Jestem ojcem 16-letniego syna. Rodzice jego dziewczyny przekraczają granice. Czy to norma zachowania?
D

Anna Gwoździewicz
Witam, w przypadku związków romantycznych nastolatków ciężko mówić o jakichś „normach zachowania”, ponieważ to czas poznawania i budowania swojej tożsamości. I nie, nie jesteście Państwo z żoną „dziwni”, to naturalne, że się obawiacie o swojego syna i jego związek. Zaangażowanie rodziców w życie dzieci może być oznaką troski, jednak ważne, aby było ono zrównoważone i dostosowane do potrzeb młodych ludzi, którzy są w procesie stawania się niezależnymi.
Naturalnością jest, że rodzice nastolatki także się o nią martwią i chcą bliżej poznać jej chłopaka. Możliwe, że chcąc zapewnić najlepsze warunki dla swojej córki i jej związku, nieświadomie przekraczają granice, które powinny istnieć między rodzicami a ich dziećmi w tym okresie życia? To prawda, że dla wielu nastolatków rodzice w tym okresie schodzą niejako na dalszy plan, a to rówieśnicy i pierwsze miłości są na pierwszym miejscu. Jednak nadal rodzice są ważni dla młodych ludzi i szczególnie potrzebują ich wsparcia w trudnym okresie dorastania. Możliwe także, że rodzice dziewczyny mają inną filozofię dotyczącą zaangażowania w życie swoich dzieci, co może być trudne do zaakceptowania przez innych rodziców. Nie jest to jednak niekoniecznie "norma" – różne rodziny mają różne podejścia do wychowania i granic.
Najważniejsze jest jednak poznać potrzeby syna i jego dziewczyny. Ważne, abyście mieli Państwo otwarty dialog ze swoim synem na temat tej sytuacji, aby zrozumieć jego punkt widzenia i uczucia, a nie omawiać sprawy za jego plecami z rodzicami jego dziewczyny. Czy chłopak czuje się komfortowo z tym poziomem zaangażowania rodziców swojej dziewczyny? Jeśli mu to nie przeszkadza, to jest to jego decyzja i nikt nie powinien w to ingerować. A może czuje się on zobowiązany do uczestnictwa w tych aktywnościach, aby nie „podpaść” rodzicom ukochanej i aby nie utrudniali mu kontaktów z nią? Wtedy jest to na pewno nieodpowiednie podejście i syn z dziewczyną powinien sam przeprowadzić taką rozmowę z „teściami”. A może syn w taki sposób wspiera ukochaną w odbudowywaniu relacji z rodzicami, bo wie, że dziewczyna czuje się bardziej komfortowo lub jest bardziej otwarta wobec rodziców, gdy jest w jego towarzystwie? A może nieświadomie Państwo są zazdrośni o tak dobre relacje syna z „teściami”? Może warto byłoby zorganizować jakieś wspólne spotkanie, aby bliżej poznać dziewczynę syna i też tworzyć okazję do spędzania z nimi czasu? Hipotez może być wiele, ale nie poznamy ich bez rozmowy z samymi zainteresowanymi.
Natomiast co do rozmowy z synem, pomocne mogą być poniższe zwroty:
- Hej, mam chwilę, żeby porozmawiać o czymś ważnym. Zauważyłem, że spędzasz sporo czasu z rodzicami Twojej dziewczyny i chciałbym wiedzieć, jak się z tym czujesz.
- Czy kiedykolwiek czujesz, że to trochę za dużo? Chodzi mi o to, czy masz wystarczająco przestrzeni dla siebie i dziewczyny, aby poznawać się bez ciągłej obecności dorosłych?
- Rozumiem, że to ważne, żebyście mieli też swój własny czas. Porozmawiałem ostatnio z jej ojcem na ten temat, ale nie jestem pewien, czy dobrze to zrozumiał. Myślisz, że warto, abyśmy razem jeszcze raz porozmawiali z nimi o tym, jak ważna jest dla Was przestrzeń?
- Ważne jest, abyś wiedział, że zawsze możesz ze mną o tym rozmawiać.
A synowi w rozmowie z rodzicami dziewczyny (jeśli rzeczywiście kontakty z „teściami” są dla niego zbyt częste) mogą się przydać następujące zwroty, a Pan również może go wspomóc w takiej rozmowie:
- Chciałem porozmawiać z Wami o czymś, co jest dla mnie ważne. Bardzo doceniam, jak bardzo jesteście gościnni i jak bardzo staracie się, abym czuł się u Was jak w domu. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
- Chciałbym jednak poruszyć kwestię naszego czasu. Rozumiem, że chcecie spędzać czas razem jako rodzina, ale myślę, że potrzebujemy trochę czasu sam na sam. To ważne dla naszego związku, abyśmy mogli rozwijać go we własnym tempie.
- Może moglibyśmy ustalić, że pewne dni w tygodniu są bardziej "nasze", że możemy sami planować, co chcemy robić. Oczywiście, jesteśmy także chętni dołączyć do Was w innych dniach na wspólne aktywności.
Życzę powodzenia i pozdrawiam serdecznie,
psycholog Anna Gwoździewicz

Monika Sznajder
Każda rodzina ma swoją dynamikę i może mieć różne normy zachowania, które uchodzą za normalne- jest to możliwe, że zwyczaje są po prostu inne. Trudno jest wnioskować dokładnie z czego to wynika. Relacja jest między nastoletnimi dziećmi, więc na pewno warto jest dawać im przestrzeń na to, aby ich związek się rozwijał naturalnym torem. Można też porozmawiać z synem na temat tej sytuacji i zaadresować ją, na przykład uświadamiając mu, że jeśli nie chce / nie chcą angażować się w aktywności rodzinne na tak wczesnym etapie, to nie muszą tego robić, że naturalnym jest po prostu grzecznie odmówić, jeśli w danej sytuacji wolą spędzić czas we dwójkę. Być może taka rozmowa z Panem może też pomóc synowi w rozeznaniu, jak dobrze zachować się w tej sytuacji. Życzę dużo zdrowia dla Pana i rodziny!
Monika Sznajder, psycholog

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Mam wrażenie, że stara trauma wciąż kładzie się cieniem na moim życiu. Jak miałem 6 lat (teraz mam 30) byłem świadkiem śmierci mojego taty - zmarł przy mnie na zawał. Wtedy niezbyt to rozumiałem, ale z biegiem lat było to dla mnie coraz cięższe. Parę lat byłem na terapii, ale myślę, że sobie z tym nie poradziłem. Często muszę zmagać się z powracającymi wspomnieniami i emocjami, które potrafią mnie zaskoczyć. Najtrudniejsze są momenty, kiedy coś nagle przypomina mi tacie, a ja kompletnie tracę grunt pod nogami. Ostatnio byłem u babci i oglądałem jego zdjęcia z dzieciństwa - popłakałem się jak dziecko, a w zasadzie nie wiem czemu, przecież słabo go pamiętam. Babcia zresztą też już mało o nim mówi, myślę, że wiek robi swoje, bo ma już 90 lat, ale mimo wszystko płakała ze mną. Nie wiem już co robić, byłem w terapii psychodynamicznej i poznawczej. Nie pomogło, a ja już mam dość. Przez jakiś czas żyję normalnie, a potem nagle mnie to dopada i męczy przez jakiś czas i tak w kółko.
Proszę o pomoc
Dzień dobry, Jestem Ciocią cudownego 4 latka.
Mam z Nim ogromną więź. Gdy się urodził, aż do ukończenia 2 latek, widywałam się z nim prawie codziennie od rana do wieczora. Jak miał roczek, leżałam z Nim kilka dni w szpitalu /jego Rodzice byli wtedy chorzy i nie mogli być na Oddziale/. Teraz widujemy się rzadziej, mimo że mieszkamy blisko.
Od 2 lat jestem Mężatką i nie mogę już codziennie być u Chrześniaka. Staram się być u Niego często i poświęcam Mu wtedy całą swoją uwagę, bawimy się razem. Czasami z powodu mojego gorszego samopoczucia fizycznego /np. przeziębienie/ lub psychicznego/przemęczenie, złe samopoczucie/ nie widzimy się tydzień lub max. do dwóch tygodni. Mam wtedy bardzo wyrzuty sumienia. Czuję, że Maluszek bardzo mnie kocha i lubi moją obecność. Mąż nie bardzo lubi jak często bywam u Siostrzeńca /czasami jestem tam kilka razy w tygodniu/.
Jak to pogodzić? Maluszek zawsze jest smutny, jak odchodzę. Bardzo Go kocham. Jak częsty kontakt jest "zdrowy" dla dziecka? Czy powinno to być systematyczne np. 2 lub 3 razy w tygodniu? Ile godzin powinna trwać taką wizyta?
Nie mam własnych dzieci, nie chciałabym zaszkodzić Małemu. Może takie nieregularne odwiedziny szkodzą dziecku? [że czasami codziennie /jak Mąż pracuje do późna/, czasami w ogóle /jak chora/, czasami dwa razy w tyg, a czasami przez dużo czasu /np. Do późna w weekend].
Będę wdzięczna za odpowiedź.
Moje dziecko jest smutne, nie odczuwa emocji, mówi, że jest puste w środku. Dochodzi do samookaleczenia. Ma przyjaciół, ma chłopaka, który ją wspiera. Ale z dnia na dzień jest coraz gorzej. Jak jej pomóc?
Co mam robić??? Mąż ciągle pracuje, twierdząc, że ludzi nie ma do pracy jest kucharzem razem 20 lat wiecznie praca praca zaniedbuje dom dzieci mnie tylko zawsze rano wspólną kawę praca wieczorami sex spanie i tak w kółko.
Dzieci nie widzą ojca, nie wiedzą co to wakacje, ja ciągle sama. Co mam robić, do męża nic nie dociera, potrafi powiedzieć co ja poradzę nie pasuje, znajdź sobie takiego, z którym będzie Ci lepiej. Jestem zmęczona takim związkiem, czuje się jakby wracał do hotelu, spać, sex, zjeść i pa. Na odległość pisze, ze tęskni, że kocha, pragnie. Z tego wszystkiego nawet sex nie zadawała mnie. Nigdzie nie wychodzimy jedynie z psem wokoło bloku.
Jestem dorosła, a moi rodzice rozwiedli się 3 miesiące temu.
Czy to normalne, że nie jestem w stanie pogodzić się z tym i zaakceptować, że mama zmusza mnie do spędzania świąt z nowym partnerem, którego ja nawet nie poznałam?
Witam. Zwracam się z bardzo osobistym pytaniem, dotyczącym mojej babci, a mianowicie tego, jak bardzo nie potrafię znieść jej obecności.
Zastanawiałam się czy dobrze robię pisząc o czymś takim na forum, ale mam mętlik w głowie i czuję się winna, dlatego poszłam na całość.
Mam 21 lat i mieszkam z jednym domu z babcią, rodzeństwem i rodzicami. Babcia dołączyła do nas kilka miesięcy temu, po długim pobycie w szpitalu-nie nadaje się do samodzielnego funkcjonowania, ma 78 lat. Jest typem samotniczki, od lat mieszkała sama, zawsze mogła na kogoś liczyć, twierdziła, że potrzebuje tylko telewizora i gazet do szczęścia. Nigdy nie cieszyła się, kiedy ją odwiedzaliśmy-zawsze była zmęczona, a to przyszedłeś w nieodpowiedniej chwili albo zajmowała się czymś innym, ignorując twoją obecność. Ale i tak narzekała, że nikt jej nie odwiedza, choć była oczkiem w głowie całej rodziny.
Ponadto okropnie faworyzuje swoje dzieci, poniżając przy tym moją mamę. Jest dla niej jak śmieć, jak marionetka, którą może sobie sterować, a moja matka jest tak dobrym człowiekiem, bo inaczej nie umiem tego określić, że jest na jej każde zawołanie, nawet mimo upokarzania, ciągłej krytyki i kontroli. Jako jedyna z rodzeństwa opiekowała się nią całe życie, pomagała w chorobie, nie spała nocami, zaniedbywała samą siebie, ale ostatecznie babka nie okazała jej grama wdzięczności. Mama ma 56 lat, a jest dla niej jak małe dziecko, któremu można rozkazywać i układać życie. No właśnie, babcia jest mistrzynią kontroli i manipulacji. Potrafi wywołać kłótnię i kiedy coś jej się wygarnie, sprytnie obraca to przeciwko tobie-nigdy nie widziałam, żeby ktoś umiał doprowadzić cię do wyrzutów sumienia, mimo że to ty jesteś przecież ofiarą. Kontroluje wszystko (szczególnie moją mamę.): gdzie jeździ, po co, ile czasu tam spędza, co kupuje, z kim się zadaje, dlaczego nie spędza z nią czasu. ( a spędza z nią go bardzo wiele.). Ma problem także do innych domowników: wpada w gniew i obrazę, bo chodzimy zbyt późno się kąpać lub siedzimy do późna. Wścieka się, kiedy mama ogląda serial wieczorem lub odpoczywa. Nikt nie ma o to problemu, jedynie ona, co po prostu drażni nas. Obraża się o wszystko, w każdym twoim słowie doszukuje się podstępu, intrygi-czegoś skierowanego przeciwko niej, co uniemożliwia prowadzenie normalnych konwersacji. Uwielbia kłócić się o politykę i kwestie społeczne- nie akceptuje odmiennych poglądów, odrzuca je od siebie, zupełnie jak prawdę na swój temat. Mimo prób przemówienia jej do rozsądku przez wiele osób, na nic się to zdało. Ona żyje w mydlanej bańce, przekonana o swojej nieskazitelności i niewinności, gdy to ona wywołuje awantury i zamieszania. Jest hipokrytką: twierdzi, że przecież nie trzeba jej się tłumaczyć, ale jeśli się tego nie zrobi, obraża się na wiele dni. Uważa, że nikt z nią nie rozmawia i jest sama cały dzień, ale jednocześnie skarży się na nadmiar towarzystwa. Na głos wyraża, że ona wie, że jest głupia, do niczego, że nikt jej nie znosi i nie toleruje-szuka atencji wszędzie. Nie szczędzi przykrych słów w stosunku do mojej matki: używa wulgaryzmów i nie raz określała ją mianem suki. A moja matka złości się na nią, płacze i martwi jednocześnie, ale i tak zawsze o nią dba, spędza z nią czas. Podziwiam ją za to, bo ja nie jestem w stanie nawet na to patrzeć, ale równocześnie szkoda mi jej tak bardzo, bo widać, jak zmanipulowana i zniszczona jest przez własną matkę. Radziłam jej, by wyznaczyła granice, ale nie potrafi z miłości do niej. Ciężko mi z tym.
Wiele jeszcze przykładów zachowań mogłabym przytoczyć, ale aż trudno zebrać je wszystkie w całość. Tak samo trudno jest z tym żyć każdego dnia, patrzeć na to i milczeć. Matka unika konfliktów i biorąc pod uwagę babcię nie dziwię się, ale tak bardzo chciałabym powiedzieć babce co o niej myślę, jak brzydzi mnie jej zachowanie, jej podła osobowość, ta zawiść, ta kontrola, ten brak szacunku i miłości wobec własnego dziecka, ale co mnie dobija-ona tego nie weźmie do siebie, więc te słowa i wysiłki na nic się zdają. To już dotarło do nas wszystkich wiele lat temu. Wytworzył się między nami dystans-nie rozmawiam z nią za często, nawet przebywanie w jednym pomieszczeniu mnie drażni, coś się we mnie budzi i odczuwam odrazę. Nie kocham babci. Szanuję ją, ale nie znoszę jej. I czuję się jak najgorszy człowiek na świecie. Jak tak można? Ale nie umiem wymazać tych wszystkich momentów, tego, jaka jest. Codziennie myślę, że dziś spróbuję być dla niej milsza, ale kosztuje mnie to naprawdę wiele. Ograniczyłam kontakt z nią do minimum. I nie wiem, jak się czuć. I czy jestem złym człowiekiem, decydując się na spokój. Przepraszam za długość, ale starałam się ująć to wszystko jak najkrócej. I właśnie do mnie dotarło, że to tylko fragment całości. Będę wdzięczna za jakiekolwiek słowo odpowiedzi.
Od 19 lat mam tajemnicę, która mnie zabija. Wiem, że jak się wyda znienawidzą mnie rodzina dzieci. Obecny partner mnie zostawi. Czuję, że wariuje powoli. Od dawna leczę się na nerwice lęki ataki paniki. Teraz mam natłok myśli, co to będzie jak się wyda co mam robić. Błagam pomóżcie, bo czuję że umieram w środku
Dzień dobry,
mam taki problem moja partnerka. Jestem już z nią 10 lat, mamy dwoje wspaniałych dzieci, ale już od kilkunastu miesięcy miewa ona omamy czuciowe, wzrokowe, napady nerwów, płaczę z tego powodu, że coś czuję i widzi, czego nie ma, jej zachowanie uległo naprawdę pogorszeniu. Nie tylko ja to widzę wszyscy dookoła.
Jest to trudne, gdyż nie da sobie powiedzieć, że potrzebuje pomocy, nie chce jej i twierdzi, że jest zdrowa.
Odbija się to na mnie, gdyż napady nerwów dotykają mnie oraz dzieci. Potrafi oskarżać mnie oraz dzieci i wszystkich dookoła, że czymś ją rzucamy "jakimś brudem, kulkami''.
Utrudnia to normalne funkcjonowanie u nie, wycofała się od prawie wszystkich, bo uważa wszystkich za współwinnych, jak ona to mówi "intrygi ". Nie chcę pomocy, nie da się jej namówić na wizytę u specjalisty.
Nie wiem, co zrobić, powoli już to wszystko wykracza poza granicę normalnego funkcjonowania, gdyż odbija się to na dzieciach, jak już wyżej wspomniałem.
Co mam w takim razie zrobić? Proszę was o pomoc ...