Left ArrowWstecz

Męczę się z atakami paniki, mam wrażenie omdlenia. Opiekuję się dziećmi, martwi mnie to.

Witam, mam taki problem - od kilku lat zmagam się z atakami paniki, raz są uśpionem raz w stresie mnie dopadają - ostatnio coraz częściej razem z hiperwentylacją, mam problemy z pamięcią i koncentracją, mam trójkę dzieci i bardzo mnie to martwi. Ostatnio nawet w stresie miałam takie kółko kręcone się przed oczami i oddychać mi było ciężko i słabo widziałam, ogólnie jak mam wyjść do sklepu, to tak się stresuję, że trzęsą mi się ręce i serce mi wali- omijam tłumy. Proszę o radę, wybieram się do psychologa, ale jeszcze prawie miesiąc do wizyty. Pozdrawiam
Witold Bomba

Witold Bomba

Dzień dobry, 
Bardzo dobrze, że jest Pani umówiona na wizytę do psychologa ponieważ doświadcza Pani zaburzeń lękowych, a jeśli rzeczywiście ma to miejsce “od lat” to bardzo możliwe, że wskazane będzie również wsparcie farmakologiczne. Przy trójce dzieci nie będzie to łatwe zadanie, ale musi Pani znaleźć czas kiedy będzie miała Pani możliwość odpoczynku nie tylko fizycznego, ale również emocjonalnego. Bardzo wskazane byłoby, żeby mogła Pani mieć czas na aktywności, które sprawiają Pani przyjemność ponieważ one pozwalają “ładować baterie” do codziennych spraw. Człowiek na “rozładowanej baterii” nie będzie działał na miarę swoich możliwości, co może nasilać stres i objawy lękowe. 
Jeśli ma Pani możliwość to polecam zapoznać się z książką “jak żyć z lękiem” (Marcin Matych).

Powodzenia,

Witold Bomba

1 rok temu
Agnieszka Wloka

Agnieszka Wloka

Jak najbardziej terapia i psycholog to najlepsze, co Pani może zrobić. Poza tym, ponieważ mówi Pani o objawach długotrwałych a przede wszystkim mocno obciążających, to warto nie czekać tylko skonsultować się ze swoim lekarzem i poprosić dla pewności o badania - żeby wykluczyć zaburzenia sercowe, ale dobrze byłoby też kwestie hormonalne, bo być może wyrównanie gospodarki mineralnej w organizmie troszkę pomoże. To, co Pani sama może to na pewno praktyka medytacji - zgodna z Pani światopoglądem ale głównie chodzi o wyciszenie, pogłębienie i świadomy oddech - dobrze regularnie to robić, bo dzięki temu nabiera Pani takiego schematu jak pojawi się atak - żeby usiąść/położyć się i pracować z oddechem. Przy atakach Pani uważam, że powinna Pani skorzystać z porady psychiatry, żeby ustawił leczenie. 

1 rok temu
Justyna Czerniawska (Karkus)

Justyna Czerniawska (Karkus)

Dzień dobry,

myślę, że decyzja o udaniu się do specjalisty była bardzo dobra. Na terapii nauczy się Pani jak sobie radzić z atakami paniki. W tym okresie oczekiwania na wizytę warto stosować różne techniki oddechowe oraz relaksacyjne. Zapewne nie przyniosą one efektu od razu i tak dobrego jak psychoterapia, natomiast warto spróbować. Do wspomnianych technik oddechowych i relaksacyjnych możemy zaliczyć: głębokie i powolne oddychanie (wdech nosem, wydech ustami) w trakcie hiperwentylacji - generalnie spokojny oddech powinien zmniejszyć objawy. Może warto też skorzystać z różnych ćwiczeń rozluźniających (np. joga, medytacja), które pozytywnie wpłyną na redukcje stresu.

Życzę powodzenia!

Pozdrawiam serdecznie,

Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Napady lęku, gdy jestem w otoczeniu ludzi, obcym dla mnie. Co to jest?
Witam. Od już dość dawna mam problem z lękami w obcym otoczeniu. Mianowicie, jak jestem w domu czy gdzieś w swoim otoczeniu (samochód *sam*) to jest wszystko dobrze, ale jak mam iść do sklepu czy kościoła itd... czuję się tak jakbym miał dostać jakiejś padaczki, trzęsę się, okrucieństwo. Objawy zwiększają się ze zmęczeniem, chociaż mam dni, kiedy tak jest od samego rana. Jest to jakaś nerwica? Da się to leczyć? Za każdą pomoc dziękuję.
Nie wiem, który typ terapii wybrać - zmagam się z lękiem od kilku lat...
Witam wszystkich... zmagam się z lękiem już od kilku lat i dopiero teraz postanowiłam coś z tym zrobić. Ten lęk dosłownie przejmuje kontrolę nad moim życiem – unikam spotkań, znajomych, boję się robić rzeczy, które kiedyś były dla mnie normalne 😞 Znajomi mówią, że powinnam iść na terapię, ale nie wiem, którą wybrać... Słyszałam o różnych metodach, np. terapii poznawczo-behawioralnej, ale też innych podejściach. Macie jakieś doświadczenia? Która terapia najlepiej pomaga na takie objawy, jak unikanie ludzi i ciągłe zmartwienia? Boję się, że wybiorę źle i to mi wcale nie pomoże 😣
Jak pokonać obawy związane z OCD i rozpoczęciem nauki w nowym liceum?
Dzień dobry, po tych wakacjach idę do liceum co dla mnie jako osoby z OCD jest wyzwaniem i obecnie ciągle się tym martwię. Najbardziej obawiam się nowych znajomości, jestem dość otwarta, lubię poznawać nowych ludzi ale przez swoje zaburzenie straciłam te umiejętności i teraz każda próba nowej przyjaźni kończyła się pewnym „rozpłynięciem” znajomości i kontaktu. Chciałam przez to zrezygnować z jak najlepszego liceum i iść z obecnymi przyjaciółmi, niestety ale się to nie udało, bo moi znajomi nie zmienili w tym całym systemie szkół i mamy zupełnie inne miejsca wzięte pod uwagę. Obawiam się przez to strasznie września, ciężko mi zaufać komuś nowemu zwłaszcza po tym jak ostatnie parę prób nowych znajomości zakończyło się bezowocnie. Mam ochotę już w pierwszym tygodniu nie próbować w nowej szkole i przenieść się do przyjaciół ale z drugiej zamknę sobie wtedy możliwość nowych doświadczeń, które zdecydowanie pomagają mi w radzeniu sobie z OCD. Wszyscy dookoła; rodzina, terapeuta oraz starsi uczniowie są zdania, bym nie szła do szkoły ze względu na znajomych, bo ograniczam sobie doświadczenia i pewnie i tak znajdą innych, słysząc takie słowa od ludzi z doswiadczeniem w liceum wiadomo, że mam poczucie, że jednak lepiej iść do szkoły sama. Ale z drugiej strony mam też swoją potrzebę zachowania tego samego wokół. Po końcu roku szkolnego dopadają mnie dni bezsilności, smutku i przerażenia tym, że okres mojego życia trwający tyle lat nagle się skończył. Biorę leki stricte na OCD ale ostatnio mam wrażenie, że coś przestało w nich działać jakby na chwilę, a lekarz ciągle naciska by spróbować je odstawić, co bardzo mnie stresuje i niepokoi. Wiadomo, że jak chodzę do specjalisty powinnam spytać go o to wszystko w pierwszej kolejności ale ostatnio nie mam chęci i odwagi rozmawiać o tym z kimś twarzą w twarz, a wiadomości pisać się obawiam, bo do takich tematów raczej są spotkania. Proszę bardzo o radę co zrobić, bo obecnie czuję jakby moje całe życie się zawaliło i jestem o kres od rezygnacji z dobrej szkoły dla przyjaźni, które pewnie jak inni mówią i tak nie przetrwają w liceum… :((
Dziwne zaburzenia lękowe u 15-latka: nagły lęk przed morzem i odkurzaczem - jak pomóc?

Mam 2 problemy z moim 15-letnim synem. Otóż cierpi on na dziwne zaburzenia lękowe. 
1. Lęk przed morzem (od 3 lat). Syn od dziecka bardzo często bywał nad morzem — szacunkowo około 30 razy. Przez wiele lat nie miał żadnego problemu z wodą ani plażą, chętnie uczestniczył w kąpielach i spacerach, kochał wyjazdy nad morze. Około 3 lata temu zaczęło się od lekkiego niepokoju przy morzu (niechęć do wchodzenia do wody, napięcie). Z każdym kolejnym wyjazdem lęk narastał – aż do obecnego momentu, w którym pojawia się panika nawet przy rozmowie o wyjeździe nad morze. Nie wskazuje konkretnej przyczyny – nie pamięta, by coś złego się wydarzyło. Reakcja ma obecnie charakter silny – unika tematu, reaguje lękowo na zdjęcia morza, plany wakacyjne. 
2. Lęk przed odkurzaczem (nowy objaw). Około 2 tygodnie temu pojawił się nagle silny lęk przed odkurzaczem. Wcześniej nie miał z nim żadnych problemów — wręcz przeciwnie, często sam odkurzał lub był obok, gdy ktoś odkurzał. Teraz mówi, że „boi się” odkurzacza, unika pomieszczenia, gdy odkurzacz jest włączony, wychodzi z domu na wiele godzin po tym jak włączam odkurzacz. Nie ma nadwrażliwości słuchowej (lubi głośną muzykę), nie ma diagnozy ze spektrum autyzmu. 
Poza tymi dwoma lękami syn funkcjonuje normalnie. Chodzi do szkoły, uczy się ponadprzeciętnie, ma znajomych, nie wycofuje się z życia towarzyskiego. Nie zauważyliśmy wyraźnych objawów depresji, problemów ze snem czy odżywianiem. Jedyne, co nas niepokoi, to narastający lęk w jednej sferze i nagły lęk w drugiej. 
Chciałbym wiedzieć, co mojemu synowi dolega i jak to leczyć.

Pytania o depresję i fobię społeczną. Czy nie pozbędę się ich na psychoterapii?
Czy to prawda że przyczyny fobii społecznej (którą mam od zawsze), depresji (od 2019 r.) i nerwicy lękowej (od dzieciństwa) się nie pozbędę na psychoterapii, bo to jest zazwyczaj dzieciństwo, jakieś trudne zdarzenie czy seria zdarzeń, ale jest szansa, że ją przepracuję i zredukuję objawy? Czy przewlekła depresja to inaczej dystymia? Czy po odstawieniu leków psychiatrycznych objawy wracają?
Pomoc w określeniu problemu męża- frustruje się wokół jednej myśli, do tego stopnia, że spisuje szczegółowy plan każdego działania w ciągu dnia. Fiksuje się na jednym problemie.
Dzień dobry, zwracam się z prośbą o pomoc w nazwaniu problemu, który ma mój mąż. Jest takie uczucie, gdy zapomnimy co mieliśmy zrobić lub powiedzieć i przez chwilę nas to męczy, a potem może sobie przypomnimy, a jak nie to po prostu idziemy dalej z życiem. Otóż mój mąż nie może tego zapomnienia odpuścić. Gdy czegoś zapomni to "zawiesza" się na tym, usilnie próbuje sobie przypomnieć, a jak mu się nie udaje to nie może się na niczym innym skupić i strasznie go to męczy. Dochodzi do tego, że mijają godziny, on stara się skupić uwagę na czymś innym, ale w tle ciągle o tym myśli i przyprawia go to nawet o ból głowy. Traci humor, od razu widać, że to znowu go trapi. Zdarza się to czasem raz dziennie, czasem kilka razy dziennie. Rzadko pojawiają się dni bez tego. Czasem pyta mnie "a pamiętasz o czym rozmawialiśmy po tym, jak powiedziałaś X?". Mąż ma też taki sposób, że robi sobie notatki, gdzie spisuje sobie co się działo krok po kroku i stara się w tym odnaleźć tę utraconą myśl. Te notatki wyglądają np.: wyszliśmy z mieszkania, na klatce minęliśmy sąsiadów, przywitaliśmy się, wyszliśmy z klatki, powiedziałem X, ona powiedziała y, zdziwiliśmy się jak głośno trzasnęły drzwi, wtedy pomyślałem coś itd. Piszę o tym, ponieważ te notatki są dla mnie niepokojące, bardzo szczegółowe, drobiazgowe. Musi to być dla męża wykańczające, a jednocześnie wydaje się, że to wcale nie pomaga. Mój mąż chodzi od 6 miesięcy na cotygodniową terapię, którą rozpoczął głównie z tego powodu, ale niestety na tę chwilę nie ma poprawy. Usłyszał, że to może mieć związek z poczuciem kontroli. Chciał już rezygnować, ale zachęcam go, by jeszcze dał sobie czas. Liczę na to, że ktoś będzie mógł naprowadzić mnie na określenie na czym w zasadzie polega problem, czy jest to jesteś zaburzenie. Wiedząc to może uda mi się znaleźć jakąś literaturę, jakoś to bardziej zrozumieć, lepiej wesprzeć. Dziękuję i pozdrawiam
Na co dzień prawie w ogóle się nie odzywam, bo albo nie mam/nie wiem, co powiedzieć, albo się wstydzę i boję krytyki.
Na co dzień prawie w ogóle się nie odzywam, bo albo nie mam/nie wiem, co powiedzieć, albo się wstydzę i boję krytyki. Mam tylko 1 przyjaciółkę, przed którą potrafię się otworzyć. Co zrobić?
Dlaczego odczuwam presję bycia wszędzie? Jak radzić sobie z poczuciem, że coś mnie omija?
Nie ogarniam, czemu tak mam, ale serio, jak widzę, że inni gdzieś są, bawią się, śmieją, to w środku aż mnie skręca. Przecież miałem plan – chill, serial, nic wielkiego – i było mi z tym dobrze, a teraz? Teraz nagle mam wrażenie, że coś mnie omija, że powinienem tam być, że zaraz będzie jakaś historia, o której wszyscy będą mówić, a ja? Ja nawet nie będę wiedział, o co chodzi. Czemu to tak działa? Jak przestać się tym zadręczać?
To będzie długie i głupie, ale bardzo mocno się tym przejąłem, bo zawsze przejmuje się takimi rzeczami za bardzo.
To będzie długie i głupie, ale bardzo mocno się tym przejąłem, bo zawsze przejmuje się takimi rzeczami za bardzo. Mniej więcej: Głupi temat i prawdopodobnie troll, ale chciałbym się tym podzielić. Pod filmikami "tvn series" często pojawia się jedna dziwna dziewczyna z różowo-włosą wróżką Winx na avatarze. W nicku ma "icey coś" . Napisała ponad 100 komentarzy, w których wypisuje jakieś głupoty typu "trzeba wytruć wszystkie Chłopczyce" Wszystkie otyłe osoby to "feministki" Często również wypisuje rzeczy takie jak "każdą.matka zmusza swoją córkę do noszenia męskich ubrań, a każdy ojciec znęca się nad swoją córką" Dziewczyna ma prawdziwą obsesję na punkcie nienawidzenia "chłopczyc" czyli chyba dziewcząt niebędących "dziewczęcymi" Dziewczyna również często nęka inne osoby wypisując do nich, że są chłopczycami i grubymi feministkami. Na początku byłem pewien, że to troll, ale ona wypisuje te rzeczy non stop, a osoba robiącą sobie żarty już dawno by się znudziła. Kiedy napisałem do niej, o co jej chodzi i starałem się jej wytłumaczyć, że to, co robi jest głupie napisała że "przeze mnie nienawidzi chłopczyc jeszcze bardziej". Również w kilku komentarzach napisała, że jest osoba DOROSLA którą musiałem wcześniej wyprowadzić się od matki i zamieszkać sama. Może jej matka nie była za bardzo dziewczęca - stąd wzięła się ta nienawiść? Albo to po prostu dziwna 10-letnia dziewczynka, którą wymyśliła całą to historie ponad to by nie wyszło jaki.ma wiek. Wiem, że to, co tutaj napisałem to chore głupoty, ale trochę mnie to ruszyło. Tak właściwie są dwie tego typu dziewczyny nieustannie komentujące te głupie paradokumentu tvn (głównie szpital) obie mają podobne nazwy i Wrozki na avatarze Tylko ta druga (z niebieska wróżką-nie różowa) Jest trochę bardziej tolerancyjna (ale również nienawidzi feministek) To głupia drama, którą nikogo nie obchodzi, ale ktoś to pewnie przeczyta i będzie miał ubaw. Z jakiegoś powodu strasznie mnie to boli. A ta dziewczyna doczepiła się nawet mnie, kiedy próbowałem jej pomóc...napisała, że przeze mnie jeszcze bardziej nienawidzić "chłopczyc". Zgłaszałem ją YouTube, ale nic z tym nie zrobił. A z jakiegoś powodu moje komentarze dostały Shadow bana. _______________ Ale co jeśli zobaczy jej komentarze jakieś dziecko i zacznie myśleć tak samo?
Powiązałam serię bardzo przykrych zdarzeń z moim zachowaniem - słuchaniem muzyki. Przestałam to robić ze strachu.
Nie mogę się uczyć języka, który kocham. Wszystko zaczęło się w 2016 roku, kiedy wróciłam do oglądania serialu i słuchania zespołu w ukochanym języku. W mojej rodzinie zaczęła się wtedy seria śmierci. Dziadek, potem kilka osób zmarło na nowotwór. Skojarzyłam, że gdy poznałam ten język i go pokochałam w 2012 to zmarła ukochana osoba w mojej rodzinie. I zaczęłam wierzyć, że to ściąga na moją rodzinę i na mnie nieszczęścia. Do tego stopnia to doszło, że ilekroć coś się stanie ja doszukuje się drugiego dna w słuchanych piosenkach, oglądanych serialach. Przez to nie oglądam i nie słucham, oraz nie robię dużo rzeczy, które naprawdę kochałam. Niejednokrotnie chciałam wrócić do nauki, ale zawsze, naprawdę dzieje się coś złego. Mam żal, bo niewiele wchodzi mi do głowy , a ten cholerny język tak i jeśli bym go nie przerwała, to dziś byłabym na całkiem dobrym poziomie... A nie jestem. Straciłam lata i nie mogę się przełamać, bo tak się boje. Kiedyś na przykład usłyszałam w głowie w tym języku piosenkę, a kilka godzin potem ktoś z mojej rodziny zachorował. Ja wiem, jak to się czyta to trochę absurd. Sama sobie tłumaczę, że przecież nie możliwe. A i tak nie potrafię się z tego wygrzebać od lat. Wiem, że w moim otoczeniu są osoby, które dostrzegają coś takiego, ale nie w takim stopniu jak ja. Czy z tego można wyjść? Da się bez pomocy psychologa? Planuje iść w przyszłości na terapie, ale teraz nie mogę sobie jeszcze na to pozwolić. Dzisiaj znowu to samo. Zaczęłam sobie podśpiewywać piosenki bo nagle mi się przypomniały, a za kilka godzin wiadomośc, że nie żyje znajomy. Są oczywiście momenty gdzie gdzieś usłyszę i jest spokój, ale gdy zacznę myśleć intensywnie i nagle to potem jest to. Ja już zaczynam wierzyć w jakieś moce dziwne, a nie chce. Co mam zrobić? Słuchać i uczyć się na siłę? Unikać? Czy ja zwariowałam?
Myśli o braku sensu egzystencji utrudniają mi codzienne życie
Dzień dobry, Jestem dość młodą osobą, nie dawno skończyłam 18 lat. Dobrze się uczę, mam wręcz idealne kontakty z bliskimi (rodziną i przyjaciółmi). Nikt z mojej rodziny nie zmarł ostatnio, ani nawet w przeciągu paru lat. Nigdy nie chorowałam na poważne choroby i nie byłam w szpitalu. Jeśli nawet - ja tego nie pamiętam. Od początku wakacji nie mam kontaktu ze znajomymi. Wyjechałam na wakacje na 3 tygodnie. Gdzieś przy końcu czerwca, początku lipca odczuwam brak sensu życia, egzystencji. Pochodzę z rodziny wierzącej ale z moją wiarą jest skomplikowanie. Tak więc: nie mam na nic ochoty, nie chcę sobie nic kupować, wiem, że nie będzie mi się chciało uczyć. Wakacje nie sprawiają mi radości. Nie widzę sensu: po co żyć, kupować sobie różne rzeczy, po co się uczyć skoro i tak opuszczę ten świat umierając? Nawet JEŚLI tam po śmierci coś jest, to wykształcenie czy inne materialne rzeczy nie będą mi potrzebne. Boję się też okropnie starości. Boję się, że nie będę samodzielna, że na mój pogrzeb nikomu nie będzie się chciało przyjść, bo będą myśleć, że "była i tak stara to umarła, trzeba myśleć o młodych". Nie chcę się starzeć! Ale największym problemem są częste myśli o tym, że zycie nie ma sensu, że i tak umrę, po co budowac relacje z innymi ludzmi skoro i tak ich opuszczę. Myśli o braku sensu egzystencji utrudniają mi codzienne życie. Nie odpuszczają nawet na 30 minut. Myślę o nich cały czas. Martwie się, bo z każdym dniem bliżej mi do śmierci. Planowałam w pszyszłości dostać się na studia i mieć dobrą pracę. Teraz nie widzę sensu... Chcę na nowo cieszyć się życiem...
Podoba mi się chłopak, ale boję się, że nie mam u niego szans
Podoba mi się chłopak, ale boję się, że nie mam u niego szans. Jest inteligentny, wygadany, ma dużą wiedzę na każdy temat i pewność siebie. Za to ja mam wrażenie, że nie mam nic do zaoferowania. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi, dosłownie nie mam jakichś ambitniejszych tematów do rozmów, a nawet zwykłych historii z życia do opowiadania, zwyczajnie jestem nudna. Każde słowo, które wypowiem, wydaje mi się głupie i odtwarzam to w głowie godzinami. Czy jest jakaś opcja, żeby to zmienić? Jak nabyć takiej ogólnej wiedzy, aby swobodnie rozmawiać z ludźmi? Jeśli czytać książki, to od jakich zacząć, żeby najszybciej się rozwinąć w tej kategorii?
OCD - myśli natrętne dotyczące zabójstwa, wysoki lęk. Nie umiem sobie poradzić.
Dzień dobry. Zadawałem już tutaj kiedyś pytanie. Można podejrzeć je tutaj: https://twojpsycholog.pl/forum/pytanie/poczucie-winy-z-powodu-natretnych-mysli-2542 Cierpię na natręctwa, lęki, nie wiem dokładnie na co. Byłem u psychiatry, powiedział mi, że mam zespół natrętnych myśli i lęków, coś takiego. W zasadzie od dziecka to już u siebie zaobserwowałem. Gdy byłem mały, byłem na turnieju piłkarskim, spojrzałem się przypadkowo na spodnie trenera, w miejsce członka i zacząłem mieć natrętną myśl o jego członku. Oczywiście tej myśli mieć nie chciałem, nie mogłem się jej pozbyć. Potem do tego doszła natrętna myśl o stosunku z 7 lat młodsza siostra. Też nie chciałem mieć tej myśli. Podzieliłem się tym z mamą, ona mnie jakoś uspokoiła i potem był spokój na parę lat (tak mniemam). Mam przebłysk, że w gimnazjum podzieliłem się raz z kumplem po pijaku, że boję się trochę z nim spać, bo się boję, że mógłbym mu coś zrobić (w domyśle zabić), on na to zareagował względnie niespokojnie, ale jakoś ten temat się wyciszył, normalnie położyliśmy się spać, oczywiście nic się nie stało. W tym okresie generalnie bałem się dość chodzić spać, obawiając się, że lunatykując kogoś zabiję bądź coś w tym stylu. Na studiach (z psychologii nomen omen, z których już zrezygnowałem - chyba na szczęście dla moich potencjalnych pacjentów) zacząłem mieć natrętne myśli dotyczące zabójstwa. Czytałem coś tam w internecie, jakąś książkę przeczytałem i względnie sobie poradziłem. Czasami te myśli wracały, ale potrafiłem sobie poradzić z nimi jakimiś mini-kompulsjami, mini-rytuałami, np. poprzez śpiewanie sam do siebie po cichu, że to nieprawda i potem z czasem to jakoś mijało. No i od 1,5 roku jestem z dziewczyną, z którą zacząłem bardzo dużo podróżować. Każdy wyjazd wiązał się z lękiem przed położeniem się spać oraz z natrętnymi myślami o zabójstwie - ale jakoś sobie radziłem. Każdy następny wyjazd wiązał się też z rozwijaniem się skrupulatyzmu - potrafiłem nawet wysyłać zdjęcia do księdza koszulki, którą kupiłem chrześniaczce, na której była katedra Duomo i motylek. Pytałem się, czy mogę jej to wręczyć, bo przecież tu jest motylek, który jest symbolem ideologii New Age. Ksiądz nawet nie wiedział, o co chodzi, a gdy mu doprecyzowałem właśnie z tą ideologią New Age, to mi odpisał, że przecież tu nie chodzi o tego typu kontekst motylka. Albo np. kupiłem misia dla chrześniaczki, a potem się zastanawiałem cały czas, czy jego oczy to nie są "Oczy Proroka", też wysyłałem zdjęcia i pytanie do księdza, też odpowiedź oczywista. Nawet teraz zastanawiałem się, jak napisać "Oczy Protoka" czy z dużych, czy z małych, bo jeśli to nie jest akceptowalne w religii chrześcijańskiej, to przez Boga również, a więc jeśli to czy powinienem to pisać wielką literą? W cudzysłowie czy nie? Czy napisanie tego wielką literą to grzech? Czy mała to grzech? Czy to zniewaga symbolu kogoś innego, a zatem brak szacunku? Nie zastanawiałem się pisząc to oczywiście aż tak literalnie jak tu teraz opisuje, tylko bardziej podświadomie - zauważyłem to, wymazując te słowo kilkukrotnie, bo zastanawiałem się właśnie, jak powinienem to napisać. Trochę absurd. Odkąd jestem z dziewczyną, przestałem nadużywać alkoholu, jak robiłem to przed związkiem, ale lubiłem też sobie całkiem wypić na wyjazdach. Nie wiem, czy to mnie nie wyniszczyło. Jak byliśmy na jednym z wyjazdów, strasznie się bałem, że pewien człowiek mnie opętał, bo coś gadał do mnie dialektem indyjskim, dziwnie wyglądał (przerażająco dla mnie), rękę tak do mnie wystawiał. Wróciliśmy do kraju, poszedłem z tydzień-dwa później do Kościoła na niedzielną Mszę, i zacząłem się strasznie bać, że jestem opętany, że zwariuję, że będę zabijał ludzi, nie mogłem złapać oddechu. Wytrzymałem całą Mszę, usilnie się modląc, żeby wszystko było w porządku. Pojechałem autem do dziewczyny, mówiąc, że nie wiem co mi jest i że jadę do siebie. Pojechałem do siebie, ale jadąc po drodze musiałem się zatrzymać, bo czułem, że tracę czucie w całym ciele. Myślałem, że umieram, byłem pewny. Mrowienie wszędzie, hiperoddech, uczucie zawału - przyjechała karetka, ludzie mi pomogli - diagnoza: atak paniki, wszystko w porządku. Po tym wydarzeniu wszystko się nawarstwiło. Zacząłem się bać następnego ataku (nie było go dotychczas więcej), bardzo się bałem natrętnych myśli, które nawróciły mocno i nie mogłem sobie z nimi poradzić (na początku szczególnie z zabójstwem, czułem nawet objaw somatyczny, cała napięta prawą dłoń i się bardzo bałem, że ta dłoń zrobi właśnie coś złego). Ruminacje myślowe, które zostały wspomniane w pytaniu zadanym ostatnim razem (do teraz zresztą je mam, przypominają mi się różne myśli, to tworzy wyrzuty sumienia). Teraz też mam natrętne myśli, lęk, że mogę zostać pedofilem. Nigdy nie interesowały mnie dzieci, jeśli chodzi o pornografię, to preferencje miałem normalne, nawet bardziej dojrzałe kobiety mnie interesowały. Nigdy nie obejrzałem dziecięcego porno, nie wyrządziłem nikomu krzywdy i nie mam zamiaru, ale boję się, że jestem pedofilem. Miałem coś takiego, że widząc dziecko obojętnie jakie, nawet mu się nie przyglądałem, to czułem taki przepływ energii przez penisa, nie że podniecenie ani wzwód, tylko bardziej to utożsamiałem z takim strachem jak wtedy z tą ręką - że ta ręka mnie bolała gdy miałem natręctwa o zabójstwie, ale gdy uspokoiłem natręctwa i lęk, to uspokoił się także i ból w ręce. Z tym też sobie poradziłem, ale ten lęk powrócił i strasznie się boję, naprawdę mnie nie interesują żadne dzieci i nie chciałbym nikomu krzywdy żadnej jakiejkolwiek zrobić, tylko że to się uwiarygadnia na różne sposoby i sam zaczynam w siebie wątpić. Trochę się boję pójść na terapię, leki przyjmuję Fluoxetin, nawet pomaga, ale bez szału. Na co dzień ogólnie względnie nieźle sobie radzę, nie wspomniałem o pozytywnych skutkach ataku paniki; odstawienie na stałe alkoholu, mocne zainwestowanie w sport, trening (obecnie przygotowuje się do półmaratonu praskiego w Warszawie we wrześniu, a generalnie poczułem na tyle dużą zajawkę, że w przyszłości planuje triathlon, duathlon, biegi górskie itd., bardzo dużo trenuje) Skończę w tym roku 22 lata. Niby radzę sobie coraz lepiej i sobie uzmysławiam, że to natręctwa, zresztą czytałem w internecie o tych wszystkich moich natręctwach i nie tylko ja tak mam, ale czasami znowu wpadam w błędne koło i przegrywam. Natręctwa, które najbardziej mi doskwiera to na ogół te z zabójstwem (natrętne myśli + lęk). Potem ruminacje myślowe o tym, że mogłem mentalnie zdradzić moją kobietę Aktualnie mi doskwiera bardzo mocny lęk przed zostaniem pedofilem Inne natręctwa z jakimi się zmagałem to: - natrętne myśli o powołaniu kapłańskim (mimo że przecież nie chciałem), - lęk przed opętaniem, strach że jestem opętanym faktycznie, strach że zaraz zwariuję i zacznę wyrządzać krzywdę innym Brak dostrzegalnych kompilacji, może jedynie drobne rytuały, wmawianie sobie, że to nieprawda, "łamanie" palcami w różne strony, modlitwa, ostatnio też dużo rozmawiam z dziewczyną, mówię jej praktycznie o wszystkim, ale też nie chcę na nią takiego ciężaru zrzucać. Niemniej nie potrafię sobie z tym poradzić na dłuższą metę finalnie zawsze przegrywam. Potem już myślę, że wygrywam, że już jest ok, że sobie radzę i znowu przegrywam. I bardzo się boję.
Jestem w relacji z mężczyzną. Na początku, gdy się spotykaliśmy, ja wiedziałam, że on jest teoretycznie w związku, który się skończył, ale po prostu w nim tkwił.
Witam. Mam pytanie. Jestem w relacji z mężczyzną. Na początku, gdy się spotykaliśmy, ja wiedziałam, że on jest teoretycznie w związku, który się skończył, ale po prostu w nim tkwił. Zaczęliśmy się spotykać, ale nie określiliśmy tego jako związek, czy nawet relacja do pewnego momentu. W pewnym momencie moje życie mocno się skomplikowało, musiałam wyjechać do innego miasta, ale byliśmy w kontakcie non-stop. Zależało mi na nim coraz bardziej. Rozpoczęłam pracę, spotkałam się z innym mężczyzną i popełniłam błąd. Żałowałam tego, wiedziałam i pokazałam, że to był błąd. Mimo tego błędu wiedziałam, że zależy mi tylko na tym mężczyźnie. Oddałam mu się całkowicie. Wtedy zaczęły się kłótnie. Ten pierwszy, który nie mógł się nawet określić, kim jestem dla niego, stwierdził, że mnie kocha. Mimo szalenie złych kłótni rozwinęło się między nami ogromne uczucie. Ale on za każdym razem wracał do tej sytuacji i doprowadził do tego, że nawet nie umiałam sama powiedzieć, jak było, bo on mówił za mnie. Zaczął mnie oskarżać o wszystko. Kłóciliśmy się, ja z pokorą przyjmowałam każde wyrzutki, każde traktowanie mnie źle. Potrafił dzwonić do mnie w pracy, a ja musiałam pozwalać sobie na wyzwiska, mimo że słyszeli to klienci i inne osoby. Wszystko wytrzymywałam. Ja natomiast nigdy nie pokazałam mu nawet swoich nerwów, kiedy on mnie wkurzał. Nigdy nie wyzywałam osoby, z którą był. Wzięłam na siebie wszystko. W mojej głowie doprowadził, można powiedzieć, do traumy, że ja nie potrafię niczego odtworzyć sama i co się wiąże z tym, mam poczucie nawet utraty pamięci, bo poprzednia moja relacja była totalnym złym wyborem. On stał się moim wyborem życiowym. Jest miłością mojego życia. Oddałabym za niego życie. Chcę mu stworzyć rodzinę, dać pierwsze dziecko. Jestem pewna tego, jak niczego innego na świecie. Wie o moich wszystkich poprzednich relacjach, o moich błędach, i niestety wykorzystuje to przy każdej kłótni. Mówi, że jestem resztkami, używa słów, że jestem najgorsza. Zawsze mówi też, że mnie zabije. Kazał mi się zmienić - nie mówić o nas - po prostu się spotykać - robiłam wszystko, co chciał - czyli przez półtora roku nie powiedziałam słowa na nasz temat, na temat swoich potrzeb, czy tego, co mnie rani, a co nie. Nie obraziłam nigdy jego relacji i baby. Potraktował mnie nie raz jak śmiecia. Przyjęłam to, bo wiedziałam, że ja zrobiłam coś złego, ALE CHCĘ GO WCIĄŻ, BO GO KOCHAM naprawdę. Byłam do dziś na każde jego skinienie, podporządkowałam swoje życie totalnie jego życiu, czekałam co tydzień, czy zezwoli mi na przyjazd, pytałam o dziecko czy "mogę napisać", czy mogę powiedzieć coś. Będąc w gorszej sytuacji finansowej niż on, robiłam wszystko ponad siły, by jeździć, kiedy tylko chce być w miejscach, kiedy chce. Pamiętałam o każdej okazji, robiłam prezenty, jakie tylko mogłam. Nie podjęłam żadnej innej pracy, żeby nie dać mu powodów, pokazać, że on jest moim wyborem. Wybrałam pracę na czarno u rodziny, by dorabiać i mieć na przyjazdy w każdym momencie. Nie zrobił nic, byśmy mogli spędzić kilka dni ze sobą. Dał mi parę miesięcy niby na zrobienie czegoś - teraz zarzuca mi, że nie zrobiłam nic. Nie mogłam mówić niczego, co chcę (bo od razu jest szantaż, że mnie zablokuje albo zniknie z mojego życia), dlatego przez te miesiące nie mówiłam nic, znosiłam nawet miesiąc bez widywania się, bo miał ważne sprawy. Teraz zarzucono mi, że nie zrobiłam niczego, kiedy robiłam wszystko, co chciał, a przy kłótniach nawet nie wyzywałam go od głupka. Tak bardzo mi na nim zależy. Zarzuca mi, że to ja jestem niby toksyczna, a już sama nie wiem, które z nas. Mi zależy tylko na jednej szansie, żeby zobaczyć czy to wyjdzie. Bo ja nie powiedziałam na chwilę, że chcę rodziny, to była najpoważniejsza deklaracja w moim życiu. Jeśli nie wyjdzie, ok, odpuszczę, ale zależy mi na jednej szansie. Czy ja na to zasługuję?
Ginekologiczny zabieg w szpitalu i lęk z tym związany.
Ginekologiczny zabieg w szpitalu i lęk z tym związany. Nigdy nie uprawiałam seksu, wizyty, jakie odbywałam u ginekologów (kobiet) zawsze były dla mnie potwornie bolesne i wstydliwe, a na to wszystko złożył się polip i konieczność wykonania zabiegu w szpitalu. Bardzo się boję, myślę o tym, wstydzę się i dodatkowo te wszystkie emocje wpływają negatywnie na miesiączki, które są kluczowe do wykonania zabiegu. Nie wiem, jak sobie poradzić z tym lękiem i wstydem :(
Czuję lęk, kiedy opowiadam o swoim wnętrzu, uczuciach i doświadczeniach.
Dzień dobry. Czuję lęk, kiedy opowiadam o swoim wnętrzu, uczuciach i doświadczeniach. Czuję się wtedy tak, jakbym wchodziła w nieznaną otchłań. Nie wiem, kim jestem. Od dawna dorosła, a wciąż czuję się dzieckiem. Chyba nie przeszłam buntu nastoletniego, bo nie mogłam wyrażać mojego zdania. Uciekałam w internetowe znajomości i tam kłóciłam się z ludźmi tak samo, jak ze znajomymi ze świata realnego. Skutek jest taki, że z czasów po zainstalowaniu w domu internetu mam silniejsze wspomnienia ze świata wirtualnego niż z realnego. Właściwie dzielę moje życie na lata przed zainstalowaniem w domu internetu i późniejsze. Te pierwsze uważam za szczęśliwsze i dlatego wciąż czuję się dzieckiem, bo tęsknię za nimi. Wszystko się tymczasem urwało, dorastałam w świecie wirtualnym, zmarnowałam czas budowania tożsamości i dzisiaj w kontaktach z ludźmi jestem niby z dżungli – uczę się z nimi rozmawiać bez konfliktów, słuchać, ale też nie tworzę relacji. Wszyscy wydają mi się wciąż zbyt dorośli. Czasem, kiedy już wydaje mi się, że chwyciłam to „dorosłe” nadawanie na falach, będąc poza domem, dopada mnie lęk – myśl, że bez rodziców jestem jak bez korzeni, że czuję się dziwnie, choć bardzo nie chcę się tak czuć – i mam wtedy objawy somatyczne, ciała nie oszukam. Nie chodzi o to, że boję się być bez rodziców, chyba chodzi o to, że nie wiem, jaką mam tożsamość, kiedy nie jestem dzieckiem. Czuję się wtedy, jak rzucona na wodę, a brzegu nie widać. Chciałoby się popłynąć, a to nie wychodzi, bo coś mnie w tym nieszczęsnym dwunastym roku życia trzyma i nie puszcza. Nie mam kierunku, nie mam celu. Zaczynam jakąś rzecz, a potem rezygnuję, twierdząc, że podjęłam decyzję pod wpływem emocji – bo tak istotnie jest. Emocje mną rządzą, nie umiem podejmować decyzji, nie wiem, czego chcę, płaczę albo reaguję słowną agresją, gdy usłyszę słowa krytyki i jestem uparta. Ten upór miałam w sobie od dzieciństwa – ogromnym problemem było dla mnie np. przepraszanie innych. Już w wieku szkolnym wiedziałam, że należy się podporządkować, ale w sercu hodowałam niezgodę na ten stan rzeczy. Nigdy z tego nie wyrosłam. Dzisiaj, kiedy ktoś mówi mi, że myślę albo robię coś źle, czuję się tresowana, tłamszona, zgnieciona niemal. Nie potrafię pogodzić się z tym, że np. miłość to afirmacja i wymaganie. Dla mnie ktoś, kto wymaga, nie kocha. Ode mnie wymagano tego – nikt tego tak nie określał, ale dziś tak to widzę – by dobrze się uczyć i nie pyskować. Kiedy dzisiaj pojawiają się jakieś wymagania, mam objawy somatyczne i kompletnie nie daję rady, bo po pierwsze, nie wiem, jak zabrać się do ich realizowania, a po drugie czuję bunt, że ktoś mnie niszczy. Jakbym całą sobą chciała powiedzieć: nie dam się zdominować nikomu... Czy można w wieku dorosłym przejść okres buntu? Czy jest tak, że on jest niezbędny, aby zbudować tożsamość (bo na tym przecież polega dorosłość)?
Lęk, niepokój, duszności w sytuacjach stresowych - gdzie lepiej się udać?
Witam. Często odczuwam lęk i niepokój, w sytuacjach stresowych mam duszności, napady gorąca, zawroty głowy, szum w uszach, robi mi się słabo i drży mi całe ciało. Mam też problemy żołądkowe oraz częstomocz. Od pewnego czasu mam także problem ze skupieniem się, w towarzystwie często się wyłączam i nie słucham tego, co ktoś do mnie mówi. Czasami niektóre z tych objawów pojawiają się także bez konkretnego powodu. Nawet błahe sytuacje z życia codziennego mnie stresują. Objawy te utrzymują się u mnie już od ok. 5 lat i zastanawiam się nad pójściem na terapię, jednak nie wiem czy z takimi objawami na pierwszą wizytę lepiej udać się do psychologa czy psychiatry. Proszę o poradę.
Mam niemożność powiedzenia, że czegoś nie wiem, przyznania się, że coś nie działa albo że źle się czuję w sytuacjach społecznych
Mam niemożność powiedzenia, że czegoś nie wiem, przyznania się, że coś nie działa albo że źle się czuję w sytuacjach społecznych z ludźmi spoza grona moich bliskich. Mam tak przez fobię społeczną. Już wyjaśniam, o co w tym chodzi w moim przypadku. Nie umiem powiedzieć, że czegoś nie wiem na spotkaniach ze specjalistami od zdrowia psychicznego, oni zadają pytanie, na które nie znam odpowiedzi a zamiast to wyrazić, to ja wymyślam jakąś odpowiedź, która jest najbliższa prawdzie, ale nie robię tego celowo, tylko przez fobię społeczną. Jeśli chodzi o brak przyznania, że coś nie działa to miałam tak na spotkaniu z psycholożką na oddziale psychiatrycznym - ona stosowała metodę wyobrażania sobie swojego "bezpiecznego miejsca" i poleciła mi sobie najpierw wyobrazić dowolną sytuację ze szkoły z tyranem, która była negatywna, a potem miałam przejść do bezpiecznego miejsca - nie przeczę, że to może być skuteczne i pewnie byłabym w stanie sama w domu to wykonywać, ale nie w sytuacji społecznej, gdy mam pustkę w głowie i nie mogę sobie nawet przypomnieć żadnej sensownej sytuacji z tym tyranem... A przyznanie się, że źle się czuję jest dla mnie niemożliwe, gdy ktoś obcy pyta "jak tam?", było tak na oddziale psychiatrycznym, gdzie otwarcie mogłam powiedzieć, że jest nie za dobrze, a tylko się uśmiechałam i odpowiadałam "dobrze" (a pytali mnie inni pacjenci i tylko ich mam na myśli, jak psychiatrzy pytali o moje samopoczucie na obchodzie to starałam się mówić prawdę, ale z rozwinięciem się na ten temat był problem, zwłaszcza że obchód był przy innych pacjentach). Czy to normalne w fobii społecznej i podobnych zaburzeniach?
Nie panuje nad swoimi emocjami, teraz mogę przez to mieć odebrane prawa do dziecka.
Nie wiem, co mam robić, jestem bezradna. Nie panuje nad swoimi emocjami, teraz mogę przez to mieć odebrane prawa do dziecka. Syn jest z zespołem Aspergera. Proszę o pomoc.
Napady lęku po omdleniu- na tyle boję się kolejnego takiego zdarzenia, że gdziekolwiek jest duszno od razu skacze mi tętno i czuję napad lęku.
Witam, chciałabym dowiedzieć się jak łatwo i skutecznie mogę radzić sobie z atakami paniki czy nieuzasadnionym lękiem. Od około dwóch miesięcy zaczęłam przejmować się zdrowiem po tym jak pierwszy raz w życiu spadł mi cukier do tego stopnia, że prawie zemdlałam. Nie mam żadnych problemów z cukrem, ale mam insulinooporność (wysoki poziom insuliny), która może prowadzić do cukrzycy, więc bałam się czy to nie jest już początek cukrzycy. Mimo dużej ilości wizyt u lekarzy, którzy powiedzieli, że nic mi nie jest, nadal bardzo na siebie uważałam, nie raz oddalając się przez to od znajomych i życia dookoła mnie. Parę tygodni potem lęk o zdrowie znacznie zniknął, ale niestety pojawiły się inne, np. gdy zrobiło mi się duszno w łazience pod prysznicem. Od tego czasu zawsze, gdy tam wchodzę, tętno skacze mi do 120- 130, nawet kilka razy do 150!, czyli zakładam, że to po prostu panika przed ponownym zdarzeniem się tej sytuacji. Zawsze lubiłam długo przebywać w tym pomieszczeniu a teraz wszystko robię jak najszybciej byle tylko wyjść z tej "duchoty". Nawet jak zostawię uchylone drzwi, przez które na pewno wpływa powietrze to moja głowa nadal twierdzi, że jest zbyt duszno. Tak samo teraz- jestem chora na covid przez co jestem osłabiona i raz źle poczułam się w kuchni, więc kolejne pomieszczenie powoduje u mnie stres. To jest chyba jeszcze bardziej uciążliwe (bo w łazience wystarczy, że szybko wejdę pod prysznic i już) bo zawsze lubiłam i nadal lubię gotować, pomaga mi to nie raz w relaksacji, ale po jakimś czasie muszę wstać od jedzenia po to by nie zwariować.:( Przy takich stanach czasami też mam niewielkie poczucie odrealnienia, które mija praktycznie od razu ze spadkiem tętna i uspokojeniem się. Poczytałam trochę o tym i myślę, że mogą to być w jakimś sensie ataki paniki, ale nie chcę oczywiście sama się diagnozować, dlatego liczę na jakąś radę co robić i czy warto iść do specjalisty. :)