Trudności w związku: partnerka potrzebuje przerwy, a ja się czuję zaniedbany - co robić?
Dzień dobry, mam pewien problem, a mianowicie: mam 21 lat, moja dziewczyna 19. Jesteśmy ze sobą dwa lata. Ostatnio mamy trudną sytuację w związku. Moja dziewczyna powiedziała, że potrzebuje dwóch/trzech dni bez kontaktu, na przemyślenie sobie wszystkiego. Problem polega na tym, że nie rozumiem tej drogi relacji. Moja partnerka od dwóch dni nie ma ze mną żadnego kontaktu. Ja rozumiem, że potrzebuje czasu dla siebie i oczywiście dostanie go, ile tylko zechce, ale nie rozumiem tego rozwiązania — żadnego kontaktu — ponieważ aktualnie jest tak, jakbyśmy nigdy się nie znali. Nie ma „dzień dobry” rano czy „dobranoc” wieczorem.
Nigdy nie oczekiwałem dużo, a przynajmniej nie więcej, niż sam daję dla tej relacji. Przez te dwa dni oczywiście w dalszym ciągu nie mamy kontaktu. Przez te dwa dni nie czuję się okej. Uważam, że wchodząc w związek, powinniśmy rozmawiać, jak jest trudno — komunikować się ze sobą, a nie izolować i udawać, że nie istniejemy. Nie wiem czemu, ale takie rozwiązanie uważam za niedojrzałe i nieodpowiednie w związku, bo to te trudne sytuacje określają nas jako związek i pokazują, komu jak zależy na budowaniu tej relacji.
Może jeszcze jestem za młody, żeby zrozumieć sens takiej decyzji, ale nie czuję się z nią dobrze. I zamiast porozmawiać o tym z partnerką, muszę czekać, aż się w końcu odezwie. Mam nadzieję, że troszkę wyjaśniłem swoją aktualną historię, opisując swoje zdanie oraz uczucia. A przechodząc do meritum i mojego pytania: co mam zrobić w tej sytuacji i czy taka decyzja z jej strony jest dobra dla związku? I czy zachowanie mojej dziewczyny — udając, że nie istniejemy — nie jest zachowaniem egoistycznym, nie zważając na mnie i moje uczucia?
Nierozumiem

Martyna Jarosz
To, co Pan teraz przeżywa, może budzić niepewność i poczucie odrzucenia. W związku komunikacja jest kluczowa, a całkowity brak kontaktu przez kilka dni może wydawać się trudny do zaakceptowania. Ważne jest, aby każda ze stron czuła się bezpiecznie i miała przestrzeń na własne emocje, ale jednocześnie, aby nie prowadziło to do poczucia samotności i niezrozumienia. Dystansowanie się w trudnych momentach może być jej sposobem radzenia sobie, ale dla Pana może być odbierane jako brak troski o wspólną relację. Po upływie tego czasu warto spokojnie porozmawiać i wyrazić swoje uczucia, aby obie strony miały jasność co do tego, czego oczekują od siebie nawzajem. Związek powinien opierać się na wzajemnym wsparciu, dlatego istotne jest znalezienie rozwiązania, które będzie komfortowe dla obojga. Jeśli takie sytuacje się powtarzają, warto zastanowić się, czy obecne podejście do trudnych momentów jest dobre dla Pańskiej emocjonalnej równowagi.
Pozdrawiam
Martyna Jarosz

Katarzyna Kania-Bzdyl
Dzień dobry Anonimie,
czy dziewczyna uzasadniła, w jakim celu potrzebuje tej przerwy? Co dokładnie musi sobie przemyśleć?
Odnosząc się do Twojej wypowiedzi "muszę czekać, aż w końcu się odezwie" - nie musisz czekać. Możesz jej wyrazić swoje zdanie w postaci SMS i napisać jak się czujesz. Że nie widzisz sensu w takim rozwiązaniu, że Twoim zdaniem nie na tym polega relacja.
Wymagasz od Twojej dziewczyny szacunku do Ciebie i Waszego związku, i masz do tego prawo.
Pozdrawiam,
Katarzyna Kania-Bzdyl

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Witam,
od jakiegoś czasu zmagam się z bardzo intensywnymi, nadmiernymi myślami dotyczącymi mnie, moich uczuć, mojej partnerki oraz moich uczuć w relacji.
Potrafię przez 2 dni zastanawiać się nad swoimi uczuciami i już sobie wkręcić, że się wypalają, a nagle o poranku dnia trzeciego jak gdyby nigdy nic jestem cały w skowronkach i pewny uczuć. Tak samo do rzeczy związanych ze mną — najprostsze czyny, które zrobię, niewinne i nic nieznaczące potrafią przerodzić się w coś tragicznego i poważnego, co wpędza mnie w lęk i poczucie winy. Tak samo z czynami mojej partnerki.
Zawsze pojawiają się w mojej głowie najczarniejsze scenariusze co do sytuacji, w których brała ona udział.
Zastanawiam się, z czym może być to związane i czemu tak się dzieje i jak temu zaprzestać?
Dziękuję bardzo za wszystkie odpowiedzi.
Witam serdecznie, byłam szczęśliwą mężatką przez 34 lata. Proszę mi wierzyć, nasze życie było dobre, dzieci, wnuki to były nasze priorytety. Byliśmy przykładem dla wielu osób. Nagle mąż oznajmił mi, że nie czuje się szczęśliwy i chce odejść. Świat mi się zawalił i mimo że jesteśmy trzy lata po rozwodzie, zawalony jest dalej. Było bardzo ciężko, ale mamy, że sobą w miarę dobry kontakt. Pozwoliłam mu odejść, chociaż zanim to się stało, wymęczył mnie bardzo przez rok odchodzenia. Myślę, że się bał tej decyzji i cały czas mnie trzymał w zanadrzu. Domyśliłam się, że prawda jest bardzo prosta. Miał romans w pracy (w naszej firmie) i miałam rację, obecnie ta kobieta mieszka w moim domu, śpi w moim łóżku itd. Jak to często bywa w tej sytuacji, traci się też inne rzeczy. Dla wielu osób stałam się przezroczysta, ponieważ byliśmy bardzo zamożni, po rozwodzie mój status materialny bardzo się zmienił. Zostali tylko Ci szczerzy, prawdziwi przyjaciele i to jest jedyny plus tej tragedii. Mamy dzieci już dorosłe 30+, i tu mam problem. Proszę mi wierzyć, że ja przeżyłam prawdziwy dramat, to wszystko widziały moje dzieci. Dzieci mają dobry kontakt z mężem i jego partnerką. I to jest dla mnie ok. Jednak moja córka bardzo i na wyrost zaakceptowała tą sytuację. Nie ma w niej empatii, współczucia i zrozumienia dla moich uczuć. To cholernie boli. Nie mogę źle mówić o partnerce męża, nie mogę cierpieć, jej syn ma mówić do nowej partnerki babciu itd. Nowa kobieta niestety nie ma klasy i komentuje, że nie powinnam dostać pieniędzy w rozliczeniu od męża, bo to on zarabiał, że uratowała mój dom, bo jak ja w nim mieszkałam, to był syf itd. Cierpię w ciszy, bo co mam zrobić. Teraz ex bierze ślub i moja córka ma być świadkową i tego już nie dam rady znieść, jak ona może być świadkiem ich miłości i szczęścia, kiedy wie, z jaką premedytacją wysadzili mnie z mojego życia, jaka krzywda się za tym kryje. Jestem jej matką i znowu czuje się zdradzona. Ona nie chce ze mną o tym rozmawiać. Poważnie zastanawiam się nad zerwaniem z nią kontaktów. Kocham ją bardzo, ale tak nie może być. Jestem upokorzona, oszukana i brak minimum lojalności od corki bardzo mnie boli. Przecież może iść na ślub, nie musi być od razu świadkową. I zastanawiam, się czy mam moralne prawo porozmawiać z byłym o sprawach majątkowych, przecież to co on ma, wypracowaliśmy przez 34 lata bycia razem. Nie wyobrażam sobie, żeby to trafiło w ręce obcej osoby, a nie naszych dzieci.
Dzień dobry.
Ponad Rok temu rozstałem się z kobietą, którą zostawiłem z różnych powodów. Od ponad roku tęsknie za nią, lecz ona nie chce mnie znać ani mieć ze mną kontaktu. Każdego dnia myślę o niej, o nas i o tym wszystkim, co było między nami.
Czuję, że bardzo mocno ją kocham i żałuje tego, że ją zostawiłem. Sam podczas trwania tego związku byłem niedojrzały, nie zwracałem uwagi na jej potrzeby, mało dawałem z siebie, jednym słowem sam nie byłem dobry dla niej i na końcu skrzywdziłem ją, odchodząc od niej. Nie wiem już co robić, bo jak już napisałem wyżej, każdego dnia myślę o niej praktycznie ciągle, w dodatku czuję, że ją kocham. Co mógłbym zrobić, aby poczuć się choć trochę lepiej ? Wiem, że muszę przepracować te wszystkie emocje, lecz ciężko jest mi każdego dnia.
Staram się swój czas zajmować tak, żeby o niej nie myśleć, lecz ona i tak pojawia się w mojej głowie, w dodatku śni mi się po nocach i wstając z rana już mam w głowie ją.
Proszę mi powiedzieć czy to może być miłość, czy po prostu zwykła obsesja, bo już sam nie wiem, staram się jakoś to wszystko pojąć, lecz jest ciężko. Ja twierdzę, że jest to miłość, lecz może i się mylę, dlatego potrzebuje rady na ten temat i co mógłbym zrobić, aby móc ruszyć dalej. Chciałbym jeszcze zaznaczyć, że próbowałem ją odzyskać, ona dawała mi nie raz jakieś szanse na powrót, lecz i tak kończyło się z jej strony tym, że urywała kontakt. Proszę o porady i z góry dziękuję wszystkim za pomoc.
W październiku tamtego roku, siedziałam z moimi koleżankami na stołówce, gadałyśmy o moim ówczesnym chłopaku, który mi się podobał. Wtedy wszedł tam też on, nazwijmy go Mateusz.
Wszedł ze swoimi kolegami na stołówkę, mieliśmy krótki kontakt wzrokowy, wtedy ja się skuliłam. (Ponieważ, słyszałam plotki, że jest babiarzem, no nie zbyt dobry typ chłopaka) Oni to zauważyli, bo chwilę później podbił do mnie i zapytał się, czy chodzę z jakimś chłopakiem (miał tak samo na imię jakiś przyjęliśmy czyli Mateusz) i chwilę z nim dyskutowałam, taka wymiana zdań, że "nie jestem z nim" "nie no jesteś" i tak dalej. Aż przerwał to jego kolega, który z resztą jego grupy stał za nim i powiedział mu, że mnie z kimś pomylił "Stary, ale to nie ona" wtedy odszedł.
Ja wraz z dziewczynami się z tego śmialiśmy i miałyśmy "laga", ale wróciliśmy do rozmowy o wcześniejszym chłopaku. I po tym jak powiedziałam "Dobra, to wróćmy do rozmowy o moim crushu" długo nie minęło, jak znowu do nas podszedł i usiadł na miejscu wolnym obok mnie. Chciał posłuchać, o czym gadamy (i tutaj nie wiem, czy on słyszał, że powiedziałam to o moim crushu czy nie). Moje koleżanki go jednak wyrzuciły, (chociaż on nie chciał, odchodzić) ponieważ ja byłam w za dużym szoku. Potem jak już zbuczany przez swoich kolegów odszedł, ja z dziewczynami obgadałam to i poszłyśmy pod naszą salę na górze.
Jak się okazało, on też już tam był i latał z góry na dół, ciągle się na mnie patrząc. Podobno zapytał jeszcze mojego kolegi z klasy jak się nazywam - co już było hitem. Po kolacji wychodziłam z dziewczynami ze stołówki (mieszkam z nim razem w internacie) On z kolegami siedział na kanapie, ja jako, że jestem osobą czasami nadzwyczaj śmiałą, to pomachałam do niego, a on na mnie warknął, i wiem jak to brzmi, ale naprawdę sama byłam w szoku. Kolejna sytuacja z kolacją to było jak, ja na nią nie poszłam. A on czekał na mnie tam godzinę, i jak moja koleżanka na głos tak, żeby słyszał, powiedziała, że już idę, to zaczął się poprawiać i od razu się wyprostował. Pod koniec grudnia, jeszcze przed przerwą świąteczną, do naszej szkoły przyjechali Izraelczycy, i jeden z nich z którym się dogadaliśmy. Powiedział nam, że jeśli mamy problem ze swoimi miłościami, to może nam pomóc je zdobyć, więc dziewczyny kazały mi iść po Mateusza. Tak też zrobiłam. Spotkałam go na stołówce, jak wiązał buta, ja podeszłam do niego i zapytałam "Hej, pójdziesz ze mną na chwilę gdzieś" lub coś takiego, na co on kazał mi poczekać i od razu poszedł za mną, co mnie zaskoczyło, bo odpowiedział mi nawet miło, bez problemu i w ogóle. Podczas gdy gadał z tym izraelczykiem, ja stałam obok - i dowiedziałam się, że ma dziewczynę z innego miasta i szczerze przyznam, byłam lekko załamana. Jak się później jeszcze okazało co do tej dziewczyny, był z nią, już w czasie jak zaczął mnie "podrywać" co obrzydziło mnie do niego i zapomniałam o nim. Jednak wrócił, bo zerwali i to było niedługo (nie no tak z prawie 4 tygodnie do 5) po tym, jak się dowiedziałam, że z kimś jest. Sytuacja z niedawna. Moje koleżanki postanowiły siąść przy nim na kolacji, dosłownie stolik obok. Akurat tak się zdarzyło, że wybrały mi miejsce idealnie tak, że on mógł patrzeć na mnie a ja na niego. I patrzył się prawie ciągle, jak odchodziłam od stolika, również nie obeszło się bez spojrzenia na mnie i to takim idącym po mnie. Jak jego kolega chciał zostać i zjeść na swoim miejscu, dalej od naszego stolika to on nalegał, żeby ściąć tam, gdzie wcześniej, do tego zmienił pozycję i siadł na wprost okien też także mnie. Gdy wychodziłam z kolacji, to mijałam się z nim i centralnie zjechał mnie wzrokiem, tak się dziwnie popatrzył.
Czy ktoś mi może pomóc, co ja mam zrobić z tym chłopakiem, czekać, odpuścić, zagadać nie wiem i co on ma na myśli, robiąc takie coś? Podoba mi się bardzo i nie chciałbym Tego zostawiać, ale nie jestem za chętna już do prawie 5-miesięcznego czekania
Dzień dobry. Mam problem związany z rozstaniem, które było już ponad rok temu, od tego czasu nie mogę zapomnieć o swojej byłej partnerce, pragnę zaznaczyć, ze to ja ją zostawiłem. Byłem ze swoją partnerką 7 lat, z biegiem czasu nie układało nam się najlepiej, pojawiały się kłótnie, wyzwiska, olewanie potrzeb drugiej osoby, przebywanie coraz mniej czasu razem. Po tych wszystkich wydarzeniach stwierdziłem, ze to nie ma dalej sensu, pomyślałem sobie, ze to chyba nie jest ta kobieta i to nie jest odpowiedni związek i postanowiłem ją zostawić (nie pierwszy raz), lecz szybko zrozumiałem, że ją kocham nadal i chciałem do niej wrócić ponownie, starałem się zrobić wszystko by móc ją odzyskać. Podczas ostatniego roku ona dawała mi nie raz nadzieje na powrót, spotykała się ze mną, pisaliśmy razem a na końcu skończyło się tak, że wyładowała w innym związku.
Po tych wszystkich przejściach postanowiłem się odciąć od niej i tak zrobiłem, lecz ona znów po kilku miesiącach odezwała się do mnie z przeprosinami za to, co zrobiła i mówiła, że chce naprawić wszystko. Postanowiłem, że spróbujemy na nowo, ponieważ ją kocham nadal, spotkaliśmy się parę razy, ja nalegałem bardziej na spotkania niż ona, ona nie miała takich potrzeb na spotkania gdzie to ona tak naprawdę wyszła z inicjatywa naprawy. Aż w końcu przyszedł moment, w którym powiedziałem jej, że podczas gdy nie byliśmy razem, to ja wylądowałem z inną w łóżku, ona przez to, co się dowiedziała, powiedziała mi ze mnie nienawidzi, nie chce mnie znać, nie chce mieć ze mną żadnego kontaktu, pragnę zaznaczyć jeszcze ze, ona również poszła z innym do łóżka, ale ja postanowiłem to przeboleć ze względu na miłość, jaką ją darzę. Dzisiaj dowiedziałem się, że znów jest z kimś w związku, zabolało mnie to bardzo, aż serce zaczęło kłóć. Napisałem jej tylko, że cieszę się ze układa swoje życie na nowo, że życzę jej szczęścia i miłości, lecz ona i tak nie odpowiedziała nic na moją wiadomość. To straszne co przechodzę, ponieważ nie mogę podnieść się z łóżka, ciągle myślę o niej nawet jak zajmę się jakąś pracą bądź zajęciami. Ja wiem, że byłem nieodpowiedzialny i niedojrzały w tej relacji, dlatego chciałem to wszystko naprawić i uratować ten związek. Kocham ją nadal, nie wiem już co mam robić aby móc poradzić sobie z tym wszystkim a w dodatku jeszcze pracujemy razem. Staram nie śledzić jej w mediach społecznościowych lecz co jakiś czas to robię, stad tez dowiedziałem się ze jest w związku. Proszę powiedzcie mi co mam zrobić aby móc w końcu uleczyć się z tej miłości, co zrobić aby zapomnieć o niej, jak pójść do przodu bo różne zajęcia nie pozwalają mi zapomnieć o niej. Czy to może być obsesja ? Proszę o porady i dziękuje
Dzień dobry, jestem mężczyzną w wieku 31 lat. Jestem DDA i mam duży problem ze swoimi emocjami. Od kilku miesięcy jestem singlem po długoletnim związku. Już wcześniej wiedziałem, że moja głowa nie reguluje emocji w zdrowy sposób, ale w jakiś sposób byłem w stanie z tym żyć. Mam wrażenie, że posiadam syndrom uzależnienia emocjonalnego. Wchodząc w nową relację, chorobliwie potrzebuje uwagi tej drugiej osoby i znaków, że nadal jest mną zainteresowana. Gdy ich nie otrzymuje wpadam, w jakiś stan nerwowy, który nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Nic nie jest w stanie go zagłuszyć. Nie jestem w stanie odwrócić uwagi od tych emocji. Nie obejrzę filmu, nie przeczytam książki, nie mogę normalnie funkcjonować, bo cały czas moje myśli krążą wokół banalnego braku nowej wiadomości. Jednocześnie sam nie nawiążę kontaktu, ponieważ moja głowa uważa, że w ten sposób się narzucam i nie spełni to moich chorych oczekiwań i tak tłumię w sobie te emocje, które mnie powoli niszczą... Dopiero wracam do normalności, jeżeli moje podświadome wymagania zostaną spełnione i ta druga strona się do mnie odezwie albo w jakiś inny sposób pokażę, że jej zależy. Po zakończeniu rozmowy/spotkaniu za chwilę znowu wraca ten stan. Przed moim ostatnim związkiem sytuacja była podobna, ale wszystko się szybko potoczyło, bo zamieszkaliśmy razem i w jakiś sposób zostało to zamaskowane, bo jednak miałem tą świadomość, że się zobaczymy w domu, po pracy, natomiast przez te lata nie zniknęło to całkowicie i też było dużo sytuacji, w której potrzebowałem dowodu na zainteresowanie mną. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że moja inicjatywa nie wystarcza, a wręcz pogarsza sprawę. Potrafię też być złośliwy, wzbudzać specjalnie zazdrość, żeby naocznie zobaczyć, że zainteresowanie nadal jest, jednocześnie to ja jestem zazdrosny, ale nie chce tego pokazywać, bo uważam, że to oznaka słabości... Nie mogę tak żyć. Związek się skończył, buduję kolejną relację i mam wrażenie, że przechodzę przez piekło, a nie przez najlepszy czas relacji. Byłem u psychiatry i zostały mi przepisane psychotropy (Asentra). Mam wrażenie, że mój stan się delikatnie poprawił. Dostałem zalecenie od psychiatry, żeby uczęszczać na psychoterapie w kierunku "powtarzających się schematów". Generalnie już jakiś czas temu byłem dwukrotnie na spotkaniu z psychoterapeutą, ale bardziej skupiałem się na swoim dzieciństwie i sobie jako DDA i miałem wrażenie, że nie jestem rozumiany, że nie potrafię fachowo nazwać problemu, z którym przychodzę, że rozkopuję mnóstwo wątków. Spotkania polegały na moim monologu. Miałem wrażenie, że to ja prowadzę spotkanie. Teraz chyba potrafię nazwać to z czym się borykam - uzależnienie emocjonalne, ale czy na pewno? Stąd mój post u Państwa. Zraziłem się do spotkań z psychoterapeutą i nie wiem co robić, a nie mogę tak funkcjonować. Czuję, że każdy taki dzień mnie niszczy od środka. Słabo śpię, w sytuacji nerwicy nie jem... Wiem, że bez terapii nie dam sobie rady, ale od czego to znowu zacząć? Mam już dość opowiadania ciągle o tym samym. Tym razem widzę problem. Zakładam, że objaw uzależnienia emocjonalnego nie wpływa na mnie tylko przy budowaniu relacji, ale też w innych aspektach życia, aczkolwiek przy budowaniu nowej relacji działa na mnie najbardziej destruktywnie. Będę Państwu wdzięczny za każdą wskazówkę, bo mam już serdecznie dosyć i jestem na skraju :-(
Hej!
Dwa miesiące temu zapytałam partnera, czy pojedziemy na jarmark we Wrocławiu. Zgodził się, już wcześniej wspominał, że chciałby tam jechać. Połączyłam ten wyjazd z Warszawą (mam tam darmowy nocleg), dwa dni tu a dwa dni tutaj.
Zapytałam, czy on weźmie na siebie koszt transportu i noclegu, a ja jedzenie i wejściówki. Zgodził się.
Wiedziałam, że ma problemy finansowe, że są teraz słabsze miesiące. Kilka razy poruszałam temat wyjazdu, pytałam, czy sprawdzał ceny noclegów, czy nie lepiej wcześniej, żeby było taniej. Zawsze odpowiadał "ok","w porządku" i ciężko było ustalić coś dokładniej, ale cały czas słyszałam "że na spokojnie" i "że zobaczy jak z wypłatą". Tydzień przed wyjazdem, kiedy miałam podać dyspozycje do pracy, zapytałam, jaką mam podać, bo nadal nie padły konkretne daty - nagle się okazało, że partner wcale nie chce jechać. Że po co, że on i tak będzie zmęczony, że dwie godziny pochodzimy i już nic nie będzie, że on ma największe koszty a ja prawie nic, że pojedziemy "bo ja tak chcę", "że cała wypłata pójdzie na wyjazd i nie będzie miał nawet na jedzenie". Pokłóciliśmy się a teraz on pyta "czy jedziemy i że to moja decyzja". Nie mam ochoty na to, czując się winna, ale przez ostatnie dwa miesiące nie mogłam się doczekać, robiłam już plany gdzie iść i co robić. Czuję, że z jego strony to zwykła manipulacja, żebym to ja odwołała wyjazd i żeby to z mojej winy się nie odbył, bo "przecież się zgodził pojechać".
Nie wiem, co mam zrobić w tej sytuacji, czuje się niesprawiedliwie, bo próbowałam rozmawiać wcześniej na ten temat.
Hej, chciałabym porozmawiać z kimś, kto może zmaga lub zmagał się z podobnym problemem.
Aktualnie mam 22 lata, studiuje zaocznie psychologię na 3 roku i bardzo lubię moje studia, wiąże z nimi przyszłość. Marzyłam o studiach dziennych, mieszkaniu w akademiku, życiu studenckim, poznaniu mnóstwa przyjaciół, znalezieniu pracy dorywczej i próbie usamodzielnienia się. Moje życie jednak nie potoczyło się tak jak chciałam, matura nie poszła mi tak jak oczekiwałam, więc musiałam zrobić sobie rok przerwy, podczas którego pracowałam i poprawiłam maturę, aby dostać się na wymarzony kierunek. Jednak nie udało mi się dostać na kierunek dziennie, więc zdecydowałam, że pójdę zaocznie. Nie chciałam już zmieniać trybu, bo naprawdę mi to odpowiadało, ale dalej miałam trochę żal do siebie, że marnuje swoje młode życie i będę żałować. W tygodniu praca, w której nie było osób w moim wieku, więc trudno było tam nawiązać kontakty towarzyskie, a ze znajomymi z poprzednich lat nie mam już kontaktu, więc czułam bardzo dużą samotność i rutynę. Z ludźmi widziałam się tylko w weekend, ale nie nawiązaliśmy jakiegoś głębszego kontaktu.
Zazdroszczę mojej przyjaciółce, że jej życie potoczyło się inaczej niż moje, ona dostała się na studia dzienne, mieszkała w akademiku, do tego pracowała dorywczo, ma paczkę przyjaciół. Ja czuję się o wiele gorsza, mieszkam z rodzicami, dojeżdżam, nie mam paczki przyjaciół i mam wrażenie, że już jest za późno na jakąkolwiek zmianę i bez sensu jest pchać się do akademika, jeśli mam zjazdy w weekend. Myślałam o podjęciu pracy w mieście i mieszkaniu w akademiku, ale nie wiem, czy to nie jest takie "na siłę".
Chciałabym znaleźć jakieś rozwiązanie sensowne dla siebie i porozmawiać z kimś, mającym różne doświadczenia, żeby jakoś spróbować zmienić perspektywę i swoje myślenie, ponieważ cały czas to do mnie wraca i mnie dołuje przez to. Czuję się beznadziejna...mam wrażenie, że zawsze już będę sama...
Witam,
mam w tym roku 20 lat i studiuję zaocznie w Poznaniu. Jestem przed ostatnimi egzaminami w tym roku, ale martwię się, czy zdam przez moją sytuację w domu. Moi rodzice cały czas się kłócą z różnych powodów – zazwyczaj o pieniądze. Mój ojciec jest byłym alkoholikiem (ma niebieską kartę, więc nie pije) i przez jego problem zawsze była u nas bieda. Moja mama nie radzi sobie finansowo i nie ma na nic pieniędzy, a mój ojciec twierdzi, że ma ona inne konta bankowe albo że ma „miliony” na koncie i go oszukuje.
Mama próbuje nakłonić ojca do dzielenia się wypłatami, ale on zawsze swoje. Przepieprza na wszystko pieniądze. W maju miał ponad 4000 zł wypłaty, a po kilku dniach zostało tylko 600 zł. Nie daję sobie rady psychicznie i dlatego coraz częściej uciekam do chłopaka, który mieszka kawałek ode mnie. Czuję się u niego lepiej i się nie stresuję, ale mojej matce to przeszkadza. Za każdym razem, jak chcę do niego jechać, to robi awanturę i mnie wyzywa, że mam sobie robotę znaleźć (chociaż mówiłam jej, że po egzaminach znajdę sobie pracę).
W zeszłym tygodniu wróciłam od niego i zamiast przyjechać w poniedziałek, to byłam we wtorek rano. Mama popłakała się i mnie o to wyzywała, jak za każdym razem. Dzisiaj rodzice się strasznie pokłócili i oboje wywierają na mnie presję, żebym stanęła po którejś ze stron. Rodzice grożą, że każdy będzie żyć za swoje, bo nie potrafią się dogadać. Jest to dla mnie nie do wytrzymania i myślę nad ucieczką do chłopaka, chociaż na kilka dni albo na dwa tygodnie, żeby uczyć się w spokoju do egzaminów, bo wątpię, że u siebie znajdę takowy. Jednak wiem, że jak pojadę, to moja mama mnie spakuje i każe się wyprowadzić do chłopaka.
Czy mam jechać i nie patrzeć na rodziców?
Od 2 lat spotykam się z mężczyzną, który ma syna z poprzedniego związku. Matka jego dziecka robi mu ciągle o coś problem np. Że nie zajmuje się dzieckiem, bo pracuje, a jak ma wolne i proponuje, że zabierze syna do siebie, to wymyśla różne wymówki, żeby tylko go nie wziął, albo też mówi, że nie pojawia się w szkole u syna a jak partner chce pójść do szkoły to twierdzi że nauczyciele go nie znają i kategorycznie się nie zgadza itd. Takich sytuacji jest naprawdę wiele. Kontakty mają ustalone przez sąd, a każda próba spotkań z dzieckiem częściej niż zostało to ustalone w sądzie, kończy się odmową ze strony matki. Czasem wydaje mi się że ta osoba czerpie ogromną satysfakcję z tego, że utrudnia mu życie. A ja widzę, jak wiele nerwów kosztują go te ciągłe kłótnie, ale nie potrafię mu pomóc. Nie wiem, jak radzić sobie z takim człowiekiem