wykonywanymi telefonami to jakoś nie angażuje się w ich życiu, nie pomaga, przychodzi zawsze z pustą ręką :( ... A jak nie chce się zgodzić na jego datę to mi gada, że utrudniam mu kontakt z dziećmi ... Jak mam dojść do siebie, czasem myślę, że lepiej by było, gdyby całkiem zniknął i nie utrudniał mi wychowywania synów. Potrafi przez 10 dni wcale się nie pokazać, a potem jak gdyby nigdy nic przyjść i wyciągać starszego syna na spacer. Syn do niego sam nie dzwoni za często, na co dzień nie pyta nawet o tatę, ale są momenty, że przyjdzie i mówi mi, że jest zły, bo go nie odwiedza... Nie wiem, co mam robić, syn pod opieką psychologa, bo jestem tak zła, że sama bym chętnie wytłumaczyła synowi, że naprawdę go tata porzucił, ale to jeszcze małe dziecko, ale mam wrażenie, że okłamuje własnego syna i wybielam przy tym pseudo tatusia, bo zawsze go usprawiedliwiam przed synem tłumacze, a znam prawdę i to też boli mnie, że ja mam świadomość, co się dzieje... Jak mam podejść do sprawy, by nie skrzywdzić własnych dzieci, ale też ja chce poczuć się lepiej ? Mam rodzinę, przyjaciół, ale też nie chce ciągle być w towarzystwie, bo czuję, że wszyscy się martwią, współczują, a ja muszę nauczyć się przebywać sama ze sobą... zawsze dbałam o dom, dzieci i partnera, ich szczęście potrzeby były zawsze ważniejsze od moich... Teraz tłumaczę sobie, że skupie się na dzieciach, wychowaniu, a może za kilka lat szczęście się do mnie uśmiechnie, ale na tę chwilę czuje się jak wrak, który okłamuje wszystkich dookoła, że jest dobrze, bo niby lepiej, że się dowiedziałam i że nie żyje w kłamstwie, ale po 9 latach nie umiem się od tak odkochać i nadal cierpię, nie potrafię zapomnieć, mam koszmary, nie jem, mało śpię, w towarzystwie uśmiechnięta, przy dzieciach również, ale jak idą spać, to każda maska opada i czuję się bezbronna, poniżona, słaba, każdy chociaż ma jakąś pracę odskocznię pasję, a ja poczułam, że kilka lat będę stać w miejscu, że moim jedynym ważnym celem jest zdrowie syna i wychowywanie ich i nie widzę nic dalej :(
Jak zachęcić dorosłego do pójścia do lekarza? Choroba wydaje się być niebezpieczna dla jego zdrowia, ale on kategorycznie odmawia.
Co zrobić, jeżeli dorosły człowiek nie chce pójść się leczyć? Dolegliwości, które wykazuje moim zdaniem wymagają szybkiego rozpoznania, aby wykluczyć chorobę niebezpieczną dla życia, utrudniają też codziennie życie. Argumenty przeciw są takie: nie mam czasu, lekarze mi nigdy nie pomogli, już kiedyś byłem ( 20 lat temu) i nic konstruktywnego z tego nie wyszło... Dodam jeszcze, że we wszystkich rozmowach, które prowadzimy nie ma takiego argumentu, który został by wzięty pod uwagę, trafiłby. Obawiam się, że coś takiego jak racjonalny argument "za" w ogóle w tym przypadku nie istnieje.. Jeżeli on uważa inaczej to reszta nie ma znaczenia.
Matka po operacji oczekuje pomocy od córki, nie od specjalistycznej pomocy. Dodatkowo, mama może robić postępy wg lekarza, ale nie chce.
Witam Co począć z nie chcacą zacząć chodzić mamą po operacji, ( jest opinia, że może )wysługującą się ewidentnie swoją córką, która mieszka ponad 100 km dalej . Przyjeżdża dwa razy w miesiącu. Matce targa siaty z jedzeniem, wynosi tony pieluch ,bo matulka woli używać pieluch niż iść do WC, bo przecież nie umie. Matka woli córkę od kogokolwiek, a ona zaczyna odczuwać coś w rodzaju złośliwości lub chęci wykorzystania , gdzie też motywacja córki spadła do tego, widząc wygodnictwo matki i niechęci do zrobienia jakiegokolwiek postępu. Matka ta w ogóle nie potrafi zrozumieć, że sprawia córce przykrość, zniechęca ja do wszystkiego i że tak latami być nie może. A obcej pomocy sobie matka nie życzy, bo ma córę. Otóż ta córka zdecydowała się iść do opieki społecznej po pomoc w opiece, no skoro nie ma postępu to robota jest dla specjalisty. Czy to nie zakrawa na jakąś parodię ze strony tej matki?