
Czy zdarza Ci się po wejściu do domu odruchowo włączać telewizor lub radio, nawet jeśli nie zamierzasz go naprawdę oglądać czy słuchać? Czy cisza w mieszkaniu sprawia, że czujesz się nieswojo lub niespokojnie? Lęk przed ciszą to zjawisko, które dotyka wiele osób w codziennym życiu. Współczesna rzeczywistość przyzwyczaiła nas do stałego szumu informacyjnego i dźwiękowego - od porannych wiadomości w tle, przez muzykę podczas jazdy samochodem, po seriale „mruczące” z telewizora wieczorem. Gdy tego zgiełku zabraknie, pojawia się dyskomfort. Niektórzy mówią wprost: „Boję się ciszy”. W efekcie instynktownie szukają bodźców dźwiękowych, by wypełnić pozorną pustkę.
W niniejszym artykule przyjrzymy się głębiej temu zjawisku z perspektywy psychologicznej i terapeutycznej. Zbadamy, dlaczego cisza bywa tak trudna do zniesienia i jak zwyczaj uciekania w hałas służy unikaniu konfrontacji z samym sobą. Omówimy też, jak ciało i układ nerwowy reagują na ciszę, jakie doświadczenia z dzieciństwa mogą leżeć u podłoża lęku przed brakiem dźwięku oraz jak cisza wiąże się z naszą historią emocjonalną zapisaną w ciele. Wreszcie zastanowimy się, jak można oswoić ciszę i wykorzystać ją w procesie samopoznania oraz ukojenia wewnętrznego niepokoju.
Większość z nas nawet nie zauważa, jak często zagłusza ciszę w ciągu dnia. Włączamy muzykę lub telewizor podczas sprzątania, gotowania, zasypiania, a nawet w trakcie kąpieli. Gdy jedziemy autem, radio gra niemal automatycznie. W biurze czy w sklepie w tle sączy się muzyka. Spotkania towarzyskie również rzadko odbywają się w ciszy - prędzej podejmiemy banalną rozmowę o pogodzie w windzie, niż pozwolimy zapadnąć pełnemu milczeniu. Takie zachowania stały się normą do tego stopnia, że cisza wydaje się nienaturalna. Gdy tylko robi się zbyt cicho, wiele osób odruchowo czuje potrzebę „dodania dźwięku”, byle przerwać milczenie.
Z psychologicznego punktu widzenia ciągłe wypełnianie przestrzeni hałasem jest strategią unikania. Hałas zewnętrzny pomaga nam uciec od tego, co dzieje się w naszym wnętrzu. Telewizor czy muzyka działają jak zasłona dymna, odciągają uwagę od myśli, emocji i doznań płynących z ciała. Cisza natomiast oznacza brak rozpraszaczy - pozostajemy sami ze sobą, ze swoim wewnętrznym głosem. Dla wielu osób bywa to niekomfortowe, a nawet przytłaczające. Hałas staje się ucieczką od tego dyskomfortu.
Co ważne, nie chodzi tylko o hałas dosłowny. Część osób unika ciszy poprzez nieustanną aktywność - scrollowanie telefonu, oglądanie filmików, rozmowy przez komunikatory. Wszystko, byle nie zostać w całkowitej ciszy i bezczynności. Można powiedzieć, że współczesne społeczeństwo wpoiło nam przekonanie: lepiej być zajętym i stymulowanym niż pogrążyć się w ciszy. Rzeczywiście, od najmłodszych lat wielu z nas miało w domu stale grający telewizor „w tle”. Naturalne więc, że dorastamy nie przywykłszy do ciszy - wydaje się ona obca, a nawet podejrzana. Jak wykazały badania z udziałem młodych dorosłych, potrzeba ciągłego tła dźwiękowego to zachowanie wyuczone, przekazywane często z pokolenia na pokolenie. Jeśli od zawsze towarzyszył nam szum informacyjny, trudno się dziwić, że kiedy go zabraknie, czujemy niepokój.
Dlaczego właściwie boimy się ciszy? Jednym z najczęstszych powodów jest fakt, że w ciszy zostajemy skonfrontowani z samymi sobą. Głośne otoczenie pozwala zagłuszyć myśli i uczucia, które drzemią pod powierzchnią. Kiedy milkną wszystkie zewnętrzne dźwięki, nagle wyraźniej słychać „wewnętrzny hałas”: nasze wspomnienia, zmartwienia, lęki, pragnienia. To, co na co dzień odpychamy od świadomości, w ciszy może wypłynąć na wierzch.
Osoby unikające ciszy często unikają tak naprawdę kontaktu ze sobą. Jak ujęła to jedna z psycholożek: „Unikasz ciszy, ponieważ unikasz siebie”. W głębokiej ciszy możemy poczuć emocje, które były tłumione - smutek, żal, złość, samotność, lęk. Cisza bywa przerażająca, bo nie da się przed nimi uciec. Nagle słyszymy własny wewnętrzny głos, który domaga się uwagi. To może być głos krytyczny, przypominający o rzeczach, które nas bolą lub przeciwnie, głos autentycznych potrzeb, które dotąd zagłuszaliśmy.
Niektórzy z nas w ciszy odczuwają pustkę lub osamotnienie. Gdy brak bodźców, pojawia się myśl: „Jestem sam ze sobą i co teraz?”. Jeśli nie znamy dobrze siebie, może to wywołać lęk. Nagle musimy zmierzyć się z tym, kim jesteśmy bez wszystkich zewnętrznych „dodatków” definiujących nasz dzień. Osoba nieprzyzwyczajona do introspekcji poczuje niepewność: kim jestem, kiedy nic się nie dzieje? To bywa niewygodne, dlatego instynktownie wracamy do tego, co znane - dźwięków, rozmów, czynności odrywających uwagę od tych pytań.
Co więcej, społeczne postrzeganie ciszy często jest negatywne. Milczenie w towarzystwie określa się jako krępujące. Wiele osób sądzi, że jeśli ktoś milczy, to „coś jest nie tak” - może jest obrażony, smutny albo nas ocenia. Cisza stała się tabu, kojarzy się z pustką i niezręcznością. Nic dziwnego, że boimy się, iż „w ciszy skrywa się coś negatywnego”. Ten głęboko zakorzeniony pogląd sprawia, że odruchowo staramy się zapełnić ciszę słowami lub dźwiękami. W praktyce tworzy się błędne koło: im bardziej unikamy ciszy, tym bardziej jawi się ona jako coś przerażającego i nieznanego, a im bardziej się boimy, tym mocniej uciekamy w hałas.
Cisza to doświadczenie nie tylko psychiczne, ale i somatyczne. Wielu ludzi odczuwa ją dosłownie w ciele. Zaskakujące, jak silne mogą być reakcje organizmu na brak dźwięku. Osoby przyzwyczajone do stałej stymulacji często opisują, że w ciszy „coś ich nosi” - pojawia się wewnętrzny niepokój, trudny do zdefiniowania lęk, napięcie mięśni. Bywa, że w cichym otoczeniu zaczynamy nagle słyszeć bicie własnego serca czy pulsowanie krwi w uszach. Dla kogoś zestresowanego takie wrażenia mogą być nieprzyjemne - zwracają uwagę na pobudzenie ciała, co może nasilać lęk („Czy ze mną wszystko w porządku, skoro serce tak mocno bije?”).
Z fizjologicznego punktu widzenia ciągły hałas i bodźce mogą uzależniać organizm od podwyższonego poziomu pobudzenia. Gdy nastaje cisza, ciało nagle nie dostaje zwykłej dawki stymulacji i nie wie, co zrobić. Układ nerwowy, szczególnie gdy jest przeciążony stresem, może interpretować ciszę jako sygnał zagrożenia, zamiast spokoju. Włącza się reakcja „czujności” - skoro nic nie słychać, coś musi być nie tak. U naszych przodków w naturze często faktycznie cisza oznaczała zbliżające się niebezpieczeństwo (zwierzęta zamierają, gdy wyczuwają drapieżnika). Dziś już nie musimy nasłuchiwać tygrysa w krzakach, ale nasze ciała wciąż mogą reagować na nagłe wyciszenie podobnym napięciem.
Warto zauważyć, że przewlekły hałas wpływa na fizjologię stresu. Życie w wysokim poziomie hałasu podnosi poziom hormonów stresu, takich jak kortyzol. Nasze organizmy adaptują się do nieustannego szumu, lecz przypłacają to ciągłym napięciem. Kiedy wreszcie robi się cicho, paradoksalnie może to być dla ciała szok - próbując wrócić do równowagi, wytwarza niepokój, by ponownie „coś się działo”. Nadaktywny układ nerwowy nie potrafi od razu przełączyć się w tryb odpoczynku i regeneracji, bo zatracił umiejętność głębokiego wyciszenia. Zamiast ulgi, cisza początkowo przynosi wzrost odczuwalnych oznak stresu: np. uczucie ścisku w żołądku, trudności ze wzięciem pełnego oddechu, mrowienie.
Mechanizm ten można wytłumaczyć również przez teorię poliwagalną, która opisuje, jak nasz układ nerwowy reaguje na poczucie bezpieczeństwa lub zagrożenia. Kiedy czujemy się bezpiecznie, aktywuje się tzw. układ zaangażowania społecznego - jesteśmy zrelaksowani, a jednocześnie w kontakcie (np. słuchamy spokojnego głosu bliskiej osoby czy kojącej muzyki). Absolutna cisza może być nietypowym bodźcem, dla osób zmagających się z lękiem brak sygnałów bywa odczytany jako „uważaj!”. Zamiast stanu spokoju, ciało może przeskoczyć w tryb walki/ucieczki (wzrost tętna, czujność) albo wręcz odrętwienia. Co ciekawe, niektórzy instynktownie regulują swój układ nerwowy dźwiękiem: włączają ulubioną muzykę, by poprawić sobie nastrój, zasypiają przy szumie, by uspokoić ciało. Dźwięk, zwłaszcza rytmiczny, przewidywalny potrafi koić. Brak dźwięku z kolei obnaża pełnię doznań z ciała, które wcześniej tonęły w tle. Jeśli w ciele są zablokowane emocje lub napięcia, cisza sprawi, że staną się bardziej wyczuwalne.
Aby naprawdę zrozumieć, skąd bierze się nasz dyskomfort w ciszy, warto cofnąć się do przeszłości - często aż do dzieciństwa. Mechanizmy przetrwania, których nauczyliśmy się jako dzieci, rzutują na nasze dorosłe reakcje. Lęk przed ciszą nie jest tu wyjątkiem. U wielu osób korzenie tego lęku tkwią w doświadczeniach z domu rodzinnego.
Przykładem może być tzw. karanie ciszą. Niektórzy rodzice czy opiekunowie stosują milczenie jako formę kary emocjonalnej wobec dziecka (“za karę nie odezwę się do ciebie”). Dla dziecka brak reakcji ze strony bliskiej osoby jest niezwykle bolesny - maluch odbiera to jako odrzucenie i zagrożenie dla relacji. Jeżeli w dzieciństwie wielokrotnie doświadczaliśmy takiego milczenia, mogliśmy podświadomie powiązać ciszę z poczuciem winy, wstydu i strachu. W dorosłości cisza może automatycznie uruchamiać tamten dawny lęk: “Zrobiłem coś złego, zostanę ukarany, ktoś mnie odrzuca”.
Innym dziecięcym doświadczeniem jest cisza jako zapowiedź czegoś złego. W niektórych rodzinach przed wybuchem konfliktu czy agresji zapadała grobowa cisza, np. rodzice przestawali ze sobą rozmawiać tuż przed gwałtowną awanturą. Dziecko uczy się wtedy, że cisza oznacza napięcie przed burzą. Brak dźwięków nie kojarzy się z ulgą, tylko z narastającym niebezpieczeństwem. W życiu dorosłym taka osoba może czuć niewytłumaczalny niepokój, gdy wokół jest zbyt cicho, jakby podświadomie oczekiwała zaraz jakiegoś nieszczęścia.
Nie można pominąć także wątku samotności i zaniedbania emocjonalnego. Dzieci pozostawione same sobie godzinami w ciszy, na przykład w pustym domu, mogą odczuwać głęboki lęk i osamotnienie. Małe dziecko naturalnie potrzebuje bodźców i interakcji z opiekunem; długotrwała cisza i brak uwagi mogą być wręcz traumatyczne. Takie doświadczenie uczy, że cisza równa się byciu opuszczonym. Dorosły, który kiedyś jako dziecko płakał w cichym pokoju, bo nikt do niego nie przychodził, może dziś podświadomie unikać ciszy, by nie poczuć znów tamtej przerażającej samotności. Zamiast tego włącza telewizor, radio, cokolwiek, byle mieć wrażenie czyjejś obecności.
W kontekście dziecięcych mechanizmów przetrwania warto wspomnieć, że dzieci radzą sobie, jak potrafią. Jeśli cisza była dla nas groźna, mogliśmy wykształcić sposoby radzenia sobie: np. mówienie do siebie, nucenie pod nosem, wymyślanie historii w głowie, byle zagłuszyć milczenie. Te strategie mogły dać poczucie bezpieczeństwa wtedy, ale w dorosłości stają się nieuświadomionym nawykiem. Zawsze coś musi „grać”, bo inaczej czujemy niepokój. To niejako echo tamtych dawnych emocji, które nadal w nas żyje, dopóki go nie rozpoznamy i nie przepracujemy.
Wiele naszych przekonań na temat ciszy zostało nam wręcz wpojonych przez dorosłych. Jeżeli ważne osoby w naszym dzieciństwie same bały się ciszy, stale wypełniały dom dźwiękami lub powtarzały, że milczenie jest złe (np. traktując je jak afront: „Nie milcz, gdy do ciebie mówię!”), przyjęliśmy ich punkt widzenia jako własny. Czasem dopiero w terapii odkrywamy, że nasz lęk przed ciszą to „obcy program”, schemat odziedziczony po kimś, kto nie radził sobie z własnymi emocjami i przekazał nam swój niepokój. Świadomość tego faktu bywa pierwszym krokiem do zmiany, skoro to tylko program z przeszłości, można go przeprogramować.
Cisza ma jeszcze jeden ważny aspekt: umożliwia nawiązanie kontaktu z ciałem i z emocjonalną pamięcią, którą w sobie nosimy. W gwarze codzienności łatwo zagłuszyć sygnały płynące z organizmu. Natomiast kiedy robi się cicho, zaczynamy lepiej odczuwać siebie, nie tylko mentalnie, ale też fizycznie. Może to oznaczać, że uświadamiamy sobie różne odczucia: napięcie karku, ucisk w klatce piersiowej, gulę w gardle, ciężar w brzuchu. Te doznania często są powiązane z emocjami i wspomnieniami.
Ciało przechowuje ślady naszej przeszłości, szczególnie traumy i trudne doświadczenia zostawiają w nim trwały ślad (choćby w postaci chronicznego napięcia mięśni czy nadwrażliwości na bodźce). W hałaśliwym, zabieganym życiu zwykle nie mamy czasu ani warunków, by się w te sygnały wsłuchać. Jednak cisza i spokój mogą wydobyć je na powierzchnię. Dla przykładu: osoba, która doznała kiedyś silnego odrzucenia emocjonalnego, może na co dzień tłumić ból z tym związany, ale w ciszy nagle poczuje przeszywające uczucie pustki w okolicy serca. Ktoś inny, po latach funkcjonowania w stresie, w ciszy zauważy, że całe jego ciało jest jakby w stanie gotowości, serce bije szybko, oddech jest płytki, co odzwierciedla długo tłumiony lęk.
Takie doświadczenia bywają trudne, dlatego unikamy ciszy, chronimy się przed zalewem dawno stłumionych emocji. W psychoterapii często obserwuje się, że chwile milczenia mogą być dla pacjenta najcięższe, bo właśnie wtedy pojawiają się uczucia, o których wolałby nie mówić lub nawet ich nie czuć. Jednak jednocześnie to właśnie dzięki ciszy dokonuje się ważna część procesu terapeutycznego. Gdy przestajemy uciekać od siebie, dajemy szansę, by ukryte traumy i uczucia zostały zauważone i uznane. Choć początkowo konfrontacja z nimi przynosi lęk czy ból, jest konieczna, by mogło dojść do ukojenia i uzdrowienia.
Milczenie sprzyja też wsłuchaniu się w potrzeby ciała tu i teraz. Kiedy nic nie zagłusza naszych zmysłów, możemy świadomie poczuć np. zmęczenie i zrozumieć, że potrzebujemy odpoczynku, albo dostrzec, że jesteśmy głodni, choć podczas pracy zagapieni w ekran tego nie czuliśmy. Cisza to przestrzeń, w której prawda organizmu dochodzi do głosu. Jeśli przez lata ją ignorowaliśmy, np. zaciskaliśmy zęby mimo stresu, nie wczuwaliśmy się w emocje, to nic dziwnego, że boimy się tego, co możemy usłyszeć od własnego ciała. Często boimy się odkryć skalę swojego napięcia czy smutku. Jednak właśnie uznanie tych odczuć jest kluczowe, by móc stopniowo je uwalniać.
Można powiedzieć, że cisza łączy nas z naszym doświadczeniem emocjonalnym zapisanym w ciele. Jest jak lustro, w którym odbija się nasza przeszłość, to co, przeżyliśmy i co w sobie nosimy. Jeśli w ciszy czujemy lęk, pustkę czy ból, to nie cisza je tworzy, a jedynie ujawnia to, co już w nas było. Zrozumienie tej zależności może pomóc podejść do ciszy inaczej: nie jak do wroga, lecz jak do informacji. Ciało przemawia, gdy świat milknie i mówi nam o rzeczach ważnych, dopominających się naszej uwagi.
Skoro jednak cisza bywa tak trudna, jak zrobić pierwszy krok, by się z nią zaprzyjaźnić? Przede wszystkim warto uświadomić sobie, że problemem nie jest sama cisza, lecz nasze skojarzenia i lęki z nią związane. Cisza jako taka jest naturalnym stanem, to my nadajemy jej znaczenie (pozytywne lub negatywne) w zależności od doświadczeń. Możemy spróbować przekształcić relację z ciszą, stopniowo odnajdując w niej coś innego niż dotychczas, nie pustkę czy zagrożenie, a spokój, ulgę, wytchnienie.
W praktyce pomocne bywa stopniowe oswajanie ciszy. Jeśli ciągle żyjemy w hałasie, rzucenie się od razu na godzinę medytacji w całkowitym milczeniu może być zbyt dużym wyzwaniem, ciało i psyche mogą zareagować niepokojem. Zamiast tego można zacząć od małych kroków. Na przykład: wyłączyć telewizor podczas jedzenia posiłku w pojedynkę i spróbować zjeść w ciszy, skupiając się na smaku potraw. Albo wyjść na krótki spacer bez słuchawek i telefonu, pozwalając, by towarzyszyły nam tylko odgłosy otoczenia (albo i one ograniczyły się do szumu wiatru). Początkowo mogą pojawić się automatyczne myśli: „Cisza - szybko, włącz coś, bo zwariuję!”. Jeśli jednak wytrwamy parę minut, uczucie dyskomfortu często zacznie opadać. Układ nerwowy uczy się, że cisza nie jest śmiertelnym wrogiem, że nic złego się nie dzieje. Takie kontrolowane „dawki” ciszy z czasem zwiększają naszą tolerancję na brak bodźców.
W psychoterapii i rozwoju osobistym cisza pełni ważną funkcję. Techniki uważności (mindfulness) czy medytacji wprost zachęcają do przebywania w ciszy - zarówno zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Regularne praktykowanie nawet krótkich okresów ciszy może obniżyć poziom lęku i stresu w organizmie. Milczenie daje umysłowi i ciału szansę na regenerację. To tak, jakbyśmy przeciążony system nerwowy przełączyli na chwilę z trybu ciągłej stymulacji na tryb odpoczynku, początkowo może „nie wiedzieć, co ze sobą zrobić”, ale z czasem zaczyna naprawiać szkody wyrządzone nadmiarem bodźców.
Co więcej, gdy stopniowo zmieniamy naszą interpretację ciszy, może ona stać się sprzymierzeńcem w radzeniu sobie z emocjami. Zamiast uciekać przed trudnym uczuciem poprzez zagłuszanie go, możemy w ciszy pozwolić sobie je odczuć i przeżyć bez oceny. Wielu terapeutów podkreśla, że dopiero w takim milczącym „byciu z emocją” dokonuje się jej przetworzenie - smutek może przerodzić się w ukojenie, złość może odsłonić swą przyczynę, lęk może stopniowo ustąpić, gdy naprawdę go doświadczymy i zobaczymy, że nas nie zniszczy.
Oczywiście, jeśli lęk przed ciszą ma głębokie korzenie w traumie czy zaburzeniach lękowych, proces oswajania go bywa trudny i warto wtedy skorzystać ze wsparcia psychoterapeuty. W bezpiecznej relacji terapeutycznej cisza może być stopniowo wprowadzana i analizowana:
Co się we mnie dzieje, gdy zapada milczenie?
Jakie myśli i obrazy się pojawiają?
Czyj głos słyszę we własnej głowie, może krytycznego rodzica z przeszłości?
Jak reaguje moje ciało, czy spinam się, zamieram, a może mam ochotę uciec?
Wspólne przyjrzenie się tym reakcjom pozwala odkryć znaczenie, jakie cisza ma dla danej osoby. Często udaje się wtedy odczarować pewne przekonania. Na przykład ktoś może uświadomić sobie: „Cisza zawsze kojarzyła mi się, z tym że zaraz wydarzy się coś złego, ale to było kiedyś, teraz jestem dorosły i bezpieczny w swoim domu, nic mi nie grozi, mogę pobyć w ciszy, a zagrożenie istnieje tylko we wspomnieniu”.
Warto podkreślić, że cisza sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła, jej wartość zależy od kontekstu i od tego, co z nią zrobimy. Po przezwyciężeniu początkowego lęku wielu ludzi odkrywa, że cisza może być wręcz błogosławieństwem. To w ciszy odbywają się często najpiękniejsze momenty naszego życia, chwile zadumy, kontemplacji natury, przeżywania bliskości z ukochaną osobą, modlitwy czy głębokiego relaksu. Gdy naprawdę czujemy się z kimś dobrze, potrafimy razem milczeć bez skrępowania i jest to oznaka pełnego komfortu i zaufania. Kiedy doświadczamy zachwytu (nad pięknem przyrody, dziełem sztuki), zazwyczaj milkną nam słowa, cisza staje się wtedy nośnikiem najgłębszych uczuć, pozwala je w pełni poczuć.
Jeśli całe życie baliśmy się ciszy, takie pozytywne doświadczanie jej może być rewolucją. Nagle okazuje się, że w ciszy nie czyhają demony, lecz przeciwnie - może ona przynieść ukojenie i poczucie wolności. Cisza daje nam okazję, by naprawdę być, bez konieczności reagowania na bodźce, spełniania czyichś oczekiwań czy nieustannego działania. W ciszy możemy złapać kontakt z tym, co w nas żywe i autentyczne. Z tego powodu praktyka regularnego znajdowania chwili ciszy w ciągu dnia bywa nazywana formą higieny psychicznej - tak jak ciało potrzebuje snu, tak nasz umysł potrzebuje momentów bez bombardowania informacjami, by się zregenerować.
Oczywiście, życie we współczesnym świecie nie pozwala nam trwać w ciszy przez cały czas i nie o to chodzi. Chodzi o zachowanie równowagi między bodźcami a wyciszeniem. Hałas i stymulacja same w sobie nie są złe, potrafią być źródłem radości, ekscytacji, energii. Problem pojawia się, gdy nie mamy od nich wytchnienia, lub gdy używamy ich kompulsywnie do unikania ważnych sygnałów z naszego wnętrza. Podobnie cisza jest zbawienna w odpowiednich dawkach, ale człowiek jest istotą społeczną i całkowita izolacja dźwiękowa na dłuższą metę również nie jest wskazana. Zdrowa regulacja polega na tym, by umieć skorzystać z ciszy wtedy, gdy jej potrzebujemy, ale też cieszyć się dźwiękami, kiedy to dla nas dobre - a nie być ich niewolnikiem.
Atlas, G. (2023). Emocjonalne dziedzictwo: Terapeutka, pacjenci i spuścizna traumy. Warszawa: Czarna Owca.
Kagge, E. (2017). Cisza. Opowieść o tym, dlaczego straciliśmy umiejętność przebywania w ciszy i jak ją odzyskać. Warszawa: Muza.
Komentarze (0)